Opuszczony dom z kolorową lampką widziałam wcześniej wiele razy podczas wycieczek do puszczy. Do niedawna był zamieszkały przez pewnego pana. Teraz żałuję, że z nim wtedy nie porozmawiałam, nie powiedziałam mu, w jakim pięknym miejscu według mnie mieszka. Choć zapewne nie odwiodłoby go to od decyzji sprzedania domu. Z rozmowy z paroma dalszymi sąsiadami sporo się dowiedziałam na temat historii związanej z tą sprzedażą.
Cały ten fragment wsi wygląda, jakby jakiś puszczański stwór raz po raz zjadał kolejny budynek stojący przy gruntowej dróżce, zanikającej w polach, a podczas roztopów w śniegu i wodzie, niedaleko rezerwatu Żurawiowe. Najpierw zniknęły budynki położone na zachodnim końcu ścieżki:
Jak widać, kiedyś po wyburzanych domach zostawiano podmurówki lub ich fragmenty, czasem słupki od ogrodzeń. O jednym z tych pokazanych wyżej gospodarstw wiem od mieszkańców, że zostało wyburzone około 15 lat temu. Potem zniknął Dom z lusterkiem. Wiosną 2014 roku dowiedziałam się o nim od dawnej mieszkanki, która znalazła mojego bloga i poleciła mi ten dom, przygotowany już do wyburzenia.
Budynek zniknął pod koniec 2014 roku.
Dziś z budynków wyburzanych w ramach wykupu gruntów i zalesiania nowych terenów przez KPN nie zostaje nic, a z całego gospodarstwa zostawia się właśnie te charakterystyczne piwniczki, które potem stają się często specjalnym schronieniem dla nietoperzy. Ale na miejscu domów nie ma już cegieł ani podmurówek, tylko sam pusty piaskowy plac. Objechałam prawie wszystkie takie place z ostatnich wykupów i wyburzeń. Domu, który chcę pokazać jako pierwszy, dziś już nie ma. Był następny w kolejności na ścieżce ze znikającymi gospodarstwami. Kiedy przyjechałam tam w listopadzie, budynek był przygotowany do wyburzenia. Pierwszy raz widziałam ten domek w takim stanie. Kuchenka gazowa stała na podwórku, okno było wybite, drzwi otwarte.
Podeszłam i zajrzałam przez okno. Za każdym razem uderzają mnie takie widoki, chociaż widziałam już tyle opuszczonych domów. Na wciąż ładnej, wytapetowanej ścianie wisiał obraz Matki Boskiej, na suficie została kolorowa lampa ze szkiełek. Widywałam już takie lampy, nie tylko w puszczy.
Zajrzałam do drugiej izby, a tam...
Na ścianie zostało to wszystko, choć dni domu były już policzone. Zostały przynajmniej tutaj, a takich domów więcej już nie będzie, tylko coraz mniej. Z rozmów z mieszkańcami wiem, że w tej wsi niemal wszyscy planują sprzedaż domów pod zalesienia gruntów i wyprowadzkę. Z jednej strony tym sposobem nowe tereny zostaną zalesione i puszcza będzie kiedyś większa, ale z drugiej żal drewnianej, starej i pięknej zabudowy. Dlatego wydaje mi się, że niektóre przynajmniej chatki powinny zostać na swoim miejscu. Ale skoro nie mogą, niech będą chociaż na moich zdjęciach.
Nieliczne ostatnie sprzęty i stary, ale faktycznie ładny kalendarz KPN z żubrami, które do niedawna były w Smardzewicach - niestety nie zdążyłam ich odwiedzić.
Kiedy pojechałam tam pod koniec grudnia, zastałam pusty piaskowy plac. Wiedziałam już, że tak to będzie wyglądało, dowiedziałam się od kogoś, ale za każdym razem ten widok wywołuje coś w rodzaju zdziwienia. Kiedy oglądam porzucone domy, chodzę ostrożnie, staram się nie zniszczyć nawet skrawka starej gazety, odkładam na miejsce każdy papierek, w miarę możliwości nie dotykam rzeczy. Gdy nie można wejść, zgodnie z zasadami wiesiexu nie wchodzę. Wszystko musi być tak, jakby mnie nigdy tam nie było. A tutaj przyjechał spychacz i wyrównał.
Ciekawe, co się stało z obrazami, portretami i lampą, czy też trafiły gdzieś na gruzowisko? A może zostały przez kogoś zabrane w ostatniej chwili? Czy domy są burzone ze wszystkim, czy najpierw każda rzecz jest wynoszona?
*dopisek z 23 stycznia: dowiedziałam się, że portrety i obrazy zostały w ostatniej chwili, tuż przed wyburzeniem zabrane z domku i są u dawnego mieszkańca :>
Dom z koturnami znalazłam dziwnie późno. Wciąż stoi przy drodze i wiele razy tamtędy jechałam, zanim ten obiekt zwrócił w końcu moją uwagę. Chyba myślałam wcześniej, że to jakaś stara szopa. Tak Dom z koturnami wygląda od zewnątrz:
Wyglądał na ewidentnie niezamieszkały, a z drugiej strony trochę jak część drugiej, równie ewidentnie zamieszkałej posesji. Ale jej mieszkańcy mnie w końcu przyuważyli, lecz nie przegonili:> W środku wbrew pozorom zachowały się klasyczne elementy kampinoskiego wyposażenia, w tym mocno podniszczone monidło, święte obrazy i... koturny na parapecie. Tak jest w środku:
Cmentarz ewangelicki pod Secyminem to jeden z najładniejszych takich obiektów w rejonie Puszczy Kampinoskiej. Byłam tam kilka razy, o różnych porach. Miejsce jest latem bardzo zarośnięte, a i zimą trzeba się liczyć z zaroślami. Sąsiad powiedział mi, że mieszkańcy wspólnymi siłami starali się porządkować i wycinać krzaczory. To pozostałość po olędrach, osadnikach niemieckich i holenderskich, którzy osiedlali się w Polsce od XVI wieku. Byli ewangelikami, żyjącymi skromnie i pracowicie. Ich charakterystyczne, położone na wzniesieniach drewniane domy można w okolicy znaleźć do dziś, zachował się też zbór mennonitów - podobnie jak w Kazuniu. Olędrzy opuścili to miejsce w 1945 roku. Najstarsze nagrobki w Secyminie pochodzą z XIX wieku. TU ciekawy tekst na ten temat.
Na jednym z tych czterech identycznych krzyży zachowało się miejsce po rozbitym, porcelanowym portreciku zmarłej Natalie Bleich:
Ciekawe, co się stało z tym zdjęciem, bo wygląda jak specjalnie wydłubane.
Przez trasy po Polsce zdjęcia z jesiennej puszczy pokazuję tutaj z dużym opóźnieniem. Nie chcę ich tak kisić na dysku, więc staram się na bieżąco pokazywać skrócone relacje z leśnych wypraw na Facebooku. Jesień to najlepsza pora na robienie zdjęć lasu, choć zima i wiosna też dają radę, lato w sumie też;> Pod koniec października pojechałam do Granicy. Tak wyglądała prowadząca na parking asfaltówka od Kampinosu i jej okolice:
Od parkingu poszłam jednym z moich ulubionych szlaków w puszczy - zielonym do Dębu Powstańców.
Ta wielka polana za Dębem Powstańców to chyba moje ulubione miejsce w puszczy w ogóle. Byłam tam tyle razy, a wcale mi się nie nudzi. Niedawno dwie osoby niezależnie od siebie pytały mnie, czy właśnie nie jest nudno tak w kółko chodzić do tej puszczy i puszczy. Ale tam jest tyle kombinacji tras, a poza tym o każdej porze roku i dnia wszystko wygląda inaczej.
Jak pisałam parę miesięcy temu, zmiany na polanie w Lipkowie kompletnie mi się nie spodobały. Zupełnie inne odczucia mam w związku z nową kładką i wieżą widokową w Granicy. Tutaj wszystko jest zaprojektowane i zrobione z gustem, przy zachowaniu naturalnego charakteru terenu. Miejsce stało się już jednym z moich ulubionych.
Fajnie jest iść tam w wietrzny dzień, usiąść na wieży lub najlepiej na końcu kładki i słuchać sitowia, które szeleści;>
Z Granicy pojechałam samochodem przez Józefów do wsi Nart.
kk
Okolice rezerwatu Nart i drzewa w rezerwacie:
Stamtąd skierowałam się w stronę Górek i Zamościa.
Na koniec przeszłam ścieżką przyrodniczą "Wokół Bieli":
c.d.n.
Puszcza a przez to i Pani zdjęcia są przepiękne. Przez te wyburzenia stają się szczególnie ważne jako dokumenty przeszłości. Gdyby ktoś tak uwiecznił bieszczadzkie wsie po których zostały już tylko dzikie jabłonie... Dla mnie jest jakimś pocieszeniem że tereny wydarte naturze zostają jej zwrócone co gwarantuje że będą piękne. W drugą stronę to nie działa. O jej cudownej zmienności przekonałem się mieszkając kiedyś przy plaży nad Bałtykiem. Nie ma dwóch identycznych zachodów słońca co się nigdy nie znudzi. Tylko trzeba umieć to dojrzeć. Pani to umie. Szacunek. Kolejnych ciekawych odkryć życzę w nowym roku i z góry dziękuję za relacje. Ukłony.
OdpowiedzUsuń