piątek, 5 stycznia 2018

Beskid Sądecki, Beskid Wyspowy i inne miejsca, część 6

W tym odcinku same góry, czyli październikowa wycieczka ze Szczawnicy na Prehybę, a potem Skałkę i Dzwonkówkę.






Do trzech razy sztuka. To było moje trzecie podejście na Prehybę i dopiero to okazało się udane:> Za pierwszym razem, we wrześniu, wyprawę uniemożliwiło oberwanie chmury, potem miałam dojść od Rytra i przeliczyłam się z czasem. W końcu dotarłam tam od strony Szczawnicy. Nocowałam blisko wejścia na szlak rowerowy, który po mniej więcej kilometrze łączy się z niebieskim, prowadzącym już prosto na tę górę. Autko zostało więc pod agroturystyką, a ja ruszyłam pod górkę. Część tej trasy przeszłam we wrześniu, relacja TU. Najpierw przechodzi się przez most na Grajcarku. We wrześniu był mocno wezbrany, w październiku wyglądał zupełnie niewinnie:



Rano była jeszcze spora mgła i zastanawiałam się, czy w ogóle zobaczę jakiekolwiek widoki. Ale jak to bywa, w końcu wyszłam ponad chmury i mgłę. Póki co szłam asfaltówką pod górę przez Szczawnicę. Mgliste zdjęcia zawsze fajnie się robi, nawet gdy nie ma słońca.

















We wrześniu doszłam tędy do kaplicy na Sewerynówce. Stamtąd też da się zresztą dojść na Prehybę. Tym razem skręciłam według znaków niebieskich w prawo w las:





Droga najpierw jest szeroka i zupełnie nie stroma, dopiero potem zakręca w lewo i robi się bardziej dziko.
 












No i jest zakręt w lewo. Zaczęłam się wspinać wśród pięknego lasu. Obok stały tablice z napisami, że ostoja chronionych gatunków zwierzyny i należy zachować ciszę. Mam nadzieję, ze antyniedźwiedziowe prewencyjne śpiewanie piosenki "Rudy Rydz" było jednak dozwolone.



Słońce tymczasem wyłoniło się zza mgły i całe otoczenie się zmieniło:




Chmury w dole, przede mną widok na Tatry spomiędzy drzew.


Kawałek za tym miejscem usłyszałam nagle, że z krzaków dobiegają jakieś pomruki. Właśnie nie ryki, jak we wrześniu na rykowisku, tylko pomruki. Nie wiem, co to było, ale na wszelki wypadek włączyłam swój piąty bieg podczas wspinaczki i uraczyłam okoliczne stworzenia kolejnym wykonaniem "Rudego Rydza". Rezultat był taki, że mimo ciągłego robienia zdjęć weszłam na Prehybę w czasie o wiele krótszym, niż jest podawane na drogowskazach i mapach. Już niestety nie pamiętam, o ile krótszym, ale o co najmniej godzinę.Tak wyglądała droga:






Po drodze szczyt Czeremchy, podobno na wiosnę rosną tu krokusy.



Już widać charakterystyczny maszt telewizyjny, Prehyba blisko:> Pod koniec idzie się przez wiatrołomy.










Z tą Prehybą czy też Przehybą to nie jest taka prosta sprawa. Jest Wielka i Mała Prehyba, a jak się okazało, także przełęcz pod Prehybą.



Doszłam do schroniska, opanowanego o dziwo przez hałaśliwą wycieczkę dzieci puszczających muzykę z telefonów. W tej sytuacji podeszłam do punktu widokowego pod wieżą telewizyjną, gdzie nie było tego widać ani słychać. Potem ruszyłam kawałek dalej za schronisko czerwonym, żeby wejść także na tę właściwą Prehybę i tę przełęcz pod nią, zwaną rozdrożem:>













Za tym znakiem poszłam jeszcze kawałeczek w las, a potem zaczęłam wracać tą samą drogą do schroniska, żeby wreszcie dłużej odpocząć i coś przekąsić. Wycieczkę grozy minęłam podczas powrotu, na szczęście odmaszerowali w przeciwnym kierunku i zapadła cisza.



No więc oto schronisko na Prehybie:



Fototapeta na ścianie:


A to naleśniki, które zjadłam na drugie śniadanie:>


Po odpoczynku zgodnie z planem ruszyłam czerwonym w stronę góry zwanej Skałką. Po drodze miało być odgałęzienie do tak zwanego kamienia św Kingi, ale niestety najwyraźniej je przegapiłam. W każdym razie kierowałam się w stronę Dzwonkówki.



Szczyt Skałki - ze skałką:






Na ziemi dosłownie wszędzie był tam szlaczek z takich śladów zwierząt:






Po drodze mija się zbiorowisko omszałych głazów:










Przez drzewa zaczęła przeświecać polana, obok której jest górski przysiółek Rokita.






A tu już Przysiółek Przysłop na Przełęczy Przysłop:



Podoba mi się ta kompozycja z opon na kopie siana, zwłaszcza, że obok stoi sobie klasyk polnych dróg:> Nie jedyny w tym małym przysiółku zresztą.



Nie zabrakło też Uaza:


Choć są tu chyba tylko trzy gospodarstwa, jest zadbany pomnik wojenny:





Kolejny tutejszy klasyk polnych dróg ma oko na całą okolicę, w tym na szlak:







Szlak prowadził z powrotem w las, zaczęło się podchodzenie na Dzwonkówkę:


Wcześniej podchodziłam na Dzwonkówkę od strony Łącka, zresztą bardzo malowniczym żółtym szlakiem. Pokażę w dalszych odcinkach. Wtedy wydawało mi się, ze szczyt nie jest w żaden sposób oznakowany, bo schodziłam do Krościenka czerwonym i przy tym odgałęzieniu wbrew mapie nie ma tablicy. Jest ona, jak się okazało, od strony szlaku na Prehybę. Nie wiem, czy to "właściwy szczyt", czy przypadkowo postawiono oznaczenie właśnie tutaj, w każdym razie Dzwonkówka została zdobyta po Bożemu:>



Pozostał mi już ostatni etap zaplanowanej wyprawy, czyli zejście żółtym szlakiem do Szczawnicy, z obiadem w bacówce pod Bereśnikiem po drodze.



 














Bacówkę pod Bereśnikiem pokazywałam przy okazji wrześniowej trasy TU. Tym razem zjadłam pierogi i pokazał mi się widok na Tatry, którego we wrześniu nie mogłam podziwiać z powodu złej pogody.



Do Szczawnicy chciałam wrócić niebieskim szlakiem, ale jak się okazało, drogę zagradza teraz jakaś posesja i nie da się nijak przejść, a i znaków brak. Może poprowadzono je jakoś inaczej niż na mapie? W każdym razie błądziłam, ale ostatecznie jakoś trafiłam na krętą płytową drogę prowadzącą na Plac Dietla w Szczawnicy.








c.d.n.

2 komentarze:

  1. Góry jesienią są przepiękne i jeszcze ta mgiełka <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Góry o tej porze roku są równie piękne co latem. Bardzo dobry wpis i dużo zdjęć! Co najważniejsze. Beskidy, Tatry i Sudety. Tam byłem i widoki piękne. Pozdrawiam :)
    twoje-wybory.pl

    OdpowiedzUsuń