XVIII-wieczny barokowy Pałac z muszlami to dawny majątek pruskiego rodu Dohnów - tych samych, którzy założyli leśny cmentarz ze swastyką pokazany w poprzednim odcinku. Został zbudowany na początku stulecia według projektu francuskiego architekta. W czasach świetności była tu kolekcja 250 obrazów i oranżeria, w której hodowano pomarańcze. Podczas II wojny ostatni właściciele zginęli w walkach, a ich rodziny wyprowadziły się z pałacu do Westfalii. Opuszczona budowla była coraz bardziej rozgrabiana i dewastowana. Po wojnie urządzono tu PGR i magazyn zboża, a w 1986 roku pałac spłonął.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to już kompletna ruina. Ale nie ma sensu oglądanie jej tylko z zewnątrz. W "środku" zachowało się zaskakująco dużo detali. Ślady po piecach, kominkach, jakieś zdobienia, na przykład takie, które wyglądają jak muszle:
Warto obejść dokładnie ruiny, żeby niczego nie przegapić.
W lesie parę kilometrów dalej, w sąsiedniej wsi, stoi kaplica też należąca do Dohnów. Można zatrzymać się na poboczu asfaltówki, budowlę widać jeszcze z drogi.
Kaplica, czyli rodowe mauzoleum, powstała pod koniec XIX wieku. Widać jakieś zaczątki remontu, czyli zabezpieczenie dachu, ale można bez kłopotu wejść drzwiami do środka, czego ślady (głupie napisy porobione sprejem na tym, co jeszcze zostało, czyli ołtarzyku) niestety są - dlatego nie podaję lokalizacji.
Pałac w Silginach stoi w krzakach przy głównej drodze przez wieś.
Powstał w XIX wieku. Podczas wojny był tu ośrodek szkolenia Hitlerjugend, a potem dom starców. Po wojnie w pałacu zrobiono ośrodek wypoczynkowy i coś w rodzaju wiejskiej świetlicy, potem działała tu szkoła rolnicza. Jeszcze w latach 70-tych w budowli mieściło się kino z 50 miejscami na widowni.
Pałac został poważnie uszkodzony właśnie w latach 70-tych po wybuchu butli z gazem. Po zmianie ustroju pewna fundacja miała tu urządzić jakieś centrum przyjaźni polsko-niemieckiej, ale ostatecznie remontu nie ukończono. W 2005 roku zaczęła się kompletna demolka z zawaleniem części ścian i dachu włącznie.
Uwaga, obiekt jest niebezpieczny! Cześć ścian i podłogi nie istnieje, a gdy podchodzi się od najbardziej zniszczonej strony, widać coś dużego i zardzewiałego, wiszącego jakieś dziesięć metrów nad głową. Wygląda to tak, jakby miało lada chwila spaść i aż dziwne, że jeszcze tak się nie stało.
Pałac z XVIII wieku przetrwał wojnę, ale w latach 80-tych spłonął.
Warto obejrzeć budowlę zwłaszcza od strony domów, są tam fajne pozostałości - dwie duże kolumny, pewnie resztki dawnego wejścia i ślady po kominku.
Dwór w Wopławkach od zewnątrz wygląda imponująco. Budowla stoi na obrzeżach wsi na terenach dawnego PGR. Powstawała od XVII do XIX wieku. Dziś ma podobno prywatnego właściciela. Widać jakieś początki remontu, ale gdy podjechałam, nikt się nie kręcił po terenie. Podniszczone ogrodzenie, z tyłu - znowu ule.
Zajrzałam do środka przez okienną dziurę. Nic tam nie ma dla "eksploratora", gołe ściany. Podobno aktualny właściciel odbudował parę pałaców, może i z tym sobie poradzi.
Ale w środku około stuletniej budowli z wiesiexowego punktu widzenia nic już nie ma. Surowe ściany, jedyna oryginalna pozostałość to fragmenty gzymsu. To dlatego, że w latach 80-tych budowla, w której wcześniej była szkoła rolnicza, spłonęła i zamieniła się w ruinę. Od 1990 roku odbudowywał ją prywatny właściciel.
Dwór w Kolkiejmach z przełomu XVIII i XIX wieku stoi na końcu świata. Prowadzi tam dziwna droga z płyt, wieś składa się chyba tylko z tego budynku i ze trzech domków. Gdy podjechałam do obłożonego rusztowaniami budynku, nikogo w okolicy nie było. Zaczęłam obchodzić budynek dookoła, szukając jakichś ewentualnych wejść. Wtedy nadszedł pan pilnujący i okazał się przyjaźnie nastawiony. Pokazał mi budynek od środka - to też typ remontowany. Wygląda, że z tego remontu może coś być - oby, obiekt jest fajny, tylko na razie obłożony rusztowaniami. Pasowałby tu jakiś hotel lub coś w tym rodzaju.
Na sam koniec jak zwykle przyroda;> Jeden z mazurskich noclegów miałam we wsi Harsz, w fajnym tamtejszym hotelu zrobionym w dawnej szkole. Tuż obok - jezioro też nazywające się Harsz. Dało się od niektórych stron podejść swobodnie i posiedzieć na ławkach. Może to brzmi dziwnie, ale często zrobienie zdjęcia jeziora na Mazurach nie jest łatwe z powodu ogrodzeń, "terenów prywatnych", różnych wypoczynkowych ośrodków i tym podobnych. Zresztą nie tylko na Mazurach - skrajny przykład tej sytuacji to Jezioro Białe na Mazowszu. Przyznam, że w Harszu wlazłam też na jakiś nieogrodzony "teren prywatny", tak mnie kusił brzeg i ławeczki no i nic mnie stamtąd nie wygoniło.
Nastawiałam się raczej na zwiedzenie Puszczy Romnickiej, ale plany pokrzyżowała burzowa pogoda. Tymczasem całkowitym przypadkiem znalazłam się w środku innej puszczy, która mnie zachwyciła i zachęciła do dalszych wizyt. Gdy objeżdżałam okolice Harszu przed powrotem do hotelu, z drogi zauważyłam drogowskaz turystyczny z żubrami. Nawet nie wiedziałam, że tam są. Jeszcze trochę dnia zostało, więc postanowiłam podjechać te 20 kilometrów do wsi Wolisko. Po drodze zorientowałam się, że ten piękny las, przez który właśnie jadę i gdzie poza mną nie ma żywego ducha, to Puszcza Borecka. Może trudno w to uwierzyć, ale przez półtorej godziny mojego pobytu na drodze prowadzącej do Woliska i zatrzymywania się w różnych miejscach wzdłuż tej trasy, obok mojego autka przejechał tylko jeden inny samochód i to już w samej wsi. A tak to jakieś bagna, strumyczki, kwiatki wiosenne, głazy w środku lasu i w ogóle;> Ta puszcza daje radę.
Co do żubrów, ich zagroda była nieczynna, ale dało się zerknąć przez ogrodzenie:
Pisałam wyżej, że czasem trudno o podejście do jeziora na Mazurach. Ale jak się poszuka, to się znajdzie fajne miejscówki z dala od cywilizacji;> W ostatnim dniu wyprawy zrobiłam sobie luźną objazdówkę po spisanych wcześniej na chybił trafił wsiach. Starałam się tylko, żeby były nad samą wodą. I tym sposobem znalazłam pewną małą miejscowość, gdzie dało się schodzić nad jezioro gdzie się chciało mimo bycia zwykłym śmiertelnikiem, a nie właścicielem "terenu prywatnego", gdzie była cisza, spokój i w ogóle wszystko na swoim miejscu. Na pewno tam wrócę.
Na koniec różne warmińsko-mazurskie bezdroża:
Takie perełki w stanie ruiny - aż żal!
OdpowiedzUsuńNiesamowite miejsca. Świetna relacja.
OdpowiedzUsuńJak zwykle super
OdpowiedzUsuńświetny wpis. Zdjęcia przedstawiają niesamowite piękno mazur i ich nieskazitelność. Gratuluje fotograficznego talentu :))
OdpowiedzUsuńłzy w oczach :) zazdroszczę wyprawy :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało 😁 szkoda tylko tego wszystkiego 😞
OdpowiedzUsuńSzkoda że ja nie mogłam znaleść takich miejscówek
OdpowiedzUsu����
Ja byłam na cmentarzu należącym do dawnej wsi Szasty.Nigdy nie mogę trafić do dawnej wsi Sowiróg.....Bardzo ciekawy artykuł 😊😊
OdpowiedzUsuńNie chcemy ingerować w autetycznosc przeszlosci dlatego kochamy ruiny. Z milosci do mioninego chcemy zachowac przeszłość ja rekonstrukcjac.Palący dylemat...
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuń