poniedziałek, 29 lutego 2016

Dawne cmentarze mennonickie na wschodnim Pomorzu i nie tylko, część 1

Na początku lutego wybrałam się na przedłużony weekend nad morze. Wcześniej zwiedzałam już te rejony pod wiesiexowym kątem, odcinki TU czy TU. Pomyślałam więc, że tym razem, oczywiście poza spacerowaniem po plaży i lesie, zajmę się zwiedzaniem dawnych cmentarzy mennonitów. W pewnym sensie można je nazwać opuszczonymi, ale często tylko w takim, że nikt nie jest tam już od dawna chowany. Jednak pasjonaci lokalnej historii i mieszkańcy dbają o te cmentarze, odchwaszczają je, ogradzają, stawiają tablice informacyjne. Miejsca zdewastowane po 1945 roku i przez wiele lat kompletnie porzucone, dziś są odkrywane na nowo. W rejonie jest ich pełno, podczas trzech dni wycieczki zdążyłam odwiedzić osiem. Okazało się, że w oglądanym już tyle razy rejonie Trójmiasta czy Pucka jest jeszcze mnóstwo do odkrycia - choćby droga przez góry i lasy zwane Trójmiejskim Parkiem Krajobrazowym czy rezerwat Ptasi Raj, wyglądający jak kawałek Puszczy Kampinoskiej przeniesiony nad morze. Pierwszy raz w życiu odwiedziłam też Mierzeję Wiślaną. Zdecydowałam się podawać tylko pierwsze litery wsi, w których są cmentarze.







O mennonitach pisałam już na tym blogu nie raz, pokazując ich opuszczone cmentarze w rejonie Puszczy Kampinoskiej, na przykład TU.  Byli to osadnicy holenderscy, którzy po kontrreformacji w poszukiwaniu tolerancji religijnej opuszczali swój kraj i udawali się do Polski. Trwało to samych od początków powstania tego protestanckiego odłamu, czyli od XVI wieku. Nazwa "mennonici" wzięła się od imienia twórcy wyznania, Menno Simmonsa, są też nazywani olendrami czy olędrami. Byli pracowici i skromni, bardzo dobrze radzili sobie z osuszaniem terenów zalewowych, między innymi sadząc tam szpalery wierzb. To do dziś charakterystyczny element krajobrazu tam, gdzie dawniej mieszkali olędrzy. Mennonici nie uznawali służby wojskowej i noszenia broni ani chrztu niemowląt, najważniejszym źródłem wiedzy o Bogu była dla nich Biblia.


Pierwszym cmentarzem mennonickim, jaki odwiedziłam w tej trasie, był ten w W., administracyjnie należący jeszcze do województwa warmińsko-mazurskiego.


























Jak zwykle na pomysł pojechania w minitrasę wpadłam w ostatniej chwili i przygotowania były poczynione na szybko. Trzeba było skupić się na samym spisaniu obiektów i narysowaniu mapy, że nie wspomnę o szukaniu hotelu. Dlatego ostrzegam przed pewnym błędem. Jeżeli ktoś chce jechać śladem mennonickich cmentarzy, trzeba bardzo dokładnie poznać ich lokalizacje przed wyjazdem. Ja w paru przypadkach to olałam, myśląc sobie, że jak mam nazwę małej przecież wsi, to miejscowi mi powiedzą i będzie w porządku. Ale wcale tak nie jest. Boczne drogi, dziesięć różnych kęp krzaków daleko na polu i która to ta właściwa, cmentarze położone pomiędzy dwiema wsiami, miejscowi mylący różne miejsca ze sobą... W rezultacie znalezienie niektórych cmentarzy zajęło mi sporo czasu. Warto go sobie oszczędzić, poświęcając w domu czas na dokładne namierzenie miejscówek. Tym sposobem zobaczy się ich więcej.



Drzewa wyrastające z mogił i już je częściowo rozsadzające. Możliwe, że kiedyś specjalnie zostały zasadzone na czyimś grobie.


Jeżeli ktoś pamięta cmentarze mennonitów w Puszczy Kampinoskiej i okolicach, pokazywane już nie raz na tym blogu, pewnie widzi różnicę: nekropolie na północnych terenach poniemieckich wyglądają inaczej. Bardziej... bogato? W dużej mierze na pewno tak. Nagrobki są bardziej okazałe i ozdobne, cmentarze często przypominają kirkuty, takie jak pokazane w starym odcinku TU. Ale nie tylko. Formy nagrobków są bardzo różne, niektóre to po prostu polne kamienie z wyrytym przez kamieniarza imieniem. Pewnie takie mieli najbiedniejsi. Inne mają formę rzeźbionych steli, czyli wysokich, stojących płyt. Ciekawe jest znajdowanie poszczególnych typów ewangelickich grobów na różnych pomorskich i okołopomorskich cmentarzach. Nie jest to tylko kwestia wyglądu całego grobu - stela, tak zwany cippus czy kamień polny, jest też cała symbolika związana z tymi miejscami. Dobrze pokazano to na tablicach informacyjnych w rejonie wsi C. pod Nowym Dworem Gdańskim.



To jest stela:


Tak wygląda cippus:


Ułamany pień:


Są też uboższe nagrobki, poziome, po których dziś zostało coś w rodzaju "ramy" na ziemi:


No i polne kamienie.


 Parę słów z tablicy informacyjnej w C. na temat symboliki na grobach mennonitów:


 Tu przykład motyla z S.M.:





Budynek, który tu widać, to cerkiew grekokatolicka w C. Strasznie się jej naszukałam. Miejscowy pan powiedział, że przy drodze będzie "duży kościół" i cmentarz jest tam. Od strony drogi budynek wygląda jednak niezbyt kościelnie. Za pierwszym razem nie znalazłam więc cmentarza i odjechałam z kwitkiem. Dopiero w hotelu zorientowałam się, że byłam tuż przy szukanym miejscu i następnego dnia wróciłam tam.


Część starych grobów jest przy samej cerkwi:






Małe drogowskazy prowadzą do cmentarza, nazywanego Cmentarzem Jedenastu Wsi, a właściwie do lapidarium. Tak wygląda wejście:




Typowy widok - tuż przy starym cmentarzu są zamieszkałe posesje.





Pełno nagrobków w formie kamieni polnych:




Tuż obok - charakterystyczny dla Żuław dom podcieniowy:


Obok niego leżało na podwórku coś takiego, może to jakieś remontowane groby z cmentarza?


Czasem elementy grobów są częścią kościelnego czy cmentarnego muru:


Kaplica grobowa von Grassów we wsi S. to kolejne zaskakujące odkrycie. Miejsce, dość niedaleko Pucka, odwiedziłam w drodze nad morze i na Hel. Byłam tam już tyle razy, a nie miałam pojęcia o wsi S. Jest tam dwór, właśnie ta kaplica, park ze stawem i kilka pięknych alei dworskich ze szpalerami drzew.




Kiedyś stał tu dwór z XVI wieku. Była to posiadłość kościelna. Von Grassowie przejęli teren w XIX wieku. W latach 40-tych budowla spłonęła. Do naszych czasów dotrwała brama z charakterystyczną dzwonnicą, pałacowy park i kaplica grobowa von Grassów.



W kaplicy nie ma zaniedbanych, pootwieranych trumien, jak to czasami bywa w takich miejscach. Są tablice z nazwiskami zmarłych von Grassów.






Herb wyryty na leżącym na podłodze kamieniu:




Przed kaplicą:









Zwiedziłam też trzy ruiny kościołów. Inne pokazywałam w odcinkach z poprzednich lat TURuina kościoła w St. to najciekawsza z obejrzanych w tym roku.


Gotycka świątynia powstała w XIV wieku, została odnowiona na przełomie XIX i XX, a w1945 roku spłonęła.


Da się wejść do "środka":





Widok przez kościelne okienko:


Od głównego wejścia:





Przed kościołem jest trochę starych nagrobków i odnowiona kaplica:







Tak wyglądał kiedyś kościół - rysunek z tablicy informacyjnej przed ruinami. Miał częściowo drewnianą, spiczastą wieżę:


Ruina kościoła w O. stoi pośrodku miejscowego, czynnego cmentarza. Nie da się wejść do "środka", prowadzące tam wrota są zamknięte. Może gdybym miała więcej czasu, dałoby się dostać klucz od księdza. Świątynia powstała w XIV wieku, w XIX była przebudowywana, a spłonęła w 1945 roku.






Ruina kościoła Wo. stoi obok nowego kościoła przy asfaltówce przez wieś. Wydaje się, że w "środku" trwały czy trwają jakieś prace, ale aktualnie panuje tam pewien bałagan.



Świątynia powstała XIV wieku, została przebudowana w XVIII. Tak samo jak pokazane wyżej kościoły, spłonęła w 1945 roku.




Fragmenty płyt nagrobnych przed ruiną pochodzą podobno nawet z XVII wieku.



Nocowałam w Gdańsku i chociaż miałam tylko trzy niecałe dni, nie mogłam sobie odmówić przyjemności pojechania na Hel. Po drodze jak zwykle zatrzymałam się na parkingu nad Zatoką Pucką.










Chciałam spokojnie posiedzieć na pustej plaży, żeby tak nie gnać od miejscówki do miejscówki, ale i mieć czas mimo krótkiego dnia na zwiedzanie cmentarzy. Nie dojechałam więc wyjątkowo na sam czubek Helu, tylko wybrałam się na pewien parking niedaleko Kuźnicy, w jednym z najwęższych miejsc półwyspu. Co prawda pobliskie zejście nad morze jest tam oznaczone jako plaża dla psów, ale żadnego tam jeszcze nie spotkałam. Tak było od strony zatoki:




Obok pojawiła się tablica z nieznaną mi wcześniej informacją o zaporze ze starych parowozów, którą zrobiono tu kiedyś w czasach wojny. Podobno nieliczne pozostałości są w wodzie do dziś.





Przeszłam przez przejazd kolejowy i przecinając leśny szlak, wyszłam nad morze.



Akurat chmury zaczęły się chować i pokazało się słońce. Nie było tam żywego ducha.


















Potem zatrzymałam się na jeszcze jednym parkingu w okolicy i znów poszłam nad morze.





c.d.n.

2 komentarze:

  1. Bardzo dziękuję za wybitnie ciekawy materiał ! Czy bierze Pani udział w jakiś konkursach na najciekawszy blog dekady np.? Koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie bierze i nie weźmie:> z założenia to jest strona dla garstki znajomych i innych ewentualnie zainteresowanych osób. pozdrawiam

      Usuń