Poszukiwania cmentarza ewangelickiego w R. doprowadziły do tego, że pierwszy raz w dziejach swych miniwycieczek musiałam jechać na myjnię już po paru godzinach trasy;> Kółka mojego autka zostały tak oblepione błotem, że trzeba było opanować poślizg po wjechaniu na siódemkę z bocznej drogi podczas błądzenia. Okoliczne żuławskie dróżki, choć wyłożone płytami, i tak miejscami przypominały bagno. Na szczęście się nie zakopałam. Oczywiście koniec końców okazało się, że da się tam dojechać prostą i krótką, a także mniej brudną drogą od samej siódemki. Co też mi się po kluczeniu w końcu udało. Jak pisałam w pierwszym odcinku tej relacji, naprawdę warto bardzo dokładnie namierzać cmentarze przed wyjazdem, sama nazwa wsi to za mało. Było warto się pomęczyć:
W przeciwieństwie do wielu innych takich cmentarzy w okolicy, tego nie otaczały domy. Tak zwane szczere pole. Teren spory, nie ogrodzony. Jak zawsze warto było podchodzić do każdej płyty nagrobnej z osobna.
W okolicy bywają raczej traktorzyści, niż turyści:
Ułamany pień, często spotykana forma nagrobków ewangelickich w tym regionie. W poprzednim odcinku, TU, pisałam o typach grobów.
Po drodze trafiło się Opuszczone malowane gospodarstwo z Mikołajem. Stało osamotnione na środku pola, było już bardzo zdewastowane. Szkoda, kiedyś to musiał być ładny domek. Oryginalne były kwiatowe malunki na ścianach i drewniany okap kuchenny czy wewnętrzne ozdobne drzwi.
W jednym z pomieszczeń stał zmaltretowany Święty Mikołaj:
Cmentarz ewangelicki w St. jest duży, ogrodzony (aż nie mogłam znaleźć furteczki i przeszłam przez niskie ogrodzenie) i stoi pośrodku wsi. Widać, ze ktoś zadbał o to miejsce.
Jak zawsze podchodziłam do każdego grobu z osobna. Wszędzie można było znaleźć ładne detale albo tajemnicze symbole i napisy.
Trzeciego dnia wycieczki, w niedzielę, wybrałam się rano na plażę w Gdańsku Brzeźnie. Przejeżdżałam zresztą przez ciekawą dzielnicę ze starymi willami, mam nadzieję, że kiedyś znajdę więcej czasu na pobuszowanie tam.
Kiedy wracałam z Helu i kierowałam się do jednego z kolejnych cmentarzy na mapie, nawigacja niespodziewanie zaprowadziła mnie w jakieś góry. Serpentyny, bukowy las, leśne ścieżki - to część tak zwanego Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Pogoda nie dopisała, padał deszcz, gdzieniegdzie jeszcze leżało trochę śniegu. Zatrzymałam się na poboczu i weszłam kawałek w las. Najładniej musi tu być jesienią. Koniecznie trzeba wrócić. Wyjechałam z tych gór w rejonie miejscowości Łężyce. Zdaje się, że jechałam drogą nazywającą się Aleja Parku Krajobrazowego.
Bardzo podobnie było na Mierzei Wiślanej, którą odwiedziłam na szybko pierwszego z trzech dni tej minitrasy. Jakoś nigdy wcześniej tam nie byłam. Okazało się, że droga prowadzi pięknym lasem, przez który szybko można dojść nad morze, jak na Helu.
Zatrzymałam się w Krynicy Morskiej. Na plaży w porcie rybackim byłam tylko ja. Sklepy z rybami i barki pozamykane, żywego ducha.
c.d.n.
Mierzeja to bajka :) jest moim miejscem eksploracji i zachwytow od 5 lat a od 2 mam do niej z domu 25 minut jazdy. Zainteresowaly nas te cmentarze, jest szansa na dokladniejsze namiary ? Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJak zawsze fajne
OdpowiedzUsuńMagiczne miejsca, super zdjęcia. I czekam na kolejne ^^
OdpowiedzUsuń