poniedziałek, 3 grudnia 2018

Beskid Wyspowy i okolice, część 49

Jedna z moich najdłuższych wycieczek w Beskidzie Wyspowym podczas październikowej trasy. Z Lubnia weszłam czarnym szlakiem na Szczebel przez Mały Szczebel, zeszłam do Glisnego zielonym, a potem jeszcze wspięłam się na Luboń Wielki i zeszłam do Rabki zielonym.



 



Wyruszyłam z Lubnia, gdy było jeszcze ciemnawo. Autko zostało w okolicach kościoła i cmentarza. Czarne znaki szlaku na Szczebel są tuż obok.


Jest w oddali Szczebel. Wchodziłam już raz na niego wiosną, relacja TU. To specyficzna górka, bo kompletnie różna od różnych stron, to znaczy podejście się różni. Zielony od Glisnego jest lekki, szybki i spacerowy. Czarny od Mszany jest trudny, mylny i skalisty - ja nim wtedy schodziłam. Jak się okazało, czarny od Lubnia jest raczej łatwy, w każdym razie bez problemów orientacyjnych takich, jakie napotkałam wiosną na jego dalszym ciągu do Mszany.



Przez kładkę na Zakopiance:




Wschód słońca był średnio widoczny.








Droga skręca w las:








Dość szybko wychodzi się na polanę, potem znowu w las i ostro pod górkę do końca.




















Stromy i kamienisty odcinek czarnego szlaku na Mały Szczebel i Szczebel:










Jeszcze jeden wysiłek;>


Aż tu nagle.. dziura;> A dokładnie Zimna Dziura, pierwsza jaskinia, na którą natknęłam się w Beskidzie Wyspowym. Jestem zupełnie niejaskiniowa, więc darowałam sobie samotne zwiedzanie 25 metrów (!) tutejszych korytarzy podziemnych, ale jest to właściwie dość kusząca perspektywa, o ile w przeciwieństwie do mnie ma się co najmniej dwie latarki;>







Czerwona płachta nagle w lesie:





Szlak skręca w prawo, przez drzewa po lewej zaczną niedługo prześwitywać dalekie widoki.






Wyszło nawet słońce, dotychczas schowane za Szczeblem.


Czyżby zaznaczenie szczytu Małego Szczebla, trochę na uboczu szlaku? Innego nie było.



Teraz już naprawdę jeszcze jeden wysiłek;> Ostatni odcinek wspinaczki i zaraz będzie właściwy szczyt Szczebla. Tego dnia od samego rana czułam jakiś przypływ mocy;> Plan większy zakładał, że po Szczeblu wejdę na Luboń i wszystko wskazywało na to, że dam spokojnie radę, nie czułam zmęczenia, a wszelkie wspomnienia po bólu w kolanie, który dokuczał mi na Lubogoszczy, minęły.




















Punkt widokowy, już blisko szczytu Szczebla:









No i weszłam:














Wiosną w tym miejscu było o dziwo sporo pszczół i szybko się z tego powodu zawinęłam, tym razem zrobiłam dłuższy postój. W Glisnem, do którego właśnie zmierzałam i na stokach Szczebla, wiosną pojawił się niedźwiedź. Miałam nawet wtedy pewne podejrzenia, że go widziałam, ale oczywiście to mógł być równie dobrze duży dzik:> Tym razem w ogóle się tego nie bałam, tak jakby niedźwiedź już sobie gdzieś poszedł. Ostatecznie w Beskidzie Wyspowym raczej "misiów" na szczęście nie ma;>




Zielonym w dół do Glisnego:














Między lasem a polami zrobiłam kolejny postój, ale czułam się na siłach, żeby wejść na Luboń, który miałam przed sobą. To była moja trzecia wspinaczka na tę górkę, relacje wcześniejsze TU i TU.




No i zaczyna się wejście na Luboń Wielki czerwonym od Glisnego. To krótka droga, ale miejscami bardzo stroma. O dziwo, przed sobą mimo dnia nieweekendowego zobaczyłam jakichś dwóch panów. Tak jak podejrzewałam, ich cele nie były turystyczne. Byli pracownikami operatora telefonicznego, mieli zmierzyć wysokość wieży telekomunikacyjnej znajdującej się na szczycie Lubonia. Wyprzedziłam ich, ale na szczycie znaleźli się chwilę po mnie.






Zdjęcia wypłaszczają, ale zaczyna się Luboniowa stromizna.














No i jest grzbiet góry, teraz już tylko rzut beretem do schroniska na Luboniu Wielkim.







Na miejscu długo nie siedziałam, bo niestety jakimś cudem trafiłam na wycieczkę szkolną, co za pech. Ale schowałam się w środku schroniska i zjadłam pierogi z jagodami tak jak poprzednio:>










Schodziłam zielonym do Rabki, bo to była jedyna droga na Luboń, której wcześniej nie wypróbowałam:

















Kolejny pracujący w lesie klasyk polnych dróg:






Pod koniec szlak oczywiście wyszedł na pola, łąki i kapliczki.












Czy tę ozdobę zrobiono z jajek niespodzianek? :> Trochę tak wygląda












Doszłam do drogi 28 na Rabkę i podeszłam do ronda, żeby złapać busa do Lubnia, gdzie czekało autko. A wieczorem w Mszanie oglądałam z okien pensjonatu obie góry, na które tego dnia weszłam:>


c.d.n.

1 komentarz: