Opuszczona kaplica przy opuszczonym dworze została zwiedzona pod koniec trasy. Pierwsze podejście było takie, że przy czterdziestu stopniach gorączki ledwo dałam radę wyjść z auta i kupić aspirynę w markecie, a o pójściu do oddalonego o jakieś 200 metrów dworu nie było mowy. Pojechałam więc umierać w hotelu. Następnego dnia już dawałam radę zwiedzać po wzięciu leków. Kaplica i dwór znajdują się w małej miejscowości w parku dworskim.
Potem się okazało, że istnieje banalne podejście do obiektów od strony plenerowej siłowni:> Ale byłam tam pierwszy raz i nieświadoma istnienia tej drogi dobrnęłam gorszym dojściem, przez dziurę w ogrodzeniu i krzaczory. Najpierw wyłonił się opuszczony dwór.
Kaplica jest naprzeciwko:
Dwór powstał pod koniec XIX wieku, a kaplica w latach międzywojennych. Po wojnie zespół dworski został oczywiście przejęty przez państwo. Obiekty znalazły się podobno 10 lat temu w rękach prywatnych, sprzedane przez gminę Polce mieszkające za granicą. Dziś wyglądają na zapomniane i porzucone. Miał być remont, ale nic takiego tam nie widać. Czyli klasyczne losy polskiego zabytku dworskiego.
Kapliczka dworska na szczęście nie została jakimś cudem całkowicie rozkradziona i zdewastowana. Ocalał drewniany ołtarzyk, na którym ktoś położył gazetkę reklamową z supermarketu. Oby ten zabytek pozostał na swoim miejscu przynajmniej w takim stanie, w jakim jest teraz. Czy decyzja o sprzedaży obiektu była słuszna? Pewnie w swoim czasie tak. Gminy nie było stać na remont, zawsze to jakaś nadzieja na ratowanie zabytku. Ostatecznie raz na jakiś czas się udaje. Podobno samorząd we własnym zakresie załatwiał choćby osuszanie zdewastowanego dworu, więc chyba nie zabrakło tu dobrej woli. Dziś zapewne gmina nie ma prawa do zabezpieczenia takiego obiektu, zatrudnienia jakiegoś stróża. W rezultacie wszystko może w każdej chwili ulec kompletnemu zniszczeniu.
W środku kaplicy jest naprawdę nieźle. Trudno o niezadowolenie z takiej eksploracji - na Podkarpaciu opuszczone obiekty sakralne są naturalnie o wiele bardziej "na bogato", ale w tym regionie to rzadkość. Tym bardziej warto docenić piękne pozostałości wyposażenia kaplicy dworskiej.
Na małym ołtarzu leży dziś to:
Potem zaczęłam obchodzić dookoła drugi obiekt, czyli dwór. Okazało się, że jedyne wejście jest od piwnicy. Trzeba było wrócić do zaparkowanego pod marketem autka, przeparkować je pod plenerową siłownię, wziąć dwie latarki i wejść tam. Jak ja nie lubię wchodzenia przez piwnicę...
Jedna latarka zepsuła się prawie od razu, czy też może skończyła się bateria, jak to dobrze mieć w takich chwilach dwie. Druga oświetliła puste wnętrza piwnicy zdewastowanego dworku:
Na piętrze nieliczne resztki świetności, w kompletnych ciemnościach z powodu okien zabitych dechami:
Sufit ma lekko niebieskawy kolor:
Ostatnia kondygnacja, czyli strych:
Jest jeszcze spichlerz dworski, bez opcji wejścia:
Dziwny widok na kawałku betonu obok, chyba było tam jakieś zaimprowizowane boisko do koszykówki. But i kawał mięcha obok opuszczonego dworu, cokolwiek to znaczy:
Teraz pokażę zdjęcia robione podczas jazdy przez Małopolskę do Piwnicznej. Tak jak podczas trasy wrześniowej zrobiłam mały postój nad Jeziorem Rożnowskim niedaleko przystani promu.
Jak widać, prom działał:
Potem ruszyłam dalej, a widoki były coraz lepsze. W Piwnicznej robiłam pierwsze zdjęcia gór w jesiennej wersji. Potem zobaczyłam pełno jeszcze lepszych widoków. Pod względem przyswojonego 'piękna przyrody';> to była chyba moja najlepsza górska trasa.
Najpierw podjechałam do pijalni Piwniczanki - polecam, pyszna woda za darmo w tym źródełku przy ulicy Zdrojowej. Trzeba tylko mieć własne kubki czy butelki.
A tu tak zwana Pijalnia Artystyczna. Nazwa wskazuje na coś pretensjonalnego, ale w środku jest w porządku, normalnie, bez żadnego zadęcia. Tam też jest ujęcie Piwniczanki, trzeba zapłacić za plastikowy kubek jak to w pijalni wód.
Pierwszy spacer zrobiłam jeszcze pierwszego dnia, gdy przyjechałam do Piwnicznej z Warszawy. Gospodarze pensjonatu powiedzieli mi, jak dojść skrótem do szlaku prowadzącego do Chatki pod Niemcową - przez wieś Latawcowa. Postanowiłam od razu wypróbować ten skrót, zanim kolejnego dnia się tam wybiorę z samego rana, gdy nie będzie kogo pytać o drogę. Było to tuż obok pensjonatu.
Dzielny pracujący klasyk typowy dla regionu:>
Asfaltówka przeszła w płyty, stroma droga wiła się pod górę. Nie zazdroszczę tym ludziom podjeżdżania tam zimą, poza tym zazdroszczę:>
Doszłam do górskiego przysiółka w Latawcowej i tam mieszkańcy ostatniego drewnianego domku udzielili mi niezbędnych porad w kwestii dojścia na szlak. Wtedy zeszłam tą samą drogą do pensjonatu w Piwnicznej, czy raczej na obrzeżach Piwnicznej, takiego przy drodze prowadzącej do Obidzy. Wycieczkę tym skrótem i dalej do Chatki pod Niemcową i następnie na Eliaszówkę pokażę w kolejnym odcinku.
c.d.n.
Bardzo ładne miejsce, aż chciałoby się je odwiedzić :)
OdpowiedzUsuńCiekawy jest ten opuszczony dworek, takie miejsca mają w sobie pewien urok
OdpowiedzUsuń