Cerkiew ze szklanym karawanem postanowiłam zwiedzić legalnie, chociaż ponoć są różne metody. Pojechałam do nowego kościoła i zapukałam na plebanię. Na szczęście otworzył mi ksiądz i zaczęłam opowiadać, że zwiedzam, robię zdjęcia, że tak mi zależy i przyjechałam z daleka. Najpierw nie, nie i jeszcze raz nie. Ale nie poddałam się i w końcu po którymś błaganiu 'nie' zmieniło się w 'tak':> Strażnik kluczy wsiadł ze mną do auta i podjechaliśmy do cerkwi. Na jej widok ksiądz, starszy gość, już zupełnie się ożywił. Wyciągnął całkiem niezły aparat i robiliśmy zdjęcia razem, będąc chyba najdziwniejszym wiesiexowym teamem świata ;> Powiedział, że kiedyś to lubił robić zdjęcia, ale teraz to już nie ma czasu i w ogóle. Pozdrawiam! Swoją drogą czasem się trafiają tacy opiekunowie opuszczonych miejsc, którzy robią foty razem ze mną. Rzadko, ale jednak. Przypomina mi się pewien pan z pałacu R. na Dolnym Śląsku. Tysięczny raz wchodzą do środka i tysięczny raz mają poczucie, że może właśnie to ujęcie będzie najlepsze i trzeba wyciągać aparat jeszcze raz. Ja tak mam w Puszczy Kampinoskiej.
Cerkiew została zbudowana niespełna sto lat temu. Po przymusowych wysiedleniach Łemków w latach 40-tych pełniła funkcję parafii rzymskokatolickiej, a następnie składu materiałów budowlanych. Dziś to najładniejszy garaż najładniejszego karawanu... a nie, jednego z dwóch najładniejszych karawanów, jakie widziałam! ;> Ten drugi będzie za chwilę.
Póki co klucz przekręcił się w zamku i weszliśmy do środka. Wiedziałam, co tam zobaczę, ale to pierwsze wrażenie zawsze jest wyjątkowe. Nagle coś takiego na końcu świata..
Pajęczyny na karawanie. Już od lat nie wozi żadnych zmarłych.
Jak widać na tym zdjęciu, piękny karawan to nie jedyne, co warto fotografować w tej cerkwi. Jest jeszcze pozostałość po ołtarzu - było więcej, ale podobno ludzie rozkradli, sprzedali i przepili..
Tego na szczęście nikt nie zdołał wynieść i wymienić na wino marki wino:
A oto kolejna opuszczona cerkiew Podkarpacia. Prawda, że wygląda jak jeszcze jedna rozwalona stodoła niewarta uwagi? A tymczasem w środku jest prawdziwa perełka. Kolejny dowód na to, że warto sprawdzać nawet najmniej rokujące porzucone budynki. Tego oczywiście nie sprawdziłam przypadkiem, tylko za poleceniem Piotra Duraka, który mieszka na Podkarpaciu i ma jego wiesiexowe atrakcje w małym palcu. Chyba tylko raz znalazłam tam opuszczoną cerkiew, której on nie znał! ;) Do tej pojechałam ze świadomością tego, co jest w środku.
Drzwi są zamknięte, ale w wyniku zawalenia się części budynku kilka lat temu w ścianie powstała dziura. Trzeba było trochę uważać na luźne cegły - parę lat temu się takiej chwyciłam, też w ruinach cerkwi na Podkarpaciu i zleciałam, a potem musiałam przez to używać kostura zamiast jednej z nóg podczas wchodzenia na Połoninę Caryńską. Dlatego tym razem wypożyczyłam sobie od miejscowych miłośników trunków plastikową skrzynkę po piwie, żeby się łatwiej wspiąć gdzie trzeba. To wystarczyło:>
Cerkiew powstała w 1901 roku, potem była używana jako magazyn i... toaleta publiczna. Wiem, trudno w to uwierzyć. Teraz budowla jest opuszczona i nikt nie wie, gdzie podział się klucz.
W pierwszej chwili wnętrze nie powala:
A tymczasem w przedsionku...
Trudno było robić zdjęcia temu karawanowi. Nawet nie próbowałam go wypychać z tej ciasnej wnęki, czy raczej przedsionka, bo po pierwsze pewnie i tak nie dałabym rady, a po drugie nie chciałam go uszkodzić. Pozostało wyginanie się we wnęce;>
Tak wygląda przód karawanu:
Prawda, że trudno byłoby się spodziewać czegoś takiego w tej nieciekawej na pierwszy rzut oka ruinie?
Nieliczne inne pozostałości, czyli resztki malowideł na ścianach:
c.d.n.
Uwielbiam eksplorować opuszczone miejsca, niedługo znowu zamierzam się gdzieś wybrać.
OdpowiedzUsuń