poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Opuszczone miejsca w Puszczy Kampinoskiej i nie tylko, część 32

Dom z niezwykłym monidłem, spalony domek, w którym kiedyś byłam i wyprawa w poszukiwaniu przejścia między Nowymi Budami a Nową Dąbrową:> Do tego Mokre Łąki i makowe pole niedaleko Puszczy Kampinoskiej.





Biały domek z roślinnym monidłem znalazłam w pewnej wsi na dalszych obrzeżach Puszczy Kampinoskiej. Ta wieś to w ogóle odkrycie. Są tam co najmniej cztery opuszczone domy. Ten był zdecydowanie najciekawszy.



Weszłam przez otwarte na oścież drzwi. Od razu stało się jasne, że miejsce jest opuszczone, ale względnie dobrze zachowane, wciąż z wartościowymi fantami.


Jeden z moich ulubionych rodzajów fantów (czyli rzeczy znalezionych w opuszczonych miejscach) to monidła. To tutaj było niesamowite. Ten roślinny wzorek, ta panna młoda. To chyba moje ulubione monidło w ogóle. Oby nikt go nie zniszczył ani nie ukradł.
 

Poza tym oczywiście klasyczna pozostałość, czyli święte obrazy.



Opuszczonego baranka spotkałam już raz w powiecie wyszkowskim.


W otwartej szafie wciąż wisiały krawaty i ubrania.



Chyba ktoś kiedyś włamał się do tego domu, wybijając szybę grubą gałęzią. A może na dom przewróciło się drzewo? Ale raczej to pierwsze. Gałąź wciąż leży na stole, obok krzyża.











W drugim pomieszczeniu kolejne dewocjonalia, a do tego zdjęcie legitymacyjne jakiegoś mężczyzny.





Na stole leżała ładna kolorowa lampa. Widywałam już podobne w opuszczonych domach. Na przykład TU.












Niedawno w Puszczy Kampinoskiej i okolicach wybuchło kilka groźnych pożarów. Najpierw ten gdzieś głęboko w lesie między szosą na Palmiry a Mogilnym Mostkiem. Z kolei w połowie sierpnia przypadkiem sama byłam świadkiem dogaszania łąki niedaleko szlaku z Nart do Granicy:


Później przeczytałam gdzieś, że spaliła się też łąka w Sowiej Woli, a pożar zaczął się "od pustostanów". Obawiałam się najgorszego. Właśnie tam stał jeden z ładniejszych opuszczonych domów w puszczy. Trochę poszukałam w necie i niestety szybko natknęłam się na zdjęcia z akcji strażaków, które potwierdziły najgorsze obawy. Potem pojechałam na miejsce. Po domu nie zostało kompletnie nic. A był świetnie zachowany. Tam też wisiało piękne monidło.


Tak było, tak jest:









Odcinek o tym domu TU.


Zimą pisałam na blogu o tym, jak próbowałam przejść od wsi Nowa Dąbrowa do pozostałości wsi Nowe Budy - relacja  TU. Wtedy było to niemożliwe. Wszędzie leżał śnieg, stała woda. Musiałam zawrócić i iść aż do asfaltówki żółtym szlakiem, a potem dalej też asfaltem do kościoła, gdzie czekał mój samochód. Ale postanowiłam sobie, że znajdę przejście latem, gdy nie będzie rozlewisk i szukać od drugiej strony. W czerwcu wyruszyłam z Roztoki i zielonym szlakiem kierowałam się do Babskiej Górki, gdzie już niedaleko na Trakt Napoleoński, prowadzący na Nowe Budy.



Niedaleko Roztoki przy zielonym szlaku rośnie stary dąb z ułamanym krzyżykiem dość wysoko na pniu. Pewnie ktoś go tu przyczepił niżej, a potem krzyżyk unosił się w górę razem z  rosnącym dębem.













Wiele razy piszę tutaj, że lato to nie jest najlepszy czas na poznawanie puszczy, że dopiero w czasie bez liści i wszechobecnych krzaczorów, z wodą na mokradłach i wyraźnymi kształtami konarów drzew najlepiej widać piękno tego miejsca. Trakt Napoleoński o tej porze wygląda całkowicie inaczej niż zimą. Ale też ma swój urok. Mocno zarośnięta droga, oczywiście nikogo poza mną, jak w dżungli.


Tak było tutaj zimą:







Drzewo, którego zimą aż się wystraszyłam - ogromne, złamane, teraz nierozpoznawalne. Może to ono? Sama nie wiem.



 Okolice najbardziej okazałej piwniczki w Nowych Budach kompletnie zarośnięte. Tak jest, a tak było:








Wyszłam na mostek nad kanałem z pewną ulgą. Trochę niepokojący ten Trakt Napoleoński, choć go uwielbiam;> Było już bardzo gorąco i musiałam zawiązać sobie chustkę na głowie, bo wiedziałam, że za chwilę będę kluczyć po otwartym terenie, po polu. Zauważyłam, że przy upałach, gdy idzie się przez 4-5 godzin, dobrze jest zawiązać sobie chustkę na głowie na długo przed południem, gdy jeszcze się wydaje, że to nie jest na razie potrzebne i nawet kiedy idzie się między drzewami. Potem jednak samopoczucie jest lepsze.




Przeszłam obok krzyża niedaleko zakrętu na Górki, tym razem kierując się prosto, czyli na północ.



Droga szybko wyszła na otwarty teren. Początkowo była bardzo dobrze widoczna i zgadzała się z tym, co widziałam na mapie.







W miejscu z mostkiem nad kanałem sytuacja się pogmatwała. Chyba zresztą mniej więcej tutaj, tylko kawałek dalej na południe błądziłam zimą. Według mapy ścieżka na Nową Dąbrowę prowadzi wzdłuż kanału, bez przechodzenia na drugą stronę. Ale tam nie było żadnej drogi, tylko wysokie krzaczory. Zrezygnowałam po przejściu kilkunastu metrów w tym gąszczu. Nie było innego wyjścia, jak tylko przejść przez mostek i starać się kierować we właściwą stronę jakąś inną trasą.










Właśnie tam było przejście. Droga zakręcała w prawo, a potem znikała w polu. Ale przeszłam przez to pole i za nim widać było kolejną ścieżkę, prowadzącą z powrotem do kanału, ale już na inny, położony bliżej Nowej Dąbrowy mostek.




Poznałam drogę, której nie byłam w stanie przejść zimą z powodu rozlewisk. No i byłam w domu. Drogi wzdłuż kanału więc nie było, trzeba przejść dwa razy przez niego, zataczając łuk drogami i polem na północ od kanału.







Małe choineczki i porzucona kopa siana. To upewniło mnie, że jestem właśnie w tym miejscu, z którego musiałam zawracać zimą.



Po chwili byłam już na drodze prowadzącej przez pozostałości obrzeży Nowej Dąbrowy do zamieszkałej części wsi. Są tam resztki murów, piwniczki.









Przy krzyżach obok żółtego szlaku skierowałam się na Obszar Ochrony Ścisłej Żurawiowe, też nierozpoznawalny latem.







Próbowałam iść kawałeczek drogą zaznaczoną na mapie jako bardzo kuszący skrót między Nowymi Budami a Żurawiowym. Zimą oczywiście był tam potop, teraz przynajmniej kawałek przeszłam.


Ale do Babskiej Górki wróciłam normalnie szlakiem żółtym. O tej porze trudno odróżnić tę trasę na zdjęciach od Traktu Napoleońskiego.




Nie chciałam wracać tą samą drogą, więc postanowiłam iść dalej żółtym, a potem różnymi skrótami dojść do Miłosnej Górki przy czerwonym szlaku i dopiero stamtąd kierować się na Roztokę. Trochę pobłądziłam i wyszłam na Posadę Łubiec. W rezultacie w ten bardzo upalny dzień zrobiłam sporo ponad 20 kilometrów.



Mokre Łąki to wielkie, sztuczne jezioro obok oczyszczalni ścieków, niedaleko Lipkowa. Pokazywałam już TU, jak wygląda to miejsce zimą. To zdjęcia z sierpnia zeszłego roku, gdy padał deszcz.










































Na koniec wiosenne łąki blisko Koczargów:






c.d.n.