piątek, 30 marca 2018

Puszcza Białowieska, podlaskie cmentarze i inne miejsca część 18

W połowie marca wybrałam się na czterodniową minitrasę na Podlasie. Zaczęłam w piątek od zwiedzania nieznanych mi jeszcze cmentarzy gdzieś między Ciechanowcem a Hajnówką, sobotę i niedzielę poświęciłam na długie wycieczki po Puszczy Białowieskiej. W poniedziałek przed powrotem do Warszawy miałam znów iść, ale w nocy się rozchorowałam i musiałam zadowolić się małym spacerkiem po Żebrach Żubra. Mimo to wyprawa była bardzo udana, trafiłam na świetną pogodę i zdążyłam wiele zwiedzić, a także spotkałam cztery żubry na wolności, w tym jednego z bliska.






Ostatnio znacznie rzadziej zwiedzam opuszczone domy, ale gdy po drodze do Hajnówki zauważyłam dwie drewniane chatki na środku pola gdzieś za wsią, kolejno je zrobiłam. Najpierw pokażę drugą z nich. Zaparkowałam gdzieś na resztkach dawnego podjazdu i ruszyłam przez pole do domku:


Podniszczony święty obraz, czyli żelazny repertuar opuszczonych chatek:


Oczywiście jest i kredensik :)


Na kredensie ktoś zostawił taką ładną filiżankę:






Tą miedzą szło się do domku:


Cmentarz w Widowie znalazłam przypadkiem, jadąc od Bielska Podlaskiego w stronę Hajnówki. Szukałam innego cmentarza przez nawigację i zamiast niego znalazłam ten. Przed cmentarzem postawiono tablicę informacyjną w kilku językach na temat Widowa. "W 1855 we wsi panowała epidemia cholery, wśród mieszkańców do dziś pamiętana jako pomor. Jak głosi legenda, aby powstrzymać epidemię mężczyźni musieli zbudować cztery krzyże w ciągu doby, zaś kobiety utkać tyle ręczników, aby można było zanieść te krzyże. Krzyże rozstawiono w czterech końcach wioski, zaś całą wieś oborano dwoma cielakami".


























Widziałam już coś takiego w rozmaitych częściach Polski - same ręce figurki Jezusa pozostałe na grobie. W Beskidzie Niskim były to całe ręce na krzyżu (we wsi Długie i jeszcze gdzieś pod Gorlicami jak jechałam z Bartnego), na cmentarzu ewangelickim pod Gostyninem sama dłoń, tutaj byłe dwie dłonie z gwoździkami.







Tu z kolei z figurki ukrzyżowanego Jezusa zostały same stopy:






Podczas jesiennej minitrasy do Puszczy Białowieskiej pod koniec 2016 roku spotkałam trzy żubry na łąkach w Teremiskach, relacja TU. Tym razem szczęście dopisało mi jeszcze bardziej. Zaczęło się od pielmieni (takie pierogi) w Sioło Budy, na które wybrałam się po przejściu czarnym, niebieskim i zielonym szlakiem w rejonie Starej Białowieży i szosy na Hajnówkę.

- Szkoda, ze pani nie przyjechała koło 14, wtedy przychodzi nasz żubr Wojtek - powiedział pan z knajpy we wsi Budy w Puszczy Białowieskiej. Była dopiero 13, w tej sytuacji postanowiłam pójść jeszcze na spacer w okolicy Starej Białowieży i wrócić do wsi potem. Może się uda. Przed 15 objechałam samochodem całe Teremiski i Budy, ale żadnego żubra nie widziałam. Wjechałam więc jeszcze raz na teren Sioło Budy, żeby spytać, czy ktoś go nie widział. A tam.. hmm, czy tam zawsze była taka atrapa żubra? A może to wypchany żubr?


Ale on się ruszał i stał centralnie pod knajpą, zupełnie spokojnie. Żubr Wojtek przychodzi zimą do tej wsi i chodzi między domami. Jest charakterystyczny, ma ułamany róg. To samotnik, ma już swoje lata. Wygląda na nieco smutnego. Według pana z Sioło Budy Wojtek chce w tej wsi dożyć reszty swoich dni, bo czuje, że już długo nie pożyje.









Przy mnie jeszcze z pięć osób robiło zdjęcia żubrowi. Niektórzy podchodzili za blisko. Może żubr w końcu się wkurzy i weźmie kogoś na rogi? Wtedy będzie, że to wina żubra.





Nie wszystkim podobają się jego wizyty. Już dwa razy go wywożono. Raz w okolice Siemianówki. Ale Wojtek przeszedł 30 kilometrów z powrotem do wsi Budy. Widocznie coś mu się tu podoba. Przychodzi codziennie, około godziny 14. Skubie sianko i idzie na noc do puszczy.










Zdania na temat wizyt Wojtka są podzielone. Z jednej strony sam w sobie żubr nie jest w ogóle agresywny, jest wręcz na wpół oswojony. Ale jak wiadomo, spora część ludzi nie wykazuje się nadmiarem rozumu i niestety może dojść do sytuacji, w której ktoś wkurzy żubra swoim głupim zachowaniem. Gdy ten ktoś zostanie zaatakowany, karę zapewne poniesie niewinny Wojtek. Niektórzy ponoć już teraz chcą go prewencyjnie odstrzelić (!), bo wywożenie nic nie daje. Spotkałam się z opinią, że żubr jest sztucznie nęcony, by stanowił atrakcję dla turystów i że jest to "psucie żubra". Cóż, w idealnym świecie wizyty Wojtka byłyby tylko i wyłącznie fajne, w tym prawdziwym pozostaje trzymać kciuki za to, żeby nic mu się nie stało tak blisko ludzi.

DOPISEK Z 4 IV: Niestety ta historia skończyła się źle. Wojtek nie żyje, nie przeżył kolejnego wywiezienia, tym razem na południe puszczy. Jak podał prof. Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży, znaleziono tam niebawem martwego Wojtka. Według BPN przyczyną śmierci był prawdopodobnie podeszły wiek żubra.



Po wizycie u Wojtka widziałam jeszcze trzy inne żubry na wolności, na łąkach w Teremiskach, ale już z większej odległości.Tam jest o wiele więcej wyłożonego siana niż w Sioło Budy, a mimo to Wojtek chodzi uparcie właśnie pod knajpę i w inne miejsca tamtej wsi.










c.d.n.