Nie zawsze niestety chce mi się wstawać wystarczająco wcześnie, żeby zdążyć na najładniejsze poranne widoki. W pierwszej połowie kwietnia około szóstej rano wszystko wyglądało najlepiej, a często żeby to zobaczyć, trzeba było już wspiąć się kawałek wyżej, bo góry zasłaniają:> Tym razem na szczęście wycyrklowałam odpowiednio. Ruszyłam z parkingu przy zajeździe w Laskowej obok kościoła. Autko tam zostało. Czarny szlak prowadzi za kościołem pod górkę wąską asfaltówką.
Udało mi się w wejść wystarczająco pod górkę, żeby załapać się na ładne poranne oświetlenie.
Dla oglądania wschodu słońca zeszłam kawałek ze szlaku - prowadził przez las pod górkę, a ja poszłam jeszcze kawałeczek asfaltówką przez wieś, potem wróciłam do czarnego szlaku.
Tu już na "właściwym szlaku", przez las pod górkę na Laskową Górę:
Ten przysiółek nazywa się Na Górze, sądząc po mapie.
Szlak pomału dochodził do Przełęczy Widomej niedaleko wsi Rozdziele.
Biały klasyk polnych dróg :>
Dochodzi się do rozstaju dróg, szlak skręca w lewo przy charakterystycznym krzyżu.
Dochodzi się do szerokiej, ruchliwej asfaltówki na Przełęczy Widomej. Są tam ławki i mapa. Można chwilę odpocząć i ruszyć dalej. Szlak niebieski, bo czarny pieszy się tu kończy, schodzi na przełaj w dół kawałek dalej. Trzeba iść przez podwórko do widocznej w dole tej samej asfaltówki - jest tam serpentyna.
Dzielny Ursus, w dole Kamaz:
Jak pisałam w pierwszym odcinku, te krzyżyki z patyków stojące na polach w Beskidzie Wyspowym to jednak nie strachy, jak początkowo myślałam, tylko symbole poświęcenia pola.
Szlak niebieski prowadzi pod górkę na Łopusze przez zabudowania wsi Rozdziele:
Przy ostatnich zabudowaniach obszczekał mnie pies. Najpierw się go trochę wystraszyłam, bo wchodziłam w las, a wciąż za mną szedł i szczekał. Ale okazał się miły. Po prostu miał ochotę na wycieczkę. Towarzyszył mi całkiem długo. Nie dał się pogłaskać, ewidentnie bał się, gdy wyciągałam rękę, żadne przemawianie do niego nie pomagało. Nie miałam jedzenia, które można by mu dać, bo czekolada chyba odpada. To się czasem zdarza na wycieczkach, że dołączają do mnie psy. Wybiegają z gospodarstw i idą za mną, a po krótkiej chwili już przede mną. Co jakiś czas oglądają się za siebie, sprawdzając, czy na pewno jestem. Gdy chwilę zamarudzą gdzieś w krzaczorach, a ja zaczynam iść dalej, biegną za mną ile sił, gdy zobaczą, że zostały w tyle. Potem ich uwagę odwraca coś innego ;>
No więc weszliśmy w las, przechodząc przez Łopusze Zachodnie (658) i kierując się na Łopusze Wschodnie (611).
Po drodze spotyka się drogowskaz prowadzący mały kawałek w dół na miejsce katastrofy małego samolotu, która miała miejsce w 2002 roku.
Drzewa przy krzyżach zostały "skoszone" właśnie przez upadający samolot. Była to awionetka z czterema osobami na pokładzie, rozbiła się 29 maja 2002 roku. Wszyscy na pokładzie Pipera zginęli. Przyczyną katastrofy była zła pogoda, we mgle samolot lecący z Krakowa do aeroklubu w Łososinie Dolnej zahaczył o drzewa, spadł na ziemię i spłonął.
Z lasu wychodzi się na kolejny przysiółek. Pod kapliczką jest ławka, na której odpoczęłam.
Przy tym wozie biegł pies bardzo podobny do "mojego". Wtedy ten mój pobiegł za wozem i tyle go widziałam:>
A tymczasem tuż obok był już szczyt mojej minigóry:
Tak jak sobie założyłam, poszłam dalej według znaków żółtych na Kobyłę:
Głowaczyna, Rosochatka, Rajbrot (jak większa miejscowość na północ od tej góry) to zaznaczone na mapie nazwy przysiółków, które spotyka się po drodze.
Przez las doszłam do miejsca zwanego "Kobyła rozdroże". Tutaj czarne znaki prowadzą w dół na północ do cmentarza wojennego nr. 300.
Idzie się drogą zamienioną w mały wąwóz w dół przez bukowy las:
Na cmentarzu nr. 300 pochowanych jest 96 żołnierzy austriackich, 28 niemieckich i 117 rosyjskich. W 1914 roku na wzgórzu toczyły się bitwy, Kobyła przechodziła z rąk do rąk. Jak podaje przewodnik wydawnictwa Rewasz, jeszcze nie wszystkie wojenne pamiątki (fragmenty ekwipunku żołnierzy) zostały tu odnalezione. Jak w programie "Było nie minęło", który lubię oglądać w hotelach podczas tras:>
Jak się okazało, na cmentarzu było sporo pszczół, więc starałam się w miarę szybko stamtąd zawinąć. Wróciłam na Kobyłę tą samą drogą.
To nie koniec ciekawych historycznie miejsc na tej trasie. Kolejna była Polana Mulowiec z pomnikiem żołnierzy AK zamordowanych podczas wojny. Miałam szczęście, bo gdy robiłam zdjęcia, przed samotne gospodarstwo na polanie wyszła mieszkanka i opowiedziała mi całą historię związaną z tym miejscem.
W czasie wojny było gospodarstwo, którego właściciel ukrywał partyzantów. Wysłał żonę i dzieci na dół do wsi dla bezpieczeństwa i poza nim oraz żołnierzami byli tu jeszcze tylko służąca i parobek. Któregoś dnia właściciel wyrzucił parobka z pracy za pijaństwo, a on z zemsty poszedł na gestapo i doniósł. Niemcy przyszli i część żołnierzy zastrzelili, a część spalili razem z chałupą i gospodarzem. Stojący tu obecnie dom jest zbudowany dokładnie na fundamentach tamtej chałupy. Jakiś czas temu przyszli kombatanci wojenni i poprosili o zgodę na postawienie pamiątkowego pomnika, a aktualni właściciele się zgodzili. Nie są rodziną zamordowanego gospodarza, kupili działkę od jego krewnych.
Kawałek za gospodarstwem zrobiłam sobie dłuższy postój, a potem ruszyłam w stronę Krosnej.
Tutaj żółte znaki kierują w stronę Rajbrotu, ja poszłam prosto asfaltówką, tak jak na mapie prowadziły czarne znaki szlaku rowerowego. Potem razem ze znakami czerwonymi rowerowymi zeszłam do drogi Szczerzyce-Laskowa, skąd busem wróciłam do autka w Laskowej.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz