czwartek, 28 września 2017

Opuszczone wsie łemkowskie i inne miejsca w Beskidzie Niskim i Sądeckim, część 33

W tym odcinku pokażę uzdrowisko Rymanów Zdrój z drewnianymi willami i jego okolice, czyli głownie wycieczkę na tereny dawnej łemkowskiej wsi Wołtuszowa. Do tego cmentarz parafialny w Rymanowie i porcja tak zwanych różnych bezdroży, czyli rozmaitych zdjęć robionych z samochodu w trasie przez Beskidy.





W Rymanowie Zdroju mieszkałam przez dwa dni, co jak na mnie i tak jest długo w trasie:> W tej okolicy też nie brakuje pozostałości po dawnych łemkowskich wsiach. Odwiedziłam między innymi Wołtuszową, do której prowadzi stamtąd szlak.

Na pewno już pisałam, jak lubię takie stare uzdrowiska, z wodami zdrojowymi w plastikowych kubeczkach, parkami i drewnianymi willami. Tam tego wszystkiego nie brakowało, a do tego rano nie było ludzi:



Znalazłam jeden z kilku szlaków prowadzących do pozostałości po łemkowskiej wsi. Wszędzie błoto, poprzedniego dnia lał deszcz.







Owocowe drzewo - znak, że coś tu kiedyś było. To charakterystyczny element terenów po opuszczonych wsiach.


No i widać ogrodzony dziś teren dawnego cmentarza. Przetrwało kilka nagrobków.





Piękne stare drzewa obok cerkwiska, czyli miejsca po cerkwi:




Wieś powstała w XV wieku, przed wojną było tu około 30 gospodarstw. W czasach międzywojennych wydobywano tu nawet ropę naftową - charakterystyczne dla Beskidu Niskiego. W 1946 roku mieszkańcy zostali przymusowo wysiedleni do ZSRR, a wieś spaliły oddziały UPA. O przymusowych wysiedleniach ludności łemkowskiej piszę szerzej TU. Cerkiew przetrwała do 1953 roku. Takie obiekty były rozkradane i rozbierane, a materiał często służył do rozbudowy miejscowych PGR.










Teren jest, jak to się mówi, "zagospodarowany turystycznie" i to wyjątkowo intensywnie. Prowadzi tu kilka szlaków, przy ławkach postawiono współczesne rzeźby, w tym niedźwiedzia:> Takiego realowego szczęśliwie nie spotkałam, choć z tego miejsca wiedzie szlak na Jawornik, podobno lubiany przez misie.



Tutaj odchodzące dalej drogi, z których tym razem nie skorzystałam:






Wróciłam inną ścieżką do Rymanowa:






Wieczorem poszłam jeszcze przejść się po Rymanowie i akurat trafiłam na dzień komunijny. Wszędzie chodziły rodziny z dziećmi. Uciekłam prowadzącą do góry asfaltówką, która w końcu przeszła w leśną ścieżkę, chyba nawet żaden szlak tam nie prowadził, usiadłam na jakimś pniu z dala od podwórkowych trampolin i komunijnych rodzin i cieszyłam się świętym spokojem i popołudniowym światłem:>





Następnego dnia rano pojechałam obejrzeć cmentarz parafialny w Rymanowie. Tu mała dygresja motoryzacyjna, może komuś jeżdżącemu po kraju też się to przyda i w przeciwieństwie do mnie oszczędzi sobie czasu i nerwów. Otóż gdy rano odpaliłam autko (stało na podwórku przy agroturystyce, przy szosie, w żadnych ostępach), paliła się kontrolka ABS i tak już zostało. Moją pierwszą myślą było przegryzienie przewodów przez kuny. Wędrówka po przygodnie spotkanych warsztatach zaowocowała podłączaniem do komputera i jak się okazało niesłusznym zamawianiem czujnika prędkości prawego koła. Straciłam sporo czasu na całą tę akcję a okazało się, że przegryzione przewody można było naprawić w 15 minut. Dziwne, że akurat tam to się zdarzyło, na przeciętnym podwórku, a nie w żadnych ostępach, gdzie przecież nierzadko parkuję. Koniec dygresji motoryzacyjnej:> Teraz cmentarz w Rymanowie:


Ten pomnik podobał mi się najbardziej:


To grób dziecka, które urodziło się i zmarło w 1929 roku. Ciekawa rzeźba.

























A teraz tak zwane różne bezdroża, czyli zdjęcia robione tu i ówdzie w majowej trasie:
















Zalew Klimkówka:











Iwonicz Zdrój, odwiedzony przypadkiem podczas czekania na niepotrzebny czujnik prędkości prawego koła. Bardzo ładny - akurat wtedy pusty, bo rano i poza sezonem.






Tu już inne rejony Beskidu Niskiego:




Nietypowa kapliczka (?), słup z rogami:>








c.d.n.