Cmentarz parafialny w Gładyszowie obejrzałam przy okazji zwiedzania miejscowego cmentarza wojennego, który pokażę niżej. Jest czynny, ale pełen ciekawych starych grobów. Jak zwykle warto było podchodzić do każdego z osobna, bo to właśnie tam może być coś najciekawszego, najbardziej malowniczo połamana czy omszała figura. Oczywiście jak zwykle wypatrywałam moich ulubionych przedwojennych porcelanek, czyli starych portretów nagrobnych. W tym miejscu stała kiedyś XVIII-wieczna cerkiew, spalona w 1914 roku. Upamiętnia ją jeden z pomników na cmentarzu.
Cerkiew greckokatolicka pw. Wniebowstąpienia Pańskiego w Gładyszowie, 1938 rok:
Żeby dojść do cmentarza wojennego nr.55, trzeba wypatrywać drogowskazu i miejsca do zaparkowania przy szosie z Gładyszowa na Przełęcz Małastowską. Idzie się przez pole w kierunku iglastego zagajnika, w nim znajduje się cmentarz. Warto się zatrzymać, tutejszy główny pomnik wydał mi się jednym z ładniejszych, choć jest zrekonstruowany i nie tak widowiskowy, jak pierwotny.
Cmentarz nr. 55 projektował Dušan Jurkovič. Znakiem rozpoznawczym tego słowackiego architekta są rzeźbione w drewnie pomniki, wieże i ołtarze. Leży tu około stu żołnierzy, głownie rosyjskich oraz czterech austro-węgierskich.
Gdy fotografowałam ten cmentarz, cały czas coś łaziło i hałasowało w zaroślach, prawdopodobnie dziki, których tropy było widać na błotnistej ścieżce.
Inskrypcja: "Śmierć żołnierza święta jest/I łamie nakazy nienawiści/Przyjaciel czy wróg, jeśli nie ominęły go rany/Na jednakową miłość i cześć zasługuje".
Wycieczka do cmentarza wojennego w Gładyszowie była jedną z tych widokowych. Parkuje się pod czymś w rodzaju miniskansenu, pośrodku wsi przy samej asfaltówce. Zapukałam do domu przy miniskansenie i zapytałam, czy to na pewno tutaj, bo trzeba było praktycznie przejść komuś przez podwórko. Ale nie było problemu, przeszłam i po chwili byłam już na polnej drodze prowadzącej pod górkę:
Idzie się może jakieś 20 minut, a gdy wtedy wejdzie się w las, zakręt na cmentarz będzie widoczny po prawej. Obok jakieś drabiny i konstrukcje na drzewie, może myśliwskie:
Cmentarz wojenny nr. 61 położony jest na górce, na uboczu, trochę zarośnięty i zaniedbany, ale "opuszczonym miejscem" był dawno temu. Dziś prowadzi tu cmentarny czarno-biały szlak i nie ma większego problemu z namierzeniem miejsca. Prawdziwa przygoda musiała być kiedyś, ale dziś też wart się tam wybrać.
To też dzieło Dušana Jurkoviča, tu z kolei leżą prawie sami Austriacy i kilku Rosjan. Oczywiście kiedyś cmentarz był położony na otwartym terenie, widoczny z daleka, z czasem zarósł lasem. Tak stało się z bardzo wieloma tymi cmentarzami, wyjątki to na przykład dwa cmentarze w Sękowej.
Inskrypcja po polsku brzmi tak: "By nie było wam żal, że w objęciach śmierci jesteście/ Wierni wiedeńscy bohaterowie/ Te oto słowa niech dzień po dniu/ Głoszą radosną wieść:/ Polegliście wy, dzielni/ Dla świętej ziemi cesarskiego miasta/ Które wam życie dało./ Nie bezcześci jej żadna stopa wroga".
Ciekawe detale na drewnianym głównym pomniku, jak to bywa u tego architekta:
Wróciłam tą samą drogą do asfaltówki:
Na tym kończę relację z dwóch wiosennych tras w Beskid Niski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz