poniedziałek, 19 listopada 2018

Beskid Wyspowy i okolice, część 45

To była jedna z bardziej widokowych wycieczek podczas październikowej trasy w Beskid Wyspowy. Znowu wystartowałam z Młyńczysk i weszłam na Modyń szlakiem niebieskim, po drodze oglądając wschód słońca. Potem zeszłam niebieskim do wsi Kamienica i już bezszlakowo, przez różne wsie i przysiółki takie jak Wola Kosnowa i Zakicznia dotarłam do punktu wyjścia.






Kiedy rano wyruszałam z agroturystyki w Młyńczyskach, zostawiając tam autko, była jeszcze noc. Jedna latarnia, pierwsze światła w domach i gwiazdozbiory na niebie, których nie udało mi się oczywiście w satysfakcjonujący sposób uwiecznić;>




Na szczęście po wycieczce z poprzedniego dnia już wiedziałam, ze odejście szlaku niebieskiego jest przed kościołem w Młyńczyskach, a nie za nim. Pozostawało wejść na asfaltówkę prowadzącą niebieskim szlakiem do drogi krzyżowej i Modyni.





Widoki na wschód słońca dawały radę;>

















Przy kapliczce kończyła się wspinaczka wąską asfaltówką. Droga krzyżowa była tuż obok, a tam drewniana wiata, w której dało się choć trochę schować przed wichurą.

















Po krótkim postoju i minipikniku ruszyłam w stronę Modyni niebieskim szlakiem, znanym mi już z poprzednich wycieczek, jesiennej z zeszłego roku i tegorocznej wiosennej, relacje TU i TU. Polecam zwłaszcza pierwszą, bo trafiłam wtedy na bardzo ciekawą mglistą pogodę. Tym razem Modyń była czerwona, a nie mglisto-żółta:

































Niebieski szlak zaczął wchodzić w las, już do szczytu prowadził kamienistą leśną drogą:


























Jest szczyt Modyni, to jedna z najwyższych gór w Beskidzie Wyspowym:






Na ławce leżał jakiś plecak. Trochę tam posiedziałam, ale nikt się nie zjawił. Ciekawe, jaka historia się za tym kryje.






W przewodniku wydawnictwa Rewasz straszyli, że niebieski szlak Modyń-Kamienica jest strasznie poplątany, więc szykowałam się na błądzenie i opcję "byle w dół", ale o dziwo akurat tym razem obyło się bez cienia problemów orientacyjnych. Możliwe, że od czasu wydania przewodnika poprawiono oznakowanie. Trzeba jednak przyznać, że faktycznie droga zdawała się prowadzić zupełnie inaczej niż na mapie.

































Wyszłam na otwartą przestrzeń.


Widok na Tatry:
















Jeszcze jeden krótki odcinek przez las i już byłam przy asfaltówce na Kamienicę. Chwilę odpoczęłam na przystanku i zgodnie z planem zaczęłam szukać pozaszlakowych już dróg z powrotem do Młyńczysk, kierując się na Wolę Kosnową.
















Na drogowskazach pojawiały się nazwy przysiółków, których nie było na mapie, ale kierując się trochę nią, trochę rozpytywaniem wśród nielicznych spotkanych osób trafiłam do Woli Kosnowej i przy remizie skręciłam w lewo. Miałam dojść do przecięcia szosy ze szlakiem żółtym, gdzie byłam rok wcześniej, a potem kierować się na również znaną mi już drogę przez Zakicznie.








Po drodze wspaniałe jesienne widoki na okolice Jasieńczyka:






Krótki odpoczynek na ławce przy tej kapliczce i znowu w drogę:













Postanowiłam już nie wchodzić na Jasieńczyk, tylko wspinać się od przysiółka Zakicznie do drogi krzyżowej, a potem zejść niebieskim szlakiem do Młyńczysk tą sama drogą co rano.





Byłam już nieźle zmęczona, gdy znów doszłam do tej kapliczki. Pozostawało zejście w dół tą samą drogą.












c.d.n.

4 komentarze: