Dom Blake'a Carringtona należy do zwodniczego typu "budynek gospodarczy połączony z mieszkalnym" ;> Czyli można go niechcący olać jako rzekomą stodołę. Ale mieszkalna część była bliżej drogi, więc zauważyłam, że obiekt jest podejrzany.
W środku melina, za to na ścianach cuda niewidy:>
Dewocjonalia, modlitewniki, zabawki. Co i rusz znajdowałam kolejny dziwny fant. Takie były w tej pierwszej izbie:
Widoku ogólnego drugiej izby nawet nie robiłam, bo stał tam tylko stary tapczan, a podłogę pokrywała warstwa wszystkiego. Ale w niej - wspaniałe fanty:
Aż tu nagle... psychodeliczny zeszycik. Ktoś zapisywał go zamaszystym pismem, dolepiając gdzieniegdzie wycięte z gazet zdjęcia. W środku przepisy kulinarne, zakończone triumfalnym "Koniec!!!" lub "Życzę smacznego!!!", przepisane (lub własnoręcznie napisane?) słowo w słowo psychotesty gazetowe, wierszyki... Różne okrzyki: "Wszystko będzie O kej!", "Nie ma co się martwić". Nie obyło się nawet bez pornoprzeróbek wierszy "Lokomotywa" czy "Romantyczność". No i oczywiście Blake Carrington: "fajny facet":>>
Życiowe porady (pisownia oryginalna): "Kobieta nie chcąc robić mężowi przykrości albo wiedziona fałszywym wstydem będzie udawała że wszystko w porządku. Bo niech tylko pokaże się na horyzoncie inny mężczyzna, który zaprezentuje jej bogactwo pieszczot, może doprowadzi ją do pierwszego w jej życiu organizmu. Tęsknisz za prawdziwą miłością. Wiemy o tym że w miłości nie ma żartów". Pierwszy w życiu organizm!
Robiłam zdjęcia, a przy wichurze drzwi cały czas strasznie waliły o framugę, ale nie było czym ich przytrzymać. Nie zauważyłam więc, kiedy jakiś facet podszedł do budynku i stanął w drzwiach. Zadanie numer jeden - powiedzieć miło "dzień dobry", spokojnie przejść obok niego i wydostać się na zewnątrz. Udało się, więc spoko. Nie zdążyłam się dobrze wystraszyć. Na szczęście okazało się, że to nie żaden dziki lokator ani wkurzony sąsiad, tylko miły sąsiad, którego po prostu zaciekawił samochód pod porzuconym domem. Zamiast ataków, doczekałam się nawet miłej reakcji na moje wyznanie, że robię zdjęcia opuszczonym budynkom;> Według pana mieszkała tu trzydziestokilkuletnia kobieta z synkiem i matką. Opowiedział mi różne szczegóły z ich życia i okoliczności opuszczenia, ale chyba nie wypada ich tu przytaczać. Dziwne, że wszystkiego można było się domyślić po prostu będąc w środku, mimo bardzo dużej dewastacji. Na koniec zajrzałam jeszcze do części gospodarczej i znalazłam mały akordeon:>
Gdy odjeżdżałam stamtąd, padał gęsty deszcz ze śniegiem, a wichura urywała głowę. Ale zostały mi jeszcze dwie wsie w rozpisce, więc je zrobiłam i znalazłam nawet ostatni domek - Dom z roślinną makatką:
Dom z zakurzonymi zdjęciami znalazłam trochę wcześniej tego samego dnia. Pozornie - nic szczególnego poza potłuczonym obrazem na łóżku i dziwną zabawką na stole. A na podłodze pod warstwą brudu - zdjęcia. Zwłaszcza to komunijne robi wrażenie. Była wtedy straszna wichura, pogoda zaczynała się pomału załamywać, a w oknach nie było szyb. Musiałam więc każdą fotografię jakoś przytrzymywać podczas robienia zdjęć, żeby nie odleciała, albo wykorzystywać sekundy bez podmuchów.
To komunijne zdjęcie ma jakiś niesamowity klimat:>
Pierwsze zdjęcie płaszczyków wyszło dziwnie, jakby z szafy wylazło coś jeszcze;>
Wow. Fajny pomysł ;) Ja bym się chyba bała wejść.
OdpowiedzUsuń