sobota, 30 maja 2015

Opuszczone miejsca wschodniego Mazowsza, część 1

Na początku maja wybrałam się na objazd wschodniego Mazowsza, tym razem głównie pod kątem opuszczonych wiejskich chatek. Teren okazał się zaskakująco trudny. Zdawałoby się, że wschodnie Mazowsze, tereny blisko Podlasia to samograj. Tymczasem w tym dniu nieźle się najeździłam, zanim coś znalazłam i przez cały dzień zrobiłam tylko trzy obiekty, w tym dwa większe - za to fajne. Jednym z powodów może być to, że sporo miejsc okazało się terenami typowo letniskowymi, zwłaszcza bliżej Wyszkowa i Kamieńczyka. Całe wsie składały się tam z mniejszych lub większych domów letniskowych i działek grodzonych siatką. Ale można było też znaleźć miejsca zupełnie naturalne.
 



Dom z okularkami zauważyłam z samochodu z dala od drogi, za polem. Przeszłam miedzą i okazało się, że jednak obiekt stoi przy innej, niewidocznej stamtąd wąskiej jezdni. Ale był zarośnięty i weszłam powoli na podwórko.



 Tam wątpliwości zostały rozwiane - powybijane szyby, bałagan.


Zobaczyłam klasyczne wnętrze opuszczonego domu. Tapety, święte obrazy, piec, kredensik, makatka na ścianie. Gdy przyjrzałam się bliżej, znalazłam na podłodze stare zdjęcia rodzinne.





















Na łóżku leżał znicz. Czasem spotyka się je też przed wejściem do opuszczonego domu. Pewnie sąsiedzi lub rodzina palą znicze po śmierci właścicieli.


Gdy się przyjrzeć, widać, że to zdjęcie przedstawia pogrzeb małego dziecka. Przed otwartą trumienką klęczy chyba inne dziecko, chłopiec?


 




 To nie pocztówka, tylko normalne zdjęcie papieża, jeśli wierzyć napisowi na odwrocie:



 W kolejnej izbie - lustro, szafa, pocztówka od rodziny z Australii, wiewiórka grozy.











W ostatnim pomieszczeniu leżał na stole chyba najbardziej oryginalny fant - bardzo małe, plastikowe okularki.











Dom z połamaną figurą stał pośrodku wsi, tuż obok zamieszkałych domów. Najpierw nie miałam pewności, czy jest opuszczony.


Weszłam ostrożnie na podwórko, a tam tył budynku kompletnie rozwalony, brakuje części ścian. Pierwsze pomieszczenie - zupełna demolka, ale i piękny, drewniany rzeźbiony kredens w zielonkawym, więc nietypowym (jak na ten rodzaj mebla w opuszczonych chatach) kolorze.



W drugim pomieszczeniu też wszystko rozwalone. Zajrzałam więc do innej części budynku, nie spodziewając się dobrze zachowanego pomieszczenia, a tam:








Dom należy do spotykanego dosyć często typu "jedna połowa wybebeszona-druga świetnie zachowana". Nie wiem, z czego to wynika, ale takie domki regularnie się pojawiają na mojej wiesiexowej drodze. Jedna izba ma pozrywane podłogi i jest w niej pusto lub wszystko zostało zniszczone, a druga nagle wygląda, jakby dopiero co ktoś stamtąd wyszedł. Może po prostu te "gorsze połowy" zostały wcześniej "zbadane" przez szabrowników, a może były dłużej opuszczone. Trudno powiedzieć.





Gdy weszłam do drugiego pokoju, zdziwiłam się jeszcze bardziej. Kolejne kurtki, nietypowy mebelek z różnymi kryształami i budzikiem, następne obrazy. A na stole najlepsze - duża, znajdowana już przeze mnie w opuszczonych domach figura Matki Boskiej, tym razem połamana, bez głowy, leżącej zresztą obok. Został po niej ostry odłamek. Na stole była też druga, mała Maryjka.

















 W jednym rogu, zamiast tapety, było to;>





 Pod obrazami, obok wiszących kurtek, wciąż stoją buty:




Dom matematyczny znalazłam jako pierwszy. Stał przy krętej, gruntowej drodze przez wieś. Był osamotniony w tym rejonie - wszędzie wokół same zamieszkałe domy i to raczej takie letniskowe. Na pierwszy rzut oka - raczej pusty, bo widać przez niego na wylot.


Na drugi rzut oka - jeszcze bardziej pusty. Gdy weszłam do środka, zastanawiałam się nawet, czy to nie jakaś dawna stodoła. Ale nie, po prostu podłogi były pozrywane, wszystko wybebeszone. Pozostawało dokładne przyjrzenie się piaszczystej podłodze bez desek. No i coś jednak przetrwało to bebeszenie - zwłaszcza podręcznik arytmetyki, chyba z lat 60-tych. Jak dla mnie piękna książka, ładniejsza od współczesnych podręczników.




















 Trochę innych rzeczy, w tym "Pielgrzymi puszczy", a raczej ich kawałek:> Czyli książka o Indianach.






 Nagle na podłodze - litera W:>




Po drodze zerknęłam też na pałac w Starejwsi. Nie jest opuszczony, jest tam ośrodek konferencyjny, ale można wejść do parku. Już raz tam byłam. Wtedy, korzystając z jakiegoś konferencyjnego zamieszania, połaziłam nawet po wnętrzach.





Na koniec - różne okoliczne bezdroża: