poniedziałek, 18 czerwca 2018

Beskid Wyspowy i okolice, część 17

Wieczorne widoki na łąki i pola w okolicach Wiśniowej i Młyńczysk, cmentarz żydowski w Mszanie Dolnej i spacer do reprezentacyjnego cmentarza wojennego w Limanowej.






W górnej części wsi Wiśniowa na północ od Szczyrzyca nocowałam pod koniec majowej trasy. Pięknie położona agroturystyka to dobra opcja na taki wyjazd - można wyjść za próg i od razu robić zdjęcia zachodu lub wschodu słońca. Akurat wschód był tu zasłonięty w dużej mierze przez górki, jak sprawdziłam kolejnego dnia rano, ale za to zachód było widać w sam raz. Wyszłam wieczorem, gdy słońce było już nisko, co daje ładne światło.






























A teraz zdjęcia wieczorne zrobione podczas spaceru po okolicach agroturystyki w Młyńczyskach, czyli jeszcze inna część Beskidu Wyspowego.















Warto jest iść po prostu pod górkę polną drogą na chybił trafił, przy ładnym oświetleniu wszędzie jest coś wartego obejrzenia, zapamiętania i sfotografowania, zwłaszcza w Beskidzie Wyspowym:>










Cmentarz żydowski w Mszanie jest nieco zakamuflowany, choć zaznaczony na mapie blisko głównej trasy, ale to nie przy niej samej. Trzeba przejść praktycznie przez czyjeś podwórko, żeby się tam dostać. To mi się zresztą przydało - starsi państwo akurat coś naprawiali przed domem i poradzili mi, żebym się nie zniechęcała, tylko mocniej nacisnęła klamkę, bo cmentarz wcale nie jest zamknięty, jak mi się początkowo zdawało:> Kirkuty bywają nierzadko pozamykane na cztery spusty, pewnie niestety z obawy przed wandalami. Ten jednak można zwiedzić bez kłopotu.


Przed bramą leżała zabita żmija zygzakowata:


Nawiasem mówiąc, żmija nie zaatakuje sama z siebie. Trzeba by na przykład pechowo na nią nadepnąć, żeby coś mogło się stać. Nie raz stałam blisko nich, filmowałam czy robiłam zdjęcia i chyba nie czuły się zagrożone. Po prostu pełzły sobie w swoją stronę. Trzeba zachowywać się przy nich spokojnie, oczywiście nigdy nie atakować, nie uderzać niczym, nie trącać nogą i tym podobne. Po prostu być z boku, na dystans. Ich ulubione miejsca to ruiny, cmentarze, te nasłonecznione zwłaszcza. W Puszczy Kampinoskiej spotykałam żmije w okolicy opuszczonych gospodarstw, fundamentów po domach, piwniczek, a w Bieszczadach też w tych miejscach, gdzie kiedyś była ludna wieś, a dziś na przykład zostały tylko cmentarz i łąka z owocowymi drzewami. W razie ukąszenia trzeba oczywiście jak najszybciej poszukać pomocy lekarskiej, ale naprawdę trzeba się "postarać", by do niego doszło. Inne węże w Polsce nie są jadowite! Zaskroniec czy gniewosz nie zrobią człowiekowi nic, trzeba zostawić je w spokoju - podobnie jak żmije.




Zarośla mimo pierwszej połowy maja były już w miarę spore. Warto o tej kwestii pamiętać planując zwiedzanie zapomnianych cmentarzy. Taka pora roku to już ostatni dzwonek, potem są pokrzywy giganty, czasem nawet barszcz Sosnowskiego i inne atrakcje. Żmije też się trafiają, więc warto widzieć, po czym się chodzi. Nie dość, że nie zawsze jest w krzaczorowej porze bezpiecznie, to jeszcze sporo się przegapia, bo zarośla zasłaniają. Sezon zimowy bezśnieżny i wczesna wiosna to najlepsza pora na cmentarne wycieczki. Ale w maju jeszcze dawało radę bez kłopotu oglądać stojące w trawach macewy.





















Na koniec sporo zdjęć z tak zwanego cmentarza reprezentacyjnego w Limanowej. To cmentarz wojenny nr. 368. Poszłam tam od Limanowej. Zaparkowałam pod pływalnią i ruszyłam asfaltówką chcąc jeszcze trochę pochodzić, bo poranna wycieczka była w tym dniu krótsza i miałam do wieczora sporo czasu. Ale można też bez żadnego kłopotu dojechać w to miejsce autem asfaltową drogą. Idąc nią, zauważyłam ciekawą kapliczkę na drzewie, ozdobioną drewnianymi ptakami. Widziałam podobne na cmentarzu w Laskach w Puszczy Kampinoskiej.






Charakterystyczny dla Beskidu Wyspowego symbol poświęcenia pola:





Cały tutejszy zespół cmentarny jest nietypowo dwuczęściowy, mogiły są po obu stronach drogi. A właściwie trzyczęściowy, bo jest jeszcze pomnik hrabiego Leonardo von Thun und Hohenstein stojący osobno na polu. Leży tu w sumie około 400 żołnierzy z armii cesarskiej i rosyjskiej. Bitwę, jaka rozegrała się oto wzgórze w grudniu 1914 roku wygrały siły austro-węgierskie. Jak to zazwyczaj bywa na cmentarzach z czasów I wojny w Beskidach, razem pochowano żołnierzy z obu stron barykady.



Druga część cmentarza, położona po lewej stronie szosy (gdy idzie się od Limanowej) mogiły żołnierzy radzieckich poległych podczas II wojny światowej.








A to część pierwszowojenna z charakterystyczną kaplicą - to właściwie mauzoleum węgierskiego pułkownika Othmara Muhra.








Środek zamkniętej kaplicy widziany przez szybki:



























Stojący osobno na polu pomnik hrabiego Leonarda von Thun Hohenstein. Był to rotmistrz, który poległ podczas bitwy o wzgórze Jabłoniec.




c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz