piątek, 25 maja 2018

Beskid Wyspowy i okolice, część 10

Od Łososiny Górnej żółtym szlakiem przez Pasierbiec na Pasierbiecką Górę i Kamionną, a stamtąd do Żegociny i tamtejszego źródełka.





To była nieco krótsza wycieczka. Poprzedniego dnia czułam się trochę nieswojo, tak jakbym była przeziębiona. Na szczęście choroba się nie rozwinęła, ale trzeba było przełożyć plany wchodzenia na Mogielicę i zaplanować coś krótszego. Zanocowałam między Limanową a Łososiną i następnego dnia ruszyłam w stronę Łososiny Górnej do żółtego szlaku na Kamionną, zostawiając autko pod hotelem.



Znalazłam zakręt żółtego z szosy przez Łososinę Górną, po chwili przeszłam przez most nad rzeką Łososiną:



Kierowałam się na Kamionną przez Pasierbiecką Górę:















Szlak prowadził asfaltówką stromo pod górę, w stronę miejscowości Pasierbiec:










Za zakrętem - Żuk! :) Trudno o piękniejszy widok.









Doszłam do wsi Pasierbiec, gdzie jest jakieś spore sanktuarium. Tam dopadł mnie kryzys kondycyjny. Niestety tak to bywa po tygodniu intensywnego codziennego chodzenia, no i ta pogoda sprzyjająca przeziębieniom - bez wiatru gorąco, ale co chwilę wieje i znów zimno. Na szczęście przeziębienie się w końcu nie rozwinęło, ale tam na miękkich nogach doszłam do ławki w sanktuarium i jadłam ciastka ze stacji benzynowej, wmawiając sobie, że to specjalne babeczki mocy i zaraz odżyję:>




Na szczęście babeczki mocy trochę zadziałały i powlokłam się dalej pod górkę, wciąż asfaltówką, tym razem kawałek przez las, coraz bliżej Pasierbieckiej Góry.


Krzesło przydrożne w lesie:>







Piękny widok na Tatry po drodze:






Przy ostatnim gospodarstwie zastanawiałam się, czy iść dalej w związku z samopoczuciem, ale w końcu na szczęście poszłam.



Od tej tabliczki do szczytu Kamionnej był już tylko kawałek, wbrew mapie, gdzie zaznaczono wierzchołek Pasierbieckiej Góry nieco wcześniej.







No i jest Kamionna, teraz już z górki:>




Kawałek dalej inna tablica:


Co do szlaków, też było chaotycznie. Na mapie żółty i niebieski rozchodziły się od razu tutaj, w rzeczywistości szły jeszcze razem.


"Tylko dla przyjaciół i narciarzy", czyli wyciągi narciarskie na polanie Makowica.



Przy wyciągach zrobiłam sobie dłuższy postój i poczułam się znacznie lepiej. Stwierdziłam, że nie pójdę niebieskim na Rozdziele, tylko żółtym do Żegociny. A właściwie kawałek czerwonym, który tez się tam pojawił. Droga prowadziła w dół lasem.


Leśny kosmita:


Pełno fioletowych kwiatów wszędzie:









Wyszłam z lasu i zobaczyłam Żegocinę:


Na drzewach w pierwszej połowie kwietnia były już całkiem rozwinięte liście, widziałam je pierwszy raz w tym sezonie, w Warszawie wszystko wyglądało jeszcze wtedy o wiele mniej wiosennie.



Znalazłam zakręt na drogę do źródełka wody Zuber im. św. Franciszka w Żegocinie:



Po drodze spotkałam Ursusa, który jest ze swoim właścicielem od 1989 roku:











No i jest źródełko. Nabrałam ze studni wody do butelki po mineralnej, ale woda okazała się ciemnobrązowa, a na tablicy było napisane, że bezbarwna. Mimo to wypiłam parę łyków i poczułam się ewidentnie lepiej;>














Wróciłam tą samą ścieżką do drogi na Żegocinę, gdzie poczekałam na busa. On zawiózł mnie z powrotem do ronda w Limanowej blisko Łososiny Górnej.







c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz