Opuszczona cerkiew z salą katechetyczną stoi we wsi położonej na północy Podkarpacia. Niby osoby o złych zamiarach się raczej tam nie dostaną, bo nie ma dziur, a klucza pilnuje sołtys, ale wobec wyjątkowej atrakcyjności obiektu i jego położenia na uboczu zdecydowałam się nie podawać dokładnej lokalizacji. Cerkiew powstała na początku XIX wieku, polichromię wykonano w 1899. Choć trudno w to uwierzyć po zobaczeniu środka, obiekt jest całkiem opuszczony od 12 lat. Wcześniej służył jako kaplica rzymskokatolicka.
Gdy namierzyłam we wsi sołtysa i podeszłam do imprezujących w altance mieszkańców, trafiłam najwyraźniej na ich dobre humory. Klucz dostałam jednak dopiero po zapewnieniu, że "nie robię zdjęć dla Ukraińców". Początkowo nie wiedziałam, o co chodzi. Potem w innej wsi, Posadzie Rybotyckiej, trochę się to chyba wyjaśniło. Tam nie udało mi się wejść do cerkwi. Mieszkańcy powiedzieli, że klucze od niedawna nie są we wsi, tylko u Ukraińców za granicą, którzy przejęli obiekt, "bo wcześniej było tam muzeum". Cokolwiek to znaczy.
Kłopotów z gigantycznym kluczem i pobocznymi minikluczami było co niemiara. Ledwo się poprzekręcały w zamku, potem nie chciały wyjść i w ogóle. Męczyłam się do skutku, bo wiedziałam, że to będzie jeden z najlepszych obiektów na trasie. Ostatecznie weszłam do środka i zobaczyłam coś takiego:
Mnóstwo wyposażenia, obrazów, ozdób, polichromie na drewnianym suficie. Na tym wszystkim gdzieniegdzie pajęczyny. Zachowanymi elementami można by obdzielić pełno opuszczonych miejsc.
W bocznym pomieszczeniu była pewnie zakrystia:
Pomieszczenie boczne po prawej stronie (gdy patrzy się na ołtarz od wejścia) było jeszcze lepsze. Zachowała się tam cała sala katechetyczna, z tablicą, obrazami, piecem, drewnianymi ławkami, które sama pamiętam z przykościelnej religii w podstawówce.
Potem weszłam na chór, a tam stały organy.
Opuszczona cerkiew z bukietami stoi przy drodze przez małą wieś na północy Podkarpacia. W tym przypadku też nie podam lokalizacji, bo można się tu dostać nie tylko na legalu - ktoś wyjął okno na zakrystii. Ostatecznie zresztą sama musiałam skorzystać z tej metody;>, bo otrzymany u jednej z gospodyń klucz za nic na świecie nie chciał przekręcić się we właściwą stronę. Wyglądał tak:
Małą, drewnianą cerkiew z XVIII wieku otacza cmentarz:
Od wysiedleń w 1947 roku do 1991 roku cerkiew była kaplicą rzymskokatolicką. Dziś jest zupełnie opuszczona. Jak mówią mieszkańcy, to, co było cennego, od tamtego czasu rozkradziono. Dziś pilnują resztek świetności. Z wiesiexowego punktu widzenia to żadne resztki, tylko same skarby:
Opuszczona cerkiew św. Męczennika Dymitra w Starym Dzikowie jest przepiękna od zewnątrz, a w środku są praktycznie gołe ściany, poza... zachowaną scenografią do filmu Wajdy "Katyń. Były tu kręcone niektóre sceny i potem pozostawiono "więzienne prycze" :> Na nich wiszą zdjęcia z filmu. Wejście do środka było możliwe dzięki pracownikom miejscowego domu kultury - znów pozdrawiam miłych i pomocnych lokalnych urzędników.
Są jakieś niewielkie ślady dewastacji, widocznie kiedyś cerkiew stała otworem:
Na koniec jak zwykle coś z zupełnie innej beczki. Połoninę Wetlińską pokażę w następnym odcinku, teraz wyprawa do opuszczonej wsi Beniowa, czy raczej miejsca po niej, jak to tutaj bywa, choć z bardzo ciekawymi pozostałościami. Zobaczyłam ją w sumie dzięki swojej nieszczęsnej kontuzji nogi po upadku z cerkwi w Ujkowicach, bo zamiast Caryńskiej pierwszego dnia musiałam wybrać spontaniczną objazdówkę i coś mniejszego, kilkukilometrowego. Widocznie tak musiało być, bo wycieczka udała się bardzo!
Z Ustrzyk Dolnych, gdzie nocowałam, wyjechałam rano w kierunku Ustrzyk Górnych. Zatrzymywałam się przy niemal każdej cerkiewce, tym razem nieopuszczonej, żeby rozruszać nogę, co okazało się bardzo owocne.
Oto cerkiew św. Mikołaja w Hoszowie. Budowa zaczęła się w 1939 roku, świątynia została opuszczona po 1951. Podczas wojny był tam magazyn amunicji, po niej... owczarnia. W latach 70-tych budowlę przejął kościół katolicki, jak to często bywało.
Potem zawinęłam do wsi Żłobek:>
Jest tam cerkiew Narodzenia NMP z 1830 roku.
Jechałam dalej, aż skręciłam do wsi Smolniki. Do cerkwi św. Michała Archanioła (koniec XVIII wieku) jedzie się pod górkę gruntową drogą, mijając hodowlę kóz. Były bardzo zaciekawione mną i moim pojazdem, a ja nimi:
Jechałam dalej aż do zakrętu na Muczne. Uwaga - samochody powinny zakręcać w lewo w Stuposianach, droga za Pszczelinami jest gruntowa i nie nadaje się.
Zaczyna się bieszczadzka dzicz i drogowe serpentyny. Jeszcze przed wsią Muczne dojeżdża się do zagrody żubrów. Żubry żyją w Bieszczadach na wolności. Oto te z zagrody. Obok jest jeszcze boczna ścieżka w łopiany, którą też sobie wypróbowałam.
Potem pojechałam dalej, jak droga prowadzi na Muczne i Tarnawę Niżną.
Stamtąd trasa prowadzi na Bukowiec, gdzie jest płatny parking. Tam też kupuje się bilety, gdy nieczynna jest budka w Tarnawie. Ostatnie kilka kilometrów jedzie się niezbyt wygodną szutrówką, ale da się to przeżyć.
Z samochodu widać słupki graniczne. To już Ukraina:
Od Bukowca poszłam żółtym szlakiem rowerowym w stronę dawnej wsi Beniowa. Z książki "Krajobrazy nieistniejących wsi" wiedziałam, że znajdę tam opuszczony cmentarz z podstawą chrzcielnicy ozdobioną rybą. Niebieski szlak prowadzi dalej do tak zwanego Grobu Hrabiny, ale przez kontuzję musiałam poprzestać na skróconej trasie, czyli kilkukilometrowej pętli szlakiem żółtym. Na początek łażenia po tych górach w sam raz.
"W 1921 roku Beniowa liczyła 99 domów i 617 mieszkańców, w tym 482 narodowości rusińskiej, 25 polskiej i 85 żydowskiej. Tuż przed wojną we wsi było 130 domów, cerkiew, folwark, szkoła, posterunek Korpusu Ochrony Pogranicza i czytelnia 'Proświty'. (..)W pierwszych dniach czerwca 1946 roku wszystkich mieszkańców, w sumie 125 rodzin, wysiedlono na Ukrainę. Po ich odejściu część wsi została spalona, reszta wraz z cerkwią spłonęła w następnym roku." (Krajobrazy nieistniejących wsi, S. Kłos).
W latach 80-tych dzieła zniszczenia dopełnił niejaki Igloopol, jakiś rolny kombinat. Pozostały zresztą po nim resztki chlewni w Tarnawie. Zaorano prawie wszystko, także część cmentarza. Przedsiębiorstwo upadło , od 1999 roku teren należy do BdPN.
"Co jeszcze pozostało po wsi? Legenda. Ludowe podanie głosi, że w tutejszej cerkwi - oczywiście tej starej - poświęcał swój nóż Oleksa Dowbosz, sławetny bieszczadzki, i nie tylko, rozbójnik, żyjący w pierwszej połowie XVIII wieku. Według innej wersji miał to być jego brat Iwan, także rozbójnik" (Krajobrazy nieistniejących wsi, S. Kłos).
Żółtym szlakiem wraca się przez pole, a potem las do Bukowca:
W Ustrzykach Górnych nocowałam. Oto tamtejsza łąka i okolice:>
ciąg dalszy nastąpi:>
Patrząc na te zdjęcia dochodzę do wniosku, że ubodzy są ludzie, którzy nie wychylają nosa spoza własnych czterech ścian.
OdpowiedzUsuńW zupełności się zgadzam, widoki jak i zwiedzane budynki super a przy okazji można poznać ciekawą historię i miłych ludzi. Pozdrawiam.
UsuńZ wielką niecierpliwością czekałam na kolejną część! Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie. Nazywam się Jan Andrzejewski i pracuje na warszawskiej ASP na Wydziale Konserwacji Dzieł Sztuki. Chętnie poznałbym szczegóły "Opuszczonej cerkwi z salą katechetyczną we wsi położonej na północy Podkarpacia". Mój e-mail janek.andrzejewski@gmail.com
OdpowiedzUsuńByć może bęę w stanie zorganizować prace konserwatorsko-restauratorskie przy tym obiekcie oraz innych jemu podobnych. Pozdrawiam i czekam na wiadomość.
Czy jest szansa podania w wiadomości prywatnej (paula.krzykowska@gmail.com) lokalizacji cerkwi z salą katechetyczną?
OdpowiedzUsuń