poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Opuszczone wsie łemkowskie i inne miejsca w Beskidzie Niskim i Sądeckim, część 21

Zaczynam relację z drugiej, majowej trasy w Beskidy, tym razem tylko w Beskid Niski, a potem na Podkarpacie - pokażę je w osobnych odcinkach na koniec, robiłam tam opuszczone cerkwie. Było tyle materiału z wycieczki marcowo-kwietniowej, że dopiero teraz zaczynam wrzucanie tych zdjęć. Podczas majowej trasy skupiałam się na cmentarzach z czasów I wojny światowej, ale wciąż zwiedzałam też pozostałości po opuszczonych łemkowskich wsiach i cmentarze łemkowskie, trafił się pewien wspaniały porzucony dom, a także opuszczona cerkiew z kostnicą obok, którą pokażę na początek.






Opuszczona cerkiew rzadko się trafia w Beskidzie Niskim. O wiele większe ich zagęszczenie jest dalej na wschód. Cynk o tym obiekcie dostałam od znajomego "po fachu", Piotra Duraka. Poprzedni i zarazem drugi tego typu znaleziony w Beskidzie Niskim, tym razem akurat przez łut szczęścia, pokazałam TU. Innych (jeszcze?:>) nie znalazłam.


Cerkiew jest dość młoda, powstała w czasach międzywojennych na miejscu spalonej poprzedniczki. Za czasów PRL był tutaj magazyn, po zmianie ustroju przeprowadzono ponowne wyświęcenie. Dziś obiekt nie jest już użytkowany. Kluczy do niego szukałam z powodzeniem we wsi, jak to często bywa w przypadku tego typu świątyni.





Chociaż cerkiew nie jest już używana od mniej więcej 10 lat, ma bardzo czyste wnętrze - to znaczy posprzątane, nie ma tego bogactwa detali, jakie często trafia się w opuszczonych miejscach tego typu - przykłady tego pokazywałam choćby TU czy TU. Wszystko wyłożone boazerią, nie ma polichromii ani łuszczącego się tynku. Skromne pozostałości ołtarza z białym obrusem, kilka świętych obrazów. Ślady opuszczenia widać bliżej okien - pajęczyny, parę drobnych przedmiotów.








































Nie wiem, skąd taka data wymalowana w przedsionku. W źródłach książkowych nic nie znalazłam o tym, by akurat wtedy coś się tam działo. Wydaje się, że wtedy w cerkwi był magazyn, a ponowne wyświęcenie miało się odbyć dopiero po niemal połowie stulecia. Może ktoś po prostu tam wtedy napisał datę, tak jak robią różni "podpisywacze" na ścianach czy ławkach, a może to data jakiegoś małego remontu.


Tutaj na ścianie wyryte jakieś obliczenia. Może przez pracowników magazynu w czasach komuny.




Powyżej cerkwi jest niewielki cmentarz. Sporo tu dawnych nagrobków, ale trafiają się i te nowe - miejsce jest wciąż użytkowane. 


Ma jednak swój klimat, choćby dzięki pewnej ciekawostce - opuszczonej kostnicy. Czegoś takiego jeszcze nie było:




W dniu, w którym zwiedzałam tę miejscowość, akurat przez większość czasu lało. Trochę mi to zresztą pokrzyżowało plany - w pobliskiej opuszczonej wsi przejście przez zdezelowany i śliski mostek z połamanymi poręczami do cmentarzyka nad wezbranym potokiem okazało się niestety zbyt ryzykowne w pojedynkę. Trochę jednak żal ewentualnie połamać siebie i aparat. Pewnie teraz jest tam sucho i elegancko. Może jeszcze będzie okazja? Póki co jednak obserwowałam niebo nad opuszczoną cerkwią:


I zwiedzałam cmentarzyk:












Czasem na opuszczonych cmentarzach jest zatrzęsienie winniczków. Pamiętam, jak w jednym z takich miejsc na Lubelszczyźnie musiałam ważyć każdy krok, żeby ich nie rozdeptywać, bo były ich kilogramy. Tutaj na szczęście ślimaki miały więcej instynktu samozachowawczego i pouciekały przede mną na nagrobki;>















A teraz miłe wspomnienie ze spaceru w rejonie mojej kochanej Wysowej. Mam tam sprawdzony nocleg, a miejsce jest świetnym punktem wypadowym. Jak znam życie to znów tam pojadę, bo chociaż boję się tym cholernych niedźwiedzi, ciągnie mnie znów w Beskid Niski. Podczas drugiego dnia majowej trasy ruszyłam na poszukiwanie cmentarzy wojennych z czasów I wojny światowej ukrytych w górach w rejonie wsi Blechnarka. Zaparkowałam autko na poboczu, gdy wreszcie znalazłam jeden z drogowskazów i ruszyłam czymś w rodzaju dróżki pod górę. Jak to czasem bywa w takich sytuacjach, dołączył do mnie wiejski piesek. W sumie nie jestem fanką psów, ale te wiejskie i małe bywają naprawdę świetne i wtedy to co innego - tak było i w tym przypadku. Pies towarzyszył mi prawie do samego cmentarza, cały czas węszył w trawie i zerkał co i rusz, czy idę za nim. Potem zresztą na pewnej fejsbukowej grupie ktoś napisał, że też szedł z nim od Blechnarki ten pies i odezwała się właścicielka. Zwierzak nazywa się Dobek. Oby wszystkie psy były takie jak on.





Im wyżej, tym piękniejsze widoki na Beskid Niski.








Znaki się urwały, starałam się jakoś iść dalej, weszłam w las. Na szczęście po chwili pojawiły się znowu. Mniej więcej w tym momencie Dobek postanowił iść inną drogą. Spotkałam go ponownie dopiero przy samochodzie.



Dalsza część drogi na wojenny cmentarz prowadziła nadal przez las, obok sporego wąwozu.


No i widać cmentarz nr. 50, znaki mnie w końcu do niego doprowadziły. Więcej o historii tych cmentarzy pisałam TU. Ten był projektowany przez Dušana Jurkoviča, słowackiego architekta. Drugim głównym projektantem tych miejsc był Hans Mayr. Szukając cmentarzy wojennych w Beskidzie Niskim, korzystałam z TEJ książki, którą bardzo polecam. Kupiłam ją wraz z mapką w cerkwi w Kwiatoniu - też polecam. Warto szukać tych cmentarzy - widoki i architektura są tego warte.



Nietypowe ogłoszenie na drzewie:


Na cmentarzu jak zwykle pochowani są żołnierze z obu stron pierwszowojennej barykady Tu ktoś zadał sobie trud opisania tych mogił:










Na cmentarzu stał słoik z czymś w rodzaju księgi gości:> Słoik zawierał nawet długopis, z którego skorzystałam, również wpisując się na zamkniętej w środku kartce. Ktoś chyba postanowił policzyć odwiedzających.






Powrót do Blechnarki:



W maju Beskid Niski wygląda szczególnie ładnie. Jasnozielony kolor gór, mieszanka drzew zielonych i kwitnących na biało, jeszcze brak zarośli uniemożliwiających dotarcie do cmentarzy i opuszczonych miejsc:










c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz