Z Domem z figurkami miałam nieprawdopodobne szczęście. Zauważyłam to gospodarstwo już jakiś miesiąc temu z samochodu, ale już się ściemniało i zostawiłam je na później. W końcu pod koniec grudnia znalazło się w planie większej objazdówki. Akurat wyszło słońce, co już samo w sobie było pierwszym szczęśliwym trafem.
Zaparkowałam pod domem i obeszłam go naokoło. Zobaczyłam w oknie święte obrazy, przy drzwiach - zamkniętych na klucz - stał krzyż. Kolejny opuszczony dom, w którym się coś takiego spotyka. To musi być jakiś zwyczaj związany ze śmiercią właścicieli. Ktoś coś wie? W każdym razie niestety jedyną dziurą w obiekcie była właśnie ta wybita przy obrazie szybka i nawet ja bym się tam nie zmieściła. Włożyłam więc tylko rękę z aparatem i zrobiłam tyle, ile się wtedy dało.
Nagle zobaczyłam, że obok mojego auta parkuje drugie! Pomyślałam, że pewnie szczekający pies z gospodarstwa po drugiej stronie jezdni sprawił, że jakiś sąsiad postanowił mnie pogonić. Trochę dziwne, bo posesje są tam w sporej odległości od siebie. Podeszłam do samochodu, wyszedł jakiś pan i zapytałam, czy to jego dom. I okazało się, że zupełnie przypadkiem akurat wtedy przyjechał z Ożarowa zajrzeć, co tam słychać, bo to dom po jego nieżyjącym od pięciu lat szwagrze! Powiedziałam szczerze, że robię zdjęcia, zwiedzam opuszczone chatki i bardzo bym chciała zobaczyć dom od środka. Aktualny właściciel (pozdrawiam!) nie widział problemu. Gdy otworzył drzwi, trzeba było rozerwać pajęczyny. Czyli ktoś dogląda domu sporadycznie, a ja akurat trafiłam na taką wizytę.
W środku wszystko było posprzątane, wyniesione - żadnych łóżek, pościeli, szmat, papierów. Ale na ścianach w dwóch pokojach wisiały święte obrazy. Właściciel powiedział, że wszystko wyrzucili, żeby nie lęgły się szczury i robaki, a z obrazami nie wiadomo, co zrobić i dlatego wciąż wiszą. Może oddać do kościoła? Zaproponowałam, żeby raczej zaniósł je do muzeum KPN.
Drugie pomieszczenie:
Rodzina zmarłego mieszkańca chce sprzedać to gospodarstwo, ale dom podobno nie nadaje się już do remontu i pewnie ktoś po zakupie go wyburzy.
Zapytałam, skąd obrazy w oknie. Właściciel odpowiedział, że w stodole stało ich kilka i pewnie ktoś z rodziny włożył je przez tę wybitą częściowo szybkę. Spytałam, czy to nie jakiś zwyczaj, bo na przykład w pewnym domu uznanym za nawiedzony dewocjonalia są ustawione tak samo, a zjawisko widzę już w którymś z kolei opuszczonym gospodarstwie. Zgodziliśmy się, że w sumie to możliwe, by duchy istniały. Zdaniem tego pana jeśli istnieją, to nie robią krzywdy ludziom, a ten konkretny dom nie jest nawiedzony:>
Pod oknem, na którym stały obrazy, zauważyłam dziwne figurki czytających postaci bez nóg, takie jakby popiersia.
Potem pożegnałam się i odjechałam, a właściciel zaczął porządki - gdy przejeżdżałam tamtędy po jakiejś godzinie, wciąż tam był. Po drodze robiłam zdjęcia okolicznych widoków, w tym najmniejszego zamieszkałego domku puszczańskiego świata. Wokół kicał minipies, czyli jednak ktoś tam był.
Dom monstrualnych krabów zauważyłam, wracając ze szlaku pod koniec listopada. To całe gospodarstwo. Stoi przy samej asfaltówce przez wieś. Zastanawiałam się, czy jest opuszczone, bo jedna szyba wydawała mi się wybita. Wszędzie wokół są zamieszkałe nowe domy.
Postanowiłam wrócić tam autem i podejść od drugiej strony. Są tam zresztą fajny opuszczony sad i łąka.
Zauważyłam, że wybita jest niejedna szyba, a ogrodzenie z tyłu - zniszczone. Wiele wskazuje na opuszczenie, choć z drugiej strony nie do wszystkich pomieszczeń jest dostęp. Te frontowe mają w oknie ogrodowego krasnala i są przesłonięte firankami, tam drzwi są zamknięte. Ciekawe, co się tam kryje.
Gdy zajrzałam przez okno do pierwszego dostępnego pomieszczenia, pierwszą wiesiexową rzeczą, jaką zobaczyłam, była typowa lalka grozy:>
W zdemolowanym pomieszczeniu wciąż wisiały święte obrazy.
Zrobiłam też zdjęcie książce pod tytułem "Kleszcze śmierci". Z powodu sporej przypałowości i słabego zaparkowania nie było czasu wczytywać się w opis na okładce, więc zrobiłam to dopiero w domu - i zaczęłam od razu zazdrościć, że to nie ja napisałam!;> Fabuła była bardzo w moim typie:
"Monstrualne kraby atakują po raz kolejny. Tym razem są silniejsze, bardziej żądne ludzkiej krwi. Ostatnią nadzieją wydaje się być pojawienie tajemniczego, bezwzględnego myśliwego... W atmosferze zagrożenia panicznego strachu i przerażającej wizji śmierci rodzi się pragnienie przeżycia namiętnej miłości".
Nic dodać, nic ująć! Były też zajawki innego dzieła bliżej mi nieznanego Guya N. Smitha, pod tytułem "Trzęsawisko": "Piękna cyganka na czele swego rodu pragnie odzyskać obszar tajemnych bagien... dawniej starego cmentarzyska - nawet za cenę paktu z szatanem".
Muszę to przeczytać!:> Wyszukałam w necie tego autora i okazało się, że napisał też "Noc krabów", "Zew krabów", "Rozszalałe kraby" (właściwy polski tytuł "Crabs on the Rampage" brzmi "Odwet", ale bez słowa "kraby" to przecież nie ma sensu) oraz "Powrót krabów".
Skoro były już duchy i żarłoczne kraby mutanty, tradycyjna przyrodnicza końcówka odcinka niech też będzie miniwycieczką grozy;> Szukając jakiejś trasy na krótki spacer przed deszczową Wigilią, pomyślałam o Duchnej Drodze. Dawno tam nie byłam, a z nowszym aparatem - dopiero teraz. Tego, kto nie wie, o co chodzi, odsyłam do tego tutaj starego odcinka bloga. Krótko mówiąc, Duchna Droga to kawałek lasu między Izabelinem a Laskami, według legendy uznawanego za nawiedzony. Poza wojennymi wydarzeniami, jakie miały tu miejsce, mają o tym świadczyć dziwne, poziomo rosnące drzewa w kilku miejscach tej trasy.
Miejsce stało się popularne. Jeśli ktoś planuje odwiedzenie Duchnej Drogi, proponuję następujący plan trasy. Najpierw wygodne zaparkowanie pod budynkiem Dyrekcji KPN w Izabelinie przy ulicy Tetmajera. Parking jest duży, obok knajpa, można przy okazji odwiedzić muzeum i sklepik KPN. Potem wychodzi się z terenu przez bramę wjazdową i idzie w prawo, na końcówkę ulicy Tetmajera. Jest tam bardzo ładna drewniana kładka. Wychodzi się na nią pod koniec proponowanej trasy.
Gdy dojdzie się do tej końcówki ulicy Tetmajera, idzie się prosto w las drogą pożarową nr 49 (napis na szlabanie obok tej kładki), często myloną z Duchną Drogą. Ja też zrobiłam kiedyś taki błąd, ale przy okazji odkryłam, że tam też pojawiają się rosnące poziomo drzewa.
Do przejścia jest tylko jakieś półtora kilometra.
Mniej więcej w połowie drogi po prawej stronie natykamy się na słynną polankę z poziomo rosnącą brzozą.
Wydaje mi się, że zniknęło drugie poziome drzewo, które jeszcze niedawno tam rosło, ale może je po prostu przegapiłam. Chodzi mi o to:
Poszłam dalej, w kierunku szosy na Sieraków. Jednym z objawów tego rzekomego nawiedzenia mają być pojawiające się światła. Bardzo możliwe, że przynajmniej część z nich to po prostu światła aut jadących tą szosą. Duchna Droga jest bardzo prosta, ja sama zobaczyłam bardzo jasno światło na jej końcu - pewnie ktoś akurat zawracał przy szlabanie na końcu Duchnej.
Kolejnym z objawów miały być wariujące urządzenia - gasnące motory i tym podobne. Przyznam, że tym razem miałam podobną przygodę;> Gdy doszłam do tego drzewa, zepsuła mi się klapka od obiektywu. Nie domykała się. Próbowałam i próbowałam, ale za każdym razem się nie domykała, a przy wyjściu z tej drogi zamknęła się ;> Na 99 procent to czysty traf, ale może faktycznie istnieje w tym miejscu jakieś przyrodnicze zjawisko wpływające na elektronikę?
Natknęłam się też na ziemi na pięknego grzyba. To chyba trzęsak?
ciąg dalszy nastąpi
Fantastyczne eksploracje... Dzień musiał być naprawdę udany.
OdpowiedzUsuńZ tymi lalkami to coś jest na rzeczy. Zwiedzałam niedawno na wpół zrujnowany klasztor Elżbietanek, na piętrze częściowo strawionym przez pożar, natknęłam się właśnie na taką 'lalkę grozy' :D
OdpowiedzUsuńObrazy stawia się w oknach żeby chroniły dom od nieszczęść. Można je spotkać też w zamieszkałych domach. Niektórzy wystawiają je np. w burzę :)
OdpowiedzUsuń