Opuszczona wieś T. to dziś pozostałości cmentarno-cerkiewne znajdujące się po obu stronach pewnej bocznej, mało uczęszczanej asfaltówki. Trzeba wiedzieć, gdzie to jest, nawet wiosną było już trochę zarośnięte i trzeba było się przyglądać. Ale są tablice, przynajmniej po lewej stronie, gdy jedzie się do końca szosy.
Historia tej wsi jest taka, jak i większości dawnych łemkowskich wiosek. Miejscowość została założona w XVI wieku, przed wojną liczyła aż 350 mieszkańców. Podczas Akcji "Wisła" wszystkich przymusowo wysiedlono do ZSRR, na tereny dzisiejszej Ukrainy. O przymusowych wysiedleniach ludności łemkowskiej piszę szerzej TU.
Po zaledwie 70 latach od tych wydarzeń na miejscu gęsto zaludnionej wsi są już tylko pozostałości cmentarza i tak zwane cerkwisko, czyli miejsce po cerkwi - po drugiej stronie szosy, kawałek dalej.
Ciekawostką jest to, że w 1953 roku podczas wycieczki czerwonym szlakiem beskidzkim obozował w tym miejscu Karol Wojtyła. Nie jestem jakąś jego fanką, ale pozazdrościć wędrowania po tych terenach w tamtych latach. To dopiero musiała być przygoda. Pewnie przyszłe pokolenia będą z kolei zazdrościć nam, bo na naszych oczach rozpadają się drewniane opuszczone chatki urządzone w tradycyjnym stylu, ostatnie opuszczone cerkwie też niedługo albo znikną, albo zostaną wyremontowane. Będą może inne opuszczone miejsca, inne rzeczy będą uchodziły za "stare i malownicze", może kiedyś nasze opuszczone blogi i konta fejsbukowe będą 'eksplorowane':> A wracając do stanu obecnego - oto cmentarz:
Część nagrobków przez lata pozostawała zakopana pod ziemią - nie specjalnie, zdziałały to zaniedbanie i upływ czasu. Odkopano je podczas remontu w 1997 roku. To jest fascynujące, co by się odkryło, gdyby tak pokopać (oczywiście z głową) na różnych innych starych cmentarzach, które zwiedzałam! W wielu miejscach kraju działają teraz grupy wolontariuszy pasjonatów opiekujące się starymi cmentarzami i prowadzone są czasem akcje takiego odkopywania zapomnianych przez dziesięciolecia nagrobków. Bywa, że znajduje się prawdziwe cmentarne skarby.
A tak jest kawałek dalej, po drugiej stronie szosy. Znajduje się tu cerkwisko, czyli miejsce po cerkwi. Była drewniana, greckokatolicka, powstała w 1860 roku. Otaczał ją niewielki cmentarzyk przycerkiewny, jak to zazwyczaj bywa. Nagrobki się zachowały, po cerkwi zostały resztki fundamentów. Bliżej drogi dobrze zachowany XIX-wieczny nagrobek duchownego, najwyraźniej z nową tablicą:
Tu też nagrobek księdza, zmarłego w 1926 roku:
A tutaj cerkwisko:
Tak wyglądała ta cerkiew w czasach, gdy żyli tu Łemkowie - zdjęcie z tablicy informacyjnej. Były w niej podobno piękne, złote carskie wrota (część ikonostasu w jego głównej części, otwierana podczas mszy) wykonane przez snycerza:
Zespół cmentarzy wojennych w Stróżowce na północ od Gorlic to dobre miejsce na popołudniową wycieczkę samochodowo-pieszą. Jest ich w sumie pięć, część znajduje się bezpośrednio przy asfaltówkach i ich znalezienie nie stanowi żadnego problemu (gorzej bywa z zaparkowaniem), dwa są nieco dalej przy gruntowej drodze, którą lepiej przebyć pieszo.
Jako pierwszy zwiedziłam cmentarz nr. 93. Przy okazji jak zwykle polecam TĘ książkę o wojennych cmentarzach w powiecie gorlickim.
Cmentarz nr. 93 jest mały i skromny. Projektował go Hans Mayr. Leży tu 56 żołnierzy, głównie austro-węgierskich:
Potem zaparkowałam kawałek dalej - trudno tam znaleźć szerszy kawałek pobocza, więc przytuliłam się do ogrodzenia posesji przy dróżce prowadzącej już bezpośrednio na cmentarz nr. 94, najbardziej malowniczo położony - na szczycie górki, w maju całej porośniętej żółtymi mleczami.
Doszłam do cmentarza przez trawę, bardziej widoczna droga tam chyba bezpośrednio nie prowadzi. Cmentarz też projektował Hans Mayr, leży tu 43 żołnierzy armii austro-węgierskiej i 7 rosyjskiej. Ciekawe, że to jeden z nielicznych wojennych cmentarzy w tych rejonach, który zachował oryginalne "otwarte" położenie. Chodzi o to, że nie zarósł lasem, jak wiele innych. Podobnie jest w Staszkówce - tam też położony na górze cmentarz nie zarósł i pod tym względem wygląda tak, jak sto lat temu.
Po zejściu z górki poszłam dalej gruntową, boczną drogą, bo tam według mapy miał być cmentarz wojenny nr. 96, kolejny projekt Hansa Mayra. Za zamieszkałymi posesjami widać go po prawej stronie. Nieco zapomniany, położony na uboczu, zarośnięty, bez tablicy informacyjnej. Kiedyś wyglądał inaczej, miał podobno kamienny mur i wysoki krzyż. Na cmentarzu leży 22 żołnierzy armii austro-węgierskiej i 7 Rosjan.
Dwa ostatnie cmentarze w Stróżówce są położone tuż przy ruchliwej drodze nr. 977 prowadzącej z Gorlic na północ. Pierwszy z nich, znajdujący się po lewej stronie cmentarz nr. 95, można zwiedzić po zaparkowaniu na kawałku wolnego miejsca, który znalazłam po zjechaniu w lewo tuż przed tym cmentarzem (jadąc od strony Gorlic). Widzi się wtedy cmentarzyk od tyłu i można swobodnie do niego podejść.
Jak widać na tablicy, to też dzieło Hansa Mayra, a większość pochowanych tu żołnierzy to Niemcy. Więcej na temat Hansa Mayra i jego projektów, a także cmentarzy wojennych Beskidu Niskiego w ogóle w TYM odcinku.
Ostatni ze zwiedzonych przeze mnie cmentarzy wojennych w rejonie Stróżówki, nr, 97, okazał się oryginalny i bardziej "okazały". Pewnie to dlatego, że leży tu ponad trzystu żołnierzy. Dość trudno zaparkować, zostawiłam autko przy jakimś dojeździe do posesji i doszłam na piechotę pod bramę. To tylko kawałek, ale trzeba uważać, bo pobocze nie zachwyca szerokością, a trasa bardzo ruchliwa.
Mogiły zostały zaprojektowane przez Hansa Mayra w oryginalny sposób. Paweł Kutaś, autor wspomnianej książki "Cmentarze z I wojny światowej w powiecie gorlickim", nazwał je "kurhanami-kopcami" - wiedziałam, że z czymś mi się to kojarzy. To rzeczywiście wygląda jak starożytne kurhany i pewnie właśnie tak miało być. W dalszej części cmentarza są już "klasyczne" zbiorowe mogiły.
Na koniec odcinka relacja z wizyty w muzeum w Zyndranowej niedaleko Jaślisk. Nie zwiedzam muzeów i skansenów jakoś szczególnie ochoczo, ale akurat Łemkami trochę bardziej się zainteresowałam, więc postanowiłam obejrzeć to miejsce. Muzeum zostało założone w 1968 roku i prowadzone jest po dziś dzień przez ciekawych ludzi - pana Teodora Gocza i jego żonę Marię. Oboje mają pochodzenie Łemkowskie, są ważnymi postaciami dla tego środowiska, a o kolejach ich losów można by nakręcić film. Po skansenie oprowadzała mnie pani Maria. Niestety, jak mi powiedziała, pan Teodor jest poważnie chory, praktycznie nie wstaje z łóżka. Wcześniej czytałam jego tekst "Łemkowska dola" w zbiorze Marka Koprowskiego "Łemkowie. Losy zaginionego narodu". Opisuje tam swoje życie, czasy wysiedleń, prześladowań po wojnie, gdy Łemkowie byli uważani przez komunistyczne władze za członków UPA, zatrzymywani i brutalnie "przesłuchiwani". W zbiorze jest też wspomnienie pani Marii, "Wygnaniec ze Smerecznego". Losy ich muzeum też są burzliwe. Najbardziej niewiarygodna historia wiąże się z pomnikiem żołnierzy poległych w bitwie dukielskiej podczas II wojny światowej, jaki Łemkowie z własnej inicjatywy postawili tu w latach 70-tych. Władze kazały wysadzić go w powietrze (!) i tak też zrobiły w 1976 roku. Nie zadbano nawet o zabezpieczenie sąsiednich budynków, więc w części domów wyleciały szyby z okien. Pomnik został odbudowany wiele lat później.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz