czwartek, 15 listopada 2018

Beskid Wyspowy i okolice, część 44

Kolejna wycieczka ze startem w Młyńczyskach pod Limanową, tym razem niebieskim szlakiem w stronę góry Golców z cmentarzem wojennym, a potem przez Zarębówkę na Kuklacz.






Młyńczyska mają pełno zalet. Jest tam sprawdzona agroturystyka, sporo szlaków, mało ludzi. Ale też wschód słońca zasłonięty przez góry:> Starałam się więc wychodzić wcześnie, żeby zdążyć wejść wystarczająco wysoko i załapać się mimo wszystko na wschód. Tym razem się nie udało, chociaż kiedy wychodziłam z agroturystyki koło 6:30, było jeszcze ciemno.



Ale szybko się rozwidniało, a ja szukałam odejścia niebieskiego szlaku od asfaltówki w prawo.





Załapałam się mimo wszystko na takie widoki:








Niestety przegapiłam odejście niebieskiego z powodu kolejnej nieścisłości na Comfortmap. Szlak odchodził przed kościołem (idąc od południa), a nie kawałek za nim. Nadrobiłam drogi.




Mieszkańcy spotkani w okolicach przystanku nakierowali mnie na właściwą drogę.





Szło się asfaltówką w stronę góry Ostra. Wchodziłam na nią wiosną, relacja TU.


Widok na ładnie oświetloną Modyń po drugiej stronie drogi. Weszłam tam kolejnego dnia.




 














Szlak skręcił w polną, zarośniętą dróżkę. Gdzie teraz iść? Pojawiły się typowe dla Beskidu Wyspowego kłopoty orientacyjne. Rozwidlenia dróg, ale żadnych znaków.



W końcu poszłam chyba źle, bo znaków nie było. Postanowiłam wspinać się w lesie na chybił trafił, byle pod górkę.




Po przejściu stromego i wąskiego odcinka przekroczyłam zrywkową drogę pełną powalonych drzew.



No i wyszłam na piękny odsłonięty grzbiet z przysiółkiem Jeżowa Woda, byłam już tam wiosną.












Wreszcie jakieś grzyby:> W tym sezonie nie było w październiku wielkiego urodzaju, zwłaszcza w porównaniu z zeszłorocznym wysypem. A tutaj nagle fotogeniczna gromadka muchomorów.







Zrobiłam tam sobie pierwszy postój i piknik.















Potem trzeba było znów martwić się niebieskimi znakami. Z tego co pamiętałam, powinny pojawić się nieco poniżej wsi, w lesie.






 Kluczenie, zawracanie.. Aż trafiłam na niebieskie znaki prowadzące w dół i na północ.








Kolejny postój pod lasem, już przy domach.


Na otwartej przestrzeni też trzeba było stosować metodę prób i błędów przez luki w oznakowaniu, ale znalazłam właściwą drogę.






























Szlak doszedł do asfaltówki i potem prowadził nią spory kawałek w stronę góry Golców z wojennym cmentarzem. Raz już na niej byłam, relacja TU. Wtedy szłam od strony Łyżki, oczywiście błądząc:>





















Wiosną miałam kłopoty ze znalezieniem odejścia niebieskiego z asfaltu na górę, aż ktoś miejscowy powiedział mi, że znak namalowany jest na stodole w głębi drogi. To ta stodoła:> Trzeba iść jak na czyjeś podwórko i za starym drewnianym domem ścieżka wspina się pod górkę, tam znaki wracają.


Tym razem już wiedziałam o sytuacji ze stodołą, pamiętałam też, że nieco wyżej można zejść ze szlaku na bardzo malowniczą i cichą polanę. Tym razem też odpoczęłam tam sobie i zrobiłam piknik, zwłaszcza że kawałek wcześniej nieoczekiwanie spotkałam mały wiejski sklepik.


Prawie godzina leżenia na kurtkach i płachtach w takim miejscu to jest to:>






Na odcinku szlaku, który prowadził przez cmentarz aż do asfaltu i szosy z busami na Roztokę i Siekierczynę też byłam już wiosną.






Wtedy z powodu powalonych drzew i wielkiej wichury trafiłam na cmentarz okrężną pozaszlakową drogą, tym razem bez kłopotu dało się podejść szlakiem.









Pozostawało ruszyć znaną mi już ścieżką na dół, do asfaltu.











Czułam się na siłach, żeby zgodnie z planem wejść na jeszcze jedną minigórę, czyli Kuklacz. Podczas wspomnianej tu już parę razy wycieczki, relacja TU, pobłądziłam w drodze z Łyżki tak, że nie trafiłam tam, tylko na czyjeś pełne wkurzonych psów podwórko w przysiółku Ogrojec. Tym razem podstępny Kuklacz został zdobyty ;> Szłam niebieskim, a potem zielonym szlakiem asfaltem przez wsie.













Aż gruntowa wreszcie droga skręciła na ostatnią prostą po drodze na minigórę Kuklacz.







Zejście prze zarośniętą, krętą ścieżkę i krzaczory.









Doszłam do miejsca w lesie, gdzie już prześwitywała kolejna wieś. Stwierdziłam, że dość już na dziś i zrobiłam leśny przystanek czytelniczy, polegający na siedzeniu na jakimś drzewie i czytaniu książki.




Potem kierowałam się w stronę asfaltówki na Siekierczynę, by złapać busa do Roztoki, skąd od Młyńczysk i agroturystyki dzieliły mnie już tylko dwa kilometry.





Znowu było zresztą kluczenie po polach bez znaków, ale w końcu przez podwórko sołtysa wyszłam na asfalt:> Poczekałam na busa do Roztoki, który szczęśliwie się pojawił.







W Roztoce pozostawało mi już tylko przejść wąską asfaltówką do agroturystyki, gdzie czekało autko.











c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz