poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Beskid Wyspowy i okolice, część 3

W tym odcinku pokażę górską wycieczkę przez Beskid Wyspowy trasą Laskowa-Korab-Sałasz-Sałasz Zachodni-Przełęcz Molówka-Sarczyn-Groń-Dzielec-droga 965.







To była moja druga duża wycieczka podczas trasy w Beskid Wyspowy. Jak się okazało, po pierwszej wycieczce wzdłuż Jeziora Rożnowskiego musiałam najpierw obwiązać sobie stawy skokowe i jedno kolano bandażami elastycznymi, ale potem wszystko się na szczęście rozchodziło. Wyruszyłam trochę za późno z Laskowej, zostawiając autko pod tamtejszym kościołem. "Złota godzina" minęła, gdy jechałam autkiem od Limanowej, gdzie nocowałam, ale poranne widoki wciąż były nie najgorsze:> Ruszyłam czarnym szlakiem, najpierw przy dworze w Laskowej, potem asfaltówką w stronę przysiółka o malowniczej nazwie Rozpite.



To jest właśnie dwór w Laskowej, obok drewniana chatka:


Rzeka Łososina:












Przy ziemi był jeszcze szron, w ciągu dnia zrobiło się bardzo ciepło.






Wąska asfaltówka prowadziła pod górkę czarnym szlakiem. Cały czas mijałam domki, to był chyba właśnie ten przysiółek Rozpite. Na mapie była jeszcze druga nazwa, położonego wyżej Zadziela. Trudno to wszystko teraz od siebie porozdzielać. Powstaje sporo nowych domów, letniskowych i nie tylko. Tam, gdzie na mapie nie ma zabudowań, w rzeczywistości pojawiają się one.




















Na krótko dołączył do mnie pies, ale jednak wolał się nie oddalać od swojego przysiółka. Bywa, że psy idą za mną kawał drogi. A raczej przede mną, bo one idą przodem i oglądają się co jakiś czas za siebie, czy idę. Tak było, gdy szłam na Łopusze, wcześniej w Beskidzie Niskim w Blechnarce i na jednym szlaku na Roztoczu. Ten pies towarzyszył mi tylko przez krótki czas:

















 









Za tym domkiem szlak schodził z asfaltówki i przy małym miejscu wypoczynku z drewnianymi ławkami wchodził pod górkę w las wąską ścieżką. Po krótkim odpoczynku ruszyłam tam:













Wychodzi się na sporą polanę, na jej końcu jest cmentarz wojenny z czasów I wojny światowej i szczyt góry Korab (727 m). Niektóre mapy pokazują, ze cmentarz jest trochę wcześniej, ale jest na samej górze, przy tabliczce z nazwą szczytu.




To cmentarz wojenny nr. 359. Pochowano tu 20 żołnierzy austro-węgierskich i 13 rosyjskich, którzy zginęli w 1914 roku w starciu wygranym przez wojska cesarskie.



Napis na głównym pomniku: "W czystej wzniosłości woni i blasku / U podnóża wolnych gór wieńca / Dzieląc grób swój z wrogiem pokonanym w boju / Żołnierze cesarza spoczęli w pokoju".






Po małym odpoczynku ruszyłam dalej czarnym szlakiem w stronę zakrętu na Sałasz.
















W jednym zacienionym miejscu leżał jeszcze śnieg. Potem zobaczyłam go jeszcze tylko blisko szczytu Mogielicy od północnej strony. Poza tym na szczęście wszystko zdążyło stopnieć.


Na skrzyżowaniu szlaków okazało się, ze wbrew mojej mapy ComfortMap czarny szlak się tu nie kończy, tylko biegnie dalej na Sałasz. Postanowiłam pójść jeszcze tam. Właśnie na Sałaszu czarny szlak kończy się w  rzeczywistości.



Rozstaje dróg na Sałaszu (906 m):



Wróciłam tą samą drogą do skrzyżowania z niebieskim szlakiem w stronę Limanowej.












Sałasz Zachodni, polana, przysiółek i widoki na ośnieżone Tatry w oddali. Nawiasem mówiąc, najpiękniejsze widoki na Tatry w tych okolicach są chyba na Stumorgowej Polanie pod Mogielicą.







Poszłam dalej niebieskim szlakiem przez las.



Tutaj droga idzie stromo w dół i jest zniszczona przez zrywkę drewna, bardzo błotnista. Znaków jest mało, pewnie przez powycinane drzewa, nie wiedziałam, czy w ogóle idę jak trzeba.



Jakieś sanie (?) zostawione przy drodze:




Wyszłam na skrzyżowanie z szerszą drogą, znaków wciąż nie było. Poszłam w lewo kierując się mapą.





Chciałam pójść w okolice wyciągów narciarskich na Łysej Górze w Limanowej, oczywiście o tej porze nieczynnych, mając nadzieję na jakiś bar czy sklep.






Znalazłam jednak tylko basen:>


I pełno śniegu pod Łysą Górą. Budynki wyciągowe zabite dechami, czy raczej jakąś płytą paździerzową. Baru ani sklepu brak. Przynajmniej wtedy. Był jakiś zamknięty. Restauracja na Łysej Górze okazała się z kolei czynna od 13 (i to tylko w piątki i weekendy), jak głosiła tablica na dole, a jako że była jakaś 10:30, nie opłacało się pójście tam. Trzeba było wyjeść żelazne zapasy batoników musli z plecaka i iść z powrotem pod górkę, do odgałęzienia szlaku zielonego na Dzielec, którym planowałam wrócić.


Nawiasem mówiąc, do tej knajpy na Łysej Górze dojechałam innego dnia autkiem. Nie polecam takiego sposobu dostania się tam, w przeciwieństwie do knajpy, gdzie jedzenie jest dobre - choć minusem są całkiem liczni ludzie, w tym tacy wrzeszczący, z dziećmi i tym podobni, przed którymi mimo wichury musiałam uciec do stolików na zewnątrz. Wąska, kręta i stroma asfaltówka, na której nie da się wyminąć z samochodami jadącymi z przeciwka, a nie zawsze jest miejsce na poboczu, żeby ustąpić. Ja już tam drugi raz nie wjadę, obiecałam to mojemu nizinnemu pojazdowi;> Ale może wejdę.


Byłam strasznie głodna, ale batoniki i czekolada w końcu trochę zadziałały i siły wróciły po krótkim leżeniu na trawie przy początku zielonego, blisko ostatniego, samotnego gospodarstwa pod lasem.


Ruszyłam więc zielonym szlakiem w stronę okolic Limanowej i Łososiny Górnej. Droga prowadzi cały czas przez piękny las, idzie się trochę pod górkę na kolejne szczyty: Sarczyn (752), Groń (746) i Dzielec (628), ale głównie w dół.





















Przed Dzielcem na mapie widać zabudowania, jest duża polana. Zrobiłam tam sobie dłuższy postój.





Przy samotnym gospodarstwie kręciło się w oddali parę osób:


Leśna droga wyszła na asfaltówkę, przystanek busów był już niedaleko. Na rondzie, gdzie wychodzi się ze szlaku, po jakiejś pół godzinie czekania złapałam busa z powrotem do Laskowej, a tam pod kościołem czekało autko.




c.d.n.