piątek, 30 września 2016

Opuszczone miejsca i przyroda Lubelszczyzny, część 2

Opuszczona kaplica grobowa stojąca dość niedaleko cerkwi pokazanej w poprzednim odcinku, otaczający ją cmentarz, mogiły schowane na polu i ścieżka przyrodnicza Perehod w Poleskim Parku Narodowym.







W poprzednim odcinku TU opisałam, jak szłam do opuszczonej cerkwi pod ukraińską granicą, kierując się od innej, nie opuszczonej wsi i cerkwi. Kiedy już cala ubłocona wróciłam do autka, po krótkim odpoczynku trzeba było ruszać dalej. Przed wyjazdem czytałam i słyszałam, że miejsce, którego miałam poszukać, czyli opuszczona secesyjna kaplica grobowa, jest schowane na wzniesieniu w lesie i nie prowadzi tam nawet żadna droga, ale narysowałam sobie mapkę orientacyjną i wyglądało na to, że sobie poradzę. Na szczęście jeszcze wjeżdżając do wsi z nie opuszczoną cerkwią, z której wyrusza się do kaplicy, widziałam z samochodu jej kopuły. Wcale nie było daleko. W dodatku początkowo droga była:







Trzeba było iść tą drogą za ostatnie gospodarstwo we wsi, starając się nie przejmować obszczekującymi mnie kundelkami i widząc kopułę oraz bramę cmentarną w zaroślach za polem, przejść przez pole, krzaki i przeskoczyć przez rów melioracyjny, bo faktycznie od pewnego momentu żadna droga tam nie prowadzi.



Ale widać, dokąd się idzie i nie ma błądzenia. Niebawem stałam pod bramą, a potem na cmentarzu tuż pod kaplicą.




To secesyjna kaplica grobowa dawnych dziedziców tutejszego majątku. Powstała w 1900 roku. Nie ma tu już dziś kości dziedziców, zostały ekshumowane.






Tu typowo secesyjne płaskorzeźby na zewnątrz:






Wejście do kaplicy jest niestety zabite dechami. Na samym dole zobaczyłam małą dziurę, w sam raz na małą rękę z małym aparatem. Nie widziałam, co fotografuję, więc pstrykałam na ślepo, ale po iluś próbach całkiem sporo udało się zobaczyć:









 

Jeszcze jedno wygięcie ręki z aparatem , spojrzenie, co wyszło, a tam środek kopuły, czyli sztuczne niebo z gwiazdkami:



Cmentarz jest typowy dla regionu, pełen krzyży bruśnieńskich i dzieł ludowych kamieniarzy. Warto podchodzić do każdego nagrobka. Nie brakuje żadnego typu grobu - są figury, podwójne postaci pod krzyżami, omszałe Jezuski.




Zawsze rozglądam się w takich miejscach za starymi portretami nagrobnymi, robią na mnie wrażenie. Dziwne, że te przedwojenne przetrwały wszystkie zawieruchy w często nienaruszonym stanie.











































W poprzednim odcinku zaczęłam pokazywać Poleski Park Narodowy.Tym razem zdjęcia z jego północnej części, okolic Pieszowoli. Najpierw tak zwane Mogiłki Krassowskich. Taki napis zobaczyłam na mapie, gdzie wypatrywałam oznaczeń dawnych cmentarzy. Okazało się, że to dawny cmentarz dworski, na którym chowano tutejszych dziedziców. Został założony jeszcze w XVIII wieku. Prowadząca tam dróżka jest dokładnie naprzeciwko wjazdu na drogę do parkingu znajdującego się przed ścieżką przyrodniczą Perehod. Najpierw pojechałam na parking, żeby zdążyć na wschód słońca na ścieżce Perehod, a po jakichś dwóch godzinach zwiedzania jej podeszłam jeszcze do tych "mogiłek".


Kępa drzew w miejscu, gdzie według mapy powinny być te "mogiłki". W ogóle gdy szuka się starego cmentarza czy dworu, zbiorowiska drzew są dobrą wskazówką.


Przeszłam obok dorodnych dyń na polu;>




Weszłam w krzaczory, szukając śladów po cmentarzyku. No i pierwsza pozostałość - krzyż z Jezuskiem oparty o drzewo.



Okazało się, że chyba jakieś wichury wyrządziły dużo szkód w tym miejscu. Było bardzo dużo powalonych drzew. Jedyna podpisana mogiła, na jaką napotkałam, była zaskakująco nowa. Nazwisko się zgadzało:


Janina Krassowska ps. "Jagienka" to córka dawnych właścicieli majątku Pieszowola. Brała udział w Powstaniu Warszawskim i przyjaźniła się z Krystyną Krahelską, też uczestniczką powstania. Krystyna Krahelska razem z rodziną ukrywała się w majątku Krassowskich w Pieszowoli uciekając przed Armią Czerwoną w 1940 roku. Właśnie tu w 1942 roku Krahelska napisała słynną piosenkę "Hej chłopcy, bagnet na broń". Znana jest też z "bycia Warszawską Syrenką" - rzeźba stojąca nad Wisłą ma właśnie twarz Krahelskiej, która pozowała do rzeźby. O tym wszystkim przeczytałam TU w kwartalniku "Wschód".


Wśród drzew leżało jeszcze trochę dużych kamieni, może to pozostałość po starszych grobach.





Zanim zwiedziłam Mogiłki Krassowskich, przeszłam ścieżką przyrodniczą Perehod, prowadzącą wokół kilku stawów rybnych. Stawy powstały w XIX wieku, założył je ówczesny dziedzic majątku. Po wojnie część stawów osuszono i stworzono pastwiska, woda wróciła tam dopiero w latach 90-tych, po przyłączeniu okolic Pieszowoli do Poleskiego Parku Narodowego.


Bardzo rano wszystko wyglądało tak:

















Na początku ścieżki, przy pierwszym stawie, parę razy słyszałam jakieś wystrzały, jakby z ambony myśliwskiej. Mam nadzieję, że panowie chociaż wiedzą, żeby nie strzelać w stronę szlaku, skoro już koniecznie muszą.
























































Wyjątkowo duże mrowisko tuż przy szlaku:




Mapka okolicy na wieży widokowej. Na mapie obok nazwy stawu "Duża Zośka" zobaczyłam jeszcze jedną - "Mała Zośka". Trzeba było się tam wybrać;>



Chyba właśnie tu jest Mała Zośka;>















Na koniec zrobiłam sobie śniadaniowy piknik pod wiatą turystyczną na parkingu. Warzywny paprykarz, który już zdążył mi się nieźle znudzić podczas wyjazdu, nagle smakował znacznie lepiej:> Podobnie jak kasza manna z konfiturami, którą mi zostawił na śniadanie gospodarz agroturystyki.


c.d.n.