wtorek, 9 stycznia 2018

Beskid Sądecki, Beskid Wyspowy i inne miejsca, część 7

Tym razem przemieszam góry z opuszczonymi miejscami. Najpierw ruina dworu w Małopolsce, ale nie w samych Beskidach, a potem poranna wycieczka czerwonym szlakiem z Jaworek pod Szczawnicą do Obidzy, na Przełęcz Rozdziele i do Rezerwatu Biała Woda.





Opuszczony dwór B. to dziś klasyczna malownicza ruina. Już krótki przegląd starszych zdjęć tego obiektu w necie potrafi wkurzyć. Dosłownie kilka lat temu był to normalny opuszczony budynek, miał dach i drewniany ganek oraz drewniane piętro - to ostatnie widać jeszcze na zdjęciach z 2009 roku. Dziś wygląda to tak:

 


Dwór został zbudowany na przełomie XVIII i XIX wieku dla rodziny W., w latach międzywojennych był przebudowany. Po wojnie oczywiście majątek zabrało państwo. Za "naszych czasów" znalazł się prywatny właściciel, a następnie jakaś fundacja, ale nic to wszystko nie dało, czy raczej skończyło się kompletną ruiną budynku. Czyli klasyka losów polskiego dworu.






Na starszych zdjęciach były jeszcze resztki wyposażenia, w tym krzyżyk i jakieś urządzenia. Teraz między resztkami murów rosną drzewa:


Piękny park podworski ze starymi drzewami też jest zupełnie zdziczały. Ciekawe, czy kiedy dwór do reszty się zawali, ktoś postawi tu kolejny kiczowaty dom weselny.

















Teraz pokażę pierwszą połowę wycieczki, jaką zrobiłam na pograniczu Małych Pienin i w nich samych. Przeszłam trasą Jaworki-Obidza-Rozdziele-Biała Woda i potem podjechałam samochodem na parking pod Wąwozem Homole. Tam z powodu niespodziewanego tłumu zmieniłam plany - i bardzo dobrze się stało. Ale o tym później. Na razie poranna część wyprawy.

Znalazłam nocleg w agroturystyce praktycznie przy samym szlaku. Autko zostało więc pod agroturystyką, a ja ruszyłam asfaltówką do wejścia na czerwony szlak prowadzący przez Jasielnik do Obidzy pod Piwniczną.

Najpierw po lewej stronie drogi widzi się większą kapliczkę, zbudowaną jeszcze przez Łemków, wypędzonych z Beskidów po 1947 roku. O przymusowych wysiedleniach ludności łemkowskiej piszę szerzej TU.


Środek kaplicy:



A tutaj na tablicy informacja o dawnej łemkowskiej wsi Biała Woda, dziś nie istniejącej. Nazwa ocalała jako określenie pobliskiego rezerwatu, pokażę go na końcu odcinka. Bardzo oryginalne i piękne są jeszcze inne tutejsze pozostałości po Łemkach. To po prostu.... same góry, a raczej fakt ich nie zalesienia. Tak zwane Ruskie Łąki pozostają bezleśne i dzięki temu roztaczają się z nich piękne widoki. Kiedyś w Beskidzie Niskim, o którym pisałam między innymi w podlinkowanym wyżej odcinku, tak właśnie wyglądał krajobraz. Zalesienie, dziś tam wszechobecne, to efekt wysiedleń. Tereny będące niegdyś polami uprawnymi zmieniły się w lasy, gdy wypędzono Łemków. Ruskie Łąki to pewien wyjątek.


Póki co szłam rano asfaltówką w stronę odgałęzienia szlaku czerwonego prowadzącego w stronę Obidzy pod Piwniczną:



Na łące pasły się konie. Gdy wróciłam w to samo miejsce po południu, byli tam turyści i klimat gdzieś znikł, konie zresztą też. Warto się zmusić do wstania z łóżka i wyruszać na wycieczkę możliwie rano, to się naprawdę opłaca, najładniejsze widoki, które się widzi, to zdecydowanie te poranne. Bardzo wczesne wstawanie nie przychodzi mi niestety łatwo, ale w trasie mam większą motywację. A w październiku dzień na szczęście zaczynał się później i nie trzeba było już wychodzić za próg o piątej, żeby zobaczyć poranne mgły i tym podobne rzeczy.




Czubata skała z rezerwatu Biała Woda:






Szlak zakręca w lewo i wije się wąską ścieżką pod górkę i w prawo.








Tu widok z góry na rezerwat Biała Woda, ostatnie domy czy szałas w głębi doliny, już nie pamiętam. W każdym razie warto było tam zerknąć:>






Odkryte Ruskie Łąki:










Słońce dopiero wyłaniało się zza gór. Gdy weszłam wystarczająco wysoko, choć oczywiście nie ma tam mowy o jakichś dużych wysokościach, zobaczyłam je:



Tatry zaczęły się wyłaniać zza Małych Pienin:









Doszłam do granicy lasu, to zdaje się góra Flader (861 m n.p.m.). Jest tam ławka i można chwilę odpocząć.


Takie tabliczki pojawiały się kilka razy na szlaku, chodzi m.in. o głuszca:



Przez las szłam w kierunku szczytu Jasielnika czerwonym szlakiem:



Po drodze polana z pięknym widokiem, zdaje się, ze to właśnie zbocza Jasielnika (882):





Jesiennym widokom towarzyszyły ciągłe odgłosy wydawane przez drwali i ich piły. Ale nie było ich widać, wycinali las gdzieś w tej dolinie.






Z powodu wiatrołomów, a może i wiatrołomów, i wyrębu, w pewnym miejscu między Jasielnikiem a Obidzą przez dłuższy czas nie pojawia się czerwony znak, ale trzeba po prostu iść jak droga prowadzi i w końcu zobaczy się znaki. Po drodze jest jeszcze tak zwane Pokrywisko, a to już widok z okolic Przełęczy Gromadzkiej blisko Obidzy pod Piwniczną (jest też wieś o tej samej nazwie bliżej Łącka) na Tatry i nie tylko:







Nie wchodząc między zabudowania Obidzy, po krótkim odpoczynku ruszyłam według drogowskazów szlakiem niebieskim w stronę Przełęczy Rozdziele. To szlak graniczny, cały czas po lewej stronie drogi ma się Słowację, a po prawej Polskę. Zresztą dobrze widać różnicę, po stronie słowackiej długo widać otwarte łąki, a w Polsce sam las.







Szłam sobie tym szlakiem, oczywiście kompletnie sama, aż zobaczyłam jakieś może 30 metrów przed sobą leżące na środku drogi duże brązowe zwierzę, a ono powoli odwróciło głowę i spojrzało na mnie. Zanim wstało, minęło jeszcze jakieś dziesięć czy kilkanaście sekund i najpierw nie miałam pewności, że to nie niedźwiedź, zwłaszcza, że nawet w soczewkach mam niestety słaby wzrok. Zaskoczyła mnie moja reakcja. Myślałam, ze wobec cienia wątpliwości tego typu ucieknę w panice w przeciwnym kierunku, ale jakimś cudem ciekawość przeważyła i najpierw odwróciłam się, przeszłam dwa kroki, ale potem wyciągnęłam aparat i poczekałam. Zwierzę w tym czasie wstało, to był na szczęście jeleń.


Jak się po chwili okazało, nie jedyny. Zobaczył mnie i dość szybko uciekł w las po polskiej stronie razem z kolegami i koleżankami. W tej kompletnej ciszy tupanie kilku takich dużych zwierząt brzmi bardzo donośnie. Przez pewien czas biegały gdzieś po mojej prawej, a ja ich nie widziałam, szłam i towarzyszyło mi to głośne tupanie, szuranie, rozrzucanie liści. Ale już się nie bałam. W końcu jelenie przeskoczyły szlak i ruszyły na słowacką stronę, na łąki:


A może to z kolei niedźwiedzie? :> Nie, tylko kopy siana, uff ;>








W ten sposób doszłam niebieskim szlakiem granicznym do Przełęczy Rozdziele. Trochę mnie to zaskoczyło, bo na Comfort Map jest ona zaznaczona (zresztą jako Rozdziela) jakieś pół kilometra dalej. Może zmieniono przebieg szlaku?




W każdym razie napisy na tablicach wskazywały na to, że jestem we właściwym miejscu.



Może po prostu ta przełęcz jest tak rozległa, że można było zaznaczyć ją na mapie gdziekolwiek na danym obszarze. W każdym razie szlak żółty do Białej Wody i Jaworek odchodził właśnie w tym miejscu, tak jak pokazywała mapa. Odkrytym grzbietem schodzi się w dół:





Widać charakterystyczne skały rezerwatu Biała Woda:






Na dole byli już turyści, na szczęście nie dzikie tłumy, ale pierwsze rodzinki chodziły. Jak dobrze, ze wyruszyłam rano.











Dawne łemkowskie krzyże na terenie wysiedlonej wsi Biała Woda, o której pisałam wyżej:













Wróciłam do kapliczki prawosławnej, którą pokazałam na początku odcinka. Potem podjechałam na parking przy wejściu do Wąwozu Homole, ale tę część wycieczki pokażę w innych odcinkach.



c.d.n.

1 komentarz:

  1. W Polsce sporo jest takich niszczejących,zarośniętych przez drzewa i krzewy pozostałości budynków,jak dwór B. A szanse na odbudowanie są niewielkie. Ewentualnemu kupującemu bardziej opłaca się kupić tego typu teren za małe pieniądze,wybudować coś innego i na tym zarobić.

    "Bardzo wczesne wstawanie nie przychodzi mi niestety łatwo"
    Mnie wręcz przeciwne - prawie codziennie wstaję o godz 5-6 rano. I to bez pomocy budzika. Ot,taki za mnie ranny ptaszek;)

    OdpowiedzUsuń