Ta seria wypraw na pewno nie byłaby tak udana, gdyby nie pomoc "kolegi po fachu" Przemka Kędzierskiego, którego chcę z tego miejsca zareklamować. Podoba mi się jego metoda fotografowania opuszczonych miejsc, czyli stawianie na detal. Ma też bliskie mi metody samego szukania miejscówek - objazdówki po wsiach. Wirtualna współpraca przyniosła wspaniałe rezultaty - w rejonie, który jest domkową żyłą złota, niektóre obiekty zauważył on, inne ja. W koło Macieju tam na zmianę wracaliśmy, bo któreś z nas zauważyło jeszcze jeden dom, a drugie pędziło tam też robić zdjęcia, w efekcie nasze strony nieco upodobniły się do siebie pod względem miejscówek ;>
Akurat te domki znalazłam ja. Właśnie wróciłam z objazdówki po tym rejonie, ale rychło w czas postanowiłam sprawdzić na podglądach map Google, czy na pewnym pominiętym przez sklerozę odcinku drogi czegoś aby nie ma. No i było! Oczywiście wróciłam tam pierwszego wolnego dnia. Godny uwagi okazał się zespół obiektów złożony z Domu z różowymi okularami i Domu z hubą. Oto Dom z różowymi okularami:
Na mapie Google wyglądał jak pusta ruina schowana za krzaczorami, ale jak wiadomo, można się bardzo zdziwić w takich ruinach. Przedarłam się więc przez rzepy i badyle, wciąż nie odpuszczające mimo zimowej pory. Drzwi na moje szczęście były otwarte. Kolejny raz zauważyłam wielki kontrast między jedną a drugą stroną domu. Było tak już w kilku innych budynkach. Pomieszczenie po prawej miało zdartą podłogę i gołe ściany, to po lewej było bardzo dobrze zachowane, a jedynym śladem wizyty szabrowników były wywalone z szafy rzeczy. Pokój bardzo dawał radę z wiesiexowego punktu widzenia:
Ta makatka widoczna na ostatnim zdjęciu zachwyciła mnie. Przeważnie makatki w opuszczonych chatach to wyszywane na białym materiale obrazki i przysłowia, przykład pokazałam choćby TU. Wiszą one także w skansenach. Ta makatka była chyba zagraniczna. Przedstawiała kolorowe ryby z podpisami po angielsku. A na obrazie nad nią zatknięto zdjęcie jakiejś kobiety i jakiegoś chłopca, pewnie czyjegoś wnuka.
Najlepsze zdjęcie leżało po prostu na stole. Może ktoś tu był przede mną, znalazł je w rupieciach i wyjął? Przedstawia kobietę, dziecko i dwóch młodych chłopaków, w tym żołnierza. Brak podpisów, dat, ale chyba jest przedwojenne lub wojenne. Ciekawe, kto to taki i jakie były jego losy?
Na parapecie znowu święte obrazki: jeden zwinięty w rulonik od wilgoci, drugi cały w pajęczynie. Ktoś na FB zwrócił mi słusznie uwagę, że to wystawianie dewocjonaliów na parapecie może być związane nie ze śmiercią, a z ochroną przed żywiołami, zwłaszcza burzą.
W pomieszczeniu po prawej ze zdartą podłogą zachowało się tylko tyle, nie licząc resztek lampy:
Element wyposażenia wykorzystany w nazwie domu leżał w dawnej kuchni. Mały pokój z wybitym oknem na wprost drzwi wejściowych był mocno zagracony. Na kredensie stały w rządku szklanki, leżał stos talerzy. Obok zobaczyłam różowe, duże okulary. Na chwilę położyłam je na parapecie, żeby mieć lepsze światło, potem odłożyłam je na kredens. Był też kolejny święty obrazek w oknie.
Tuż obok stał drugi domek - Dom z hubą. Na pierwszy rzut oka wyglądał dużo bardziej malowniczo i obiecująco, a tymczasem okazało się, że jest kompletnie pusty w środku, nie licząc kubeczka na resztkach pieca. Przed domem rośnie drzewo z dużą hubą, stąd nazwa obiektu.
Klub X wygląda, jakby UFO wylądowało w środku lasu, albo jak forteca zbudowana na wypadek końca świata.
Jest opuszczony od kilku lat. Stoi naprawdę na końcu świata, od asfaltówki przez wieś trzeba do niego iść /jechać leśną ścieżką jeszcze jakiś może niecały kilometr. Że też komuś się chciało..;> Ja zdołałam podjechać. Najlepsza jest plotka o tym, dlaczego ten przybytek radości został jednak zamknięty. Otóż podobno tajni porywacze narządów wybebeszyli tutaj jednego z imprezowiczów ;>
Wejście
do środka jest możliwe, ale panują tam egipskie ciemności z racji
zabicia dechami, więc latarka konieczna, a poza tym wewnątrz szału nie
ma.
Naprzeciwko jezdni zauważyłam w lesie inny domek:
Pałac w Grzegorzewicach (połowa XIX wieku) odwiedziłam drugi raz. Jeszcze parę lat temu był tu dom pracy twórczej adwokatury. Teraz obiekt najwyraźniej stoi porzucony, latem zarastają go pokrzywy giganty, tynki się łuszczą. Jest wystawiony na sprzedaż. Jeśli ktoś ma 7,5 miliona, niech kupuje - polecam ;) Poprzednio byłam tam półtora roku temu, latem. Niestety, pałac ma to do siebie, że jest pod alarmem reagującym na zbliżenie się do obiektu nawet na kilka kroków, a alarm wyje na pół powiatu. Nie, żebym kiedyś się o tym przekonała, ale coś tam słyszałam.. ;)
Tyle zrobiłam w czerwcu 2013 roku:
Pałac da się oglądać z dalszej odległości, a poza tym jest pewien powód, dla którego odwiedziłam znów Grzegorzewice - to Stawy Grzegorzewickie tuż obok pałacu i pałacowego parku. Wielka przestrzeń, piękne widoki, naprawdę warto. Latem opalało się tam trochę ludzi, zimą byłam tylko ja. Stawy pod koniec grudnia:
Stawy w czerwcu:
Okolice Grzegorzewic i różne inne bezdroża w regionie:
ciąg dalszy nastąpi
PS: Jako że zbliża się czas dawania 1 % z podatków, kilka propozycji fundacji ratujących zabytkowe obiekty: Fundacja Twoje Dziedzictwo, Fundacja Pałac Gorzanów, Fundacja Odbudowy Dworu Sarny
... bardzo ciekawe i tajemnicze miejsca pani przedstawia ... lubię tu zaglądać ... pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTakie obrazy z Jezusem napawają mnie przerażeniem... Co za barwy, co za wyraz twarzy.
OdpowiedzUsuńWidzę prężnie działasz :) kolejna fajna relacja
OdpowiedzUsuń