piątek, 28 grudnia 2018

Puszcza Białowieska, podlaskie cmentarze i inne miejsca część 26

Mglista i pogmatwana, ale bardzo jak dla mnie ciekawa leśna wycieczka od Hajnówki na północ, najpierw czerwonym szlakiem, a potem z racji zarośnięcia szlaku przez pewien czas nieszlakiem do wsi Lipiny i skrótem znów do czerwonego, gdzie znajduje się wojenna mogiła. Potem od Postołowa na południe, czyli z powrotem do Hajnówki. Po drodze zwiedziłam też Krynoczkę, czyli uroczysko z XIX-wieczną kaplicą i źródełkiem.






Wystartowałam z samego rana z Hajnówki, gdzie nocowałam. Zaparkowałam tam gdzie pierwszego dnia listopadowej minitrasy, czyli pod cmentarzem katolickim tuż przy wjeździe w Puszczę Białowieską. Właśnie tam można od razu wejść na czerwony szlak. Plan dnia zakładał przejście od Hajnówki do Narewki, a potem złapanie na styk busa powrotnego. Rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana:> Póki co szłam od cmentarza w lewo:


Tę kapliczkę zauważyłam dopiero wtedy, gdy wracałam:

 

Od razu zrobiło się mgliście. Czerwony od Hajnówki na północ biegnie początkowo blisko zabudowań i w nieco bardziej kręty sposób niż na mapie.










Przecina się tory wąskotorówki:




Coraz bliżej najbardziej mglistego miejsca, coraz bardziej dziko i pięknie:>





















Wchodzi się ze ścieżynki na szerszą drogę leśną:







Piękna mgła i dzikość. Minęła mnie jakaś miejscowa grzybiarka na rowerze i spytała, czy się nie boję chodzić sama po lesie. Powiedziałam, że czasem się boję, ale w sumie to nie:> Tak też było na tej wycieczce. Póki co w ogóle nie było powodu do niepokoju, znaki i droga widoczne. Zastanawiałam się tylko, czy na pewno zdążę na tego busa.













Widoki coraz piękniejsze:










Jeden z białowieskich wielkich dołów. Jakaś dawna żwirownia? Widuje się je raz na jakiś czas przy drogach.



No i gdzie te znaki? Zakręt w lewo powinien już być, a tu nic z tego. Poszłam więc w którąś drogę w lewo kierując się tylko mapą.









Wyszłam na kolejną drogę. Znaków nadal nie było, pojawił się za to leśny kot:>


Wreszcie zauważyłam czerwone znaki. Ulga była jednak chwilowa. Szlak prowadził do rezerwatu Lipiny. Weszłam w krzaczory, ale po pewnym czasie droga się skończyła. Przede mną było tylko takie coś i ani śladu znaków:


Był też oczywiście ten nieśmiertelny znak przed krzaczorami..
 

Chwilę się przez to przedzierałam, licząc na zobaczenie znaków albo czegoś choć trochę przypominającego ścieżkę, ale nic nie było. Niestety trzeba było zrobić odwrót, bo zgubienie się w puszczy bez drogi, przy mgle i krótkim dniu to raczej nie jest recepta na udaną wycieczkę. Co teraz? Postanowiłam iść drogą w stronę wsi Lipiny, a potem znów szukać wejścia na czerwony szlak. Plany dojścia do Narewki trzeba było włożyć do kieszeni, bo i tak już na starcie było na styk z powodu jedynego o tej porze busa, co dopiero z komplikacjami. Cóż, innym razem! Póki co improwizacja. A więc do Lipin.




Tory przecinają drogę, w głębi rezerwat Lipiny:





No i jest mglista wioska Lipiny:




A tam.. kamienie z wierszami ku czci ziemniaków:>




Szłam przez Lipiny na północ. Wymyśliłam, że dojdę jakoś do kolejnego odcinka czerwonego, idąc za wsią na wprost, a potem skręcając w prawo. Wyznaczyłam sobie jako cel zaznaczoną na mapie mogiłę wojenną. Postanowiłam ją znaleźć, a potem się ewentualnie martwić, co dalej. Lubię takie historyczne pamiątki na trasie i poszukiwanie ich. Znajdowanie mniej lub bardziej zapomnianych i zakamuflowanych mogił wojennych w Puszczy Kampinoskiej to jedna z moich nieustająco żywych zajawek. A czy w Puszczy Białowieskiej są jakieś mogiły pozaszlakowe, a nawet pozamapowe, jak to bywa w "Kampinosie"? Może tak, bo trafiłam na cztery nie zaznaczone na mapie krzyże, w tym jeden poza szlakiem, ale mogły to być jednak innego rodzaju pamiątki.






No i mapa nie kłamała, doszłam znów do szlaku czerwonego:> Pozostawało ruszenie nim na północ.




Znów listopadowe kwiatki:






Głaz tym razem bez poematów o ziemniakach, choć odruchowo już zaczęłam ich wypatrywać:>


Znowu te tabliczki! Ale droga między wiatrołomami wyglądała normalnie i taka też początkowo była.


Wojenna leśna mogiła coraz bliżej, pojawił się nawet drogowskaz:





Droga zmienia się w krętą ścieżkę i pomału zakręca delikatnym łukiem w prawo. Zaczęłam rozglądać się za mogiłą.


W końcu zauważyłam mogiłę.




Chciałam jeszcze spróbować czerwonego szlaku i ruszyłam nim:



Doszłam do niesamowitego powalonego i omszałego drzewa, było wielkie, choć na zdjęciu mało to widać, zwłaszcza że skalę porównawczą stanowią inne wielkie drzewa:>



W tym miejscu nie wiedziałam już, gdzie jest droga i jak iść dalej. Szukałam przejścia, starając się utrzymać w zasięgu wzroku poprzednio widziane znaki. nic z tego nie wyszło. Trzeba było zrobić odwrót. Wróciłam tą samą drogą aż do odbicia szerszej drogi leśnej na Postołowo. W tym lesie z mogiłą jest nawiasem mówiąc trochę upiornie, panuje tam jakiś taki dziwny klimat i ma się wrażenie bycia obserwowanym. Prawie nigdy nie mam takiego odczucia, a tam miałam i zupełnie zaskoczyło mnie to. Może po prostu jest tam monitoring lub fotopułapka:> Po wyjściu z tego kwartału na wiatrołomy od razu to minęło. Poszłam drogą na Postołowo.




Zobaczyłam na mapie dużą polanę, prowadziły tam jakieś ścieżki wyjeżdżone przez auta. Ani chybi myśliwi, pomyślałam sobie.


No i faktycznie. Jest ambona:


Jest i miejsce z jedzeniem dla zwierząt:< Podobno takie strzelanie do skuszonych jedzeniem zwierzaków jest legalne, tylko nazywa się to nęcisko, a nie paśnik, czy jakoś tak. Taki kruczek prawny. Przeczytałam o tym w książce "Farba znaczy krew" napisanej przez Zenona Kruczyńskiego, byłego myśliwego, którego zaczęły dręczyć wyrzuty sumienia, przez co przestał polować. Nie rozumiem, jak walenie do zwierząt może kogoś cieszyć.




Wróciłam do drogi na Dubiny i Postołowo:


Znów "białowieski dół", w nim trochę wody i duże głazy:



Kolejne listopadowe kwiatki w puszczy:



Postołowo było już bardzo blisko, tuż przy leśniczówce i innych chatach są piękne stare drzewa:








W Postołowie zaczęłam się zastanawiać, co dalej. Iść do szosy i tam czekać na tego busa, który jechał od Narewki, iść dalej? W końcu wybrałam tę drugą opcję. Odpoczęłam sobie tylko na zwalonym drzewie przy wsi, bo z tego wszystkiego prawie w ogóle do tej pory nie odpoczywałam.


Szeroka, przejezdna droga prowadziła mnie z powrotem do wsi Lipiny.





Widziałam już wcześniej na mapie zaznaczoną kaplicę Krynoczka, ale gdy zaczynałam wycieczkę, nie zauważyłam odejścia drogi i zaaferowana szukaniem szlaku odpuściłam sobie poboczne zwiedzanie. Tym razem postanowiłam poszukać Krynoczki. Był to świetny pomysł. Zobaczyłam na rozstaju leśnych dróg drogowskaz. Tuż obok trwała wycinka puszczy. Czy mi się zdaje, czy miała ona zostać wstrzymana? Sami panowie drwale byli bardzo mili i pokazali mi dziurę w płocie, przez którą można było dojść do kaplicy - jak się okazało, schowanej na zarządzanym przez wojsko terenie za zamkniętą i otwieraną tylko na nieliczne nabożeństwa bramą.



Za dziurą w płocie zaczął się inny świat. Kolejny raz na tej wycieczce miałam takie odczucie. W tym lesie z mogiłą było trochę strasznie, teraz było "osobno", ale bardzo spokojnie i w porządku. Siedziałam tam potem długo na ławce pod tą kaplicą i w ogóle mi się nie nudziło. Można się tam poczuć jak w domu, czy jakoś tak:> Nie ma się tego dość. Uroczysko Krynoczka jest porośnięte wiekowymi pomnikami przyrody, a prawosławne kaplice są właściwie dwie.



Historia miejsca opisana na tablicy przy bramie:


Zabytkowa jest właśnie ta większa kaplica z 1846 roku, gdy się do niej podejdzie, widać jeszcze inną, mniejszą, przy źródełku.






Tu widać drugą, mniejszą budowlę przy źródełku:


Ta druga kaplica została zbudowana dopiero w 2000 roku:


















Stare groby i krzyże przy nowszej kaplicy:







Źródełko, można własnoręcznie nabrać wody ze studni:



Najpierw myślałam, że te niesamowicie wyglądające szmatki na drutach kolczastych to jakieś oznaczenie terenu wojskowego, zaczynającego się dosłownie tuż za nowszą kaplicą. W komentarzach na Facebooku ktoś mi napisał, że jednak są to szmatki moczone przez pielgrzymów w wodzie ze źródełka. Wierzą w jego uzdrawiającą moc i polewają się wodą, a kawałki materiału zostawiają przy kaplicy.













Posiedziałam dłuższą chwilę w Krynoczce, potem wróciłam przez las do Hajnówki, gdzie czekało autko.


c.d.n.