Tego dnia chciałam przejść od Mszany Dolnej do Rabki czarnym szlakiem, ale potem plany trochę się zmieniły. Póki co zaparkowałam rano na rynku, blisko starszego kościoła w Mszanie Dolnej i ruszyłam czarnym szlakiem za miasto. Przeszłam most na Mszance:
Trasa prowadziła początkowo asfaltówką przez obrzeża Mszany.
W końcu asfalt skończył się i zaczęła się droga gruntowa, a wraz z nią mój ulubiony rodzaj szlaku w Beskidzie Wyspowym, czyli pola, łąki, widoki, małe laski.
Po prawej stronie przez cały czas był dobrze widoczny Luboń Wielki, relacja ze wspinaczki na tę górę TU.
Zbliża się pierwszy miniszczyt na tym szlaku:
Oznakowanie w Beskidzie Wyspowym w wielu miejscach nie powala. Tak było i tym razem. Drogi się rozchodziły, znaków brak, mapa nie pokazuje niczego jednoznacznego.. Poszłam na chybił trafił w lewo, a tam zarośnięta droga, trawy i pokrzywy po pas. Ale po chwili zobaczyłam kolejne czarne znaki na którymś młodym drzewku.
Szlak zszedł do przysiółków - Lipówka, Potoczki, Niedojady:>
Po chwili błądzenia, bo na rozejściu asfaltówek znów nie było znaków, zeszłam do miejsca, gdzie znaki wróciły i zaczęłam wchodzenie na Potaczkową Górę, zwaną też Kotelnicą. Jest nawet kierujący na nią drogowskaz.
Widać już krzyż na szczycie Potaczkowej Góry:
Tutaj znowu drogi się rozeszły i tym razem poszłam tą nieoznakowaną, jak się okazało. Prowadziła przez ładny las. Na szczęście to była mała górka i metoda "byle do góry, to się dojdzie" zadziałała. Któraś dróżka w końcu doprowadziła mnie do tego krzyża na szczycie, a tym samym i do szlaku.
W tym miejscu zrobiłam sobie mały odpoczynek i piknik.
A potem... znowu błądzenie. Gdzie te znaki? Poszłam w lewo, nie było ich. Mapa znów nie pomagała. Odnalazły się, kiedy poszłam prosto drogą przez pola
Widoki na bliskie już Gorce:
No i po krótkim czasie zupełnie już zgubiłam szlak, tym razem ze swojej winy. Zastanawiałam się, czy skręcić w lewo zielonym do wsi Niedźwiedź, czy też iść dalej czarnym do samej Rabki i wybrałam niby tę drugą opcję, zapominając jednak, że trzeba iść w prawo, a nie prosto. Ale nie było tego złego, bo droga pozaszlakowa też była piękna.
Idąc polnymi drogami na chybił trafił, starałam się iść mniej więcej w stronę Rabki.
W końcu doszłam do Olszówki, byłam tam już w dniu wycieczki na Luboń Wielki. Miałam dojść do tej miejscowości czarnym szlakiem, doszłam częściowo bez niego. W międzyczasie pogoda popsuła się, zachmurzyło się, potem zaczęło padać. Postanowiłam w tej sytuacji dojść do przystanku przy drodze 28. Tam poczekałam na busa do Mszany, gdzie czekało autko i podjechałam do Rabki, żeby jeszcze posiedzieć przy tamtejszych tężniach solankowych. Rabkę pokazywałam TU.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz