W drugim i jak na razie ostatnim odcinku o opuszczonych miejscach południowego Mazowsza pałac z porcelanową głową barana, opuszczony kołowrotek w starej chacie, porzucony dom z mikrofalówką w serduszka i inne wiesiexowe atrakcje :>
Pałac z głową barana ma około stu lat. Po wojnie były tam przedszkole i szkoła, czego pozostałości zachowały się do dziś. To duży, wciąż piękny
obiekt, wyjątkowy w skali wojewówdztwa i niestety po pożarze, który wybuchł półtora roku temu na poddaszu. Sądząc po artykułach z prasy lokalnej, przyczyną pożaru mogło być zaprószenie ognia. Mimo wszystko wciąż jest co oglądać. Trzeba
też koniecznie pójść na tył budynku, żeby zobaczyć schody. Tak dwór wygląda od frontu:
W środku niby dewastacja i pustawo, ale jest parę fajnych widoków. Na przykład piec w kropki albo resztki plakatu nad drzwiami z ganku do dalszej części budynku. Chyba był tam napis "Każdy gość miły nam".
Niezły fant na parapecie - porcelanowa głowa zwierza. Najpierw myślałam, że to słoń, ale to baran:>
Napisy w dawnej łazience:
Z boku są dobrze zachowane, ładne schody na górę. Po drugiej stronie budynku są drugie, żółte.
Na górze - wypalone korytarze:
Te schody prowadziły z kolei do pokoju nauczycielskiego, teraz kompletnie spalonego:
Po zwiedzeniu środka poszłam na tył obiektu, a tam fajne schody:
Dom z kołowrotkiem znalazłam dość niedaleko Domu z monidłem i
telewizorem, pokazanego w pierwszym odcinku, czyli TU. Na trop obiektu wpadłam nietypowo. Gdy pytałam o drogę,
odesłano mnie do pani sołtys. Powiedziałam jej przy okazji,
co robię i przypomniał jej się jeden taki domek. Kolejny przykład na
to, że o dziwo zazwyczaj mieszkańcy zwiedzanych przeze mnie terenów nie
są nastawieni negatywnie do moich dość dziwnych przecież działań, choć
oczywiście zdarzają się wyjątki.
Podobno w Domu z
kołowrotkiem mieszkały "dwie panienki". Znalazłam go i najpierw
myślałam, że z eksploracji nic nie będzie - przez całe lub niemal całe szyby
widać, że duży poziom dewastacji, po pożarze.
Ale
na szczęście okazało się, że dotyczy to połowy budynku, druga połowa
ocalała w całości i da się nawet wejść normalnie drzwiami. W środku -
całe kompozycje ze świętych obrazków na ścianach, mebelek, różne drobne
fanty i opuszczony kołowrotek - mój pierwszy.
Druga
izba jest niebezpieczna. Spalony sufit wisi tuż nad głową, ryzyko było
tak duże, że nie weszłam normalnie do środka, co rzadko mi się
zdarza, tylko robiłam zdjęcia z progu. Na szczęście było to możliwe bez
problemu. Szkoda, że sytuacja tak wygląda, bo pozostałości są świetnie,
zwłaszcza kolorowa makatka.
Wstąpiłam do ładnego dworu w Machnatce. Jest częściowo zamieszkały, a częściowo opuszczony. Pokazywałam go już TU
w starym odcinku, robionym jeszcze starym aparatem. Tym razem jedna z
szyb na parterze była wybita. Weszłam, ale w środku były kompletne
pustki, no może poza jednym fantem.
Dom z egzotycznym Jezusem
zauważyłam pod koniec wycieczki dość daleko od drogi, już mocno
zmęczona, w dodatku po dwóch nieudanych próbach wejścia do porzuconych
drewnianych obiektów - zamknięte, a okrążało się przez kolczaste
krzaczory. Podeszłam ostrożnie resztką sił, a tam ewidentne opuszczenie,
wybite okno z tyłu.
Wskoczyłam do środka i zobaczyłam sporo wyposażenia:>
Urocza mikrofalówka;>
Na pieczątce był napis "Rada sołectwa". Nie pokazuję, bo była też nazwa wsi:
Meblościanka gigant w jednej z izb, ale pusta.
Jezus na bezludnej egzotycznej wyspie:
Klisza
do starego aparatu. Zrobiłam pełno zdjęć tego, co na niej było, ale
żadne nie wyszło nawet trochę ostro. A teraz już nawet nie pamiętam, co
było na tych fotografiach.
Cały opłatek, nie doczekał do Świąt:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz