środa, 20 sierpnia 2014

Opuszczone miejsca w Puszczy Kampinoskiej i nie tylko, część 17

Święte obrazy, łuszczące się tapety, dziwne dziuple, grzyby i jeżyny - to wszystko można znaleźć w Puszczy Kampinoskiej :>




Dom ze schodami znalazłam niedawno przypadkiem, jadąc przez dobrze mi już znaną wieś. Chyba został opuszczony niedawno, bo wydaje mi się dziwne, że wcześniej nie wzbudził żadnych moich podejrzeń. A może jednak go nie zauważyłam? Nie miał ogrodzenia, był murowany, wokół zarośnięte podwórko. Zaparkowałam na resztkach dawnego podjazdu i podeszłam do budynku. Wybite szybki jak zwykle dodały mi otuchy, o wybitych drzwiach nie wspominając. Jeszcze takiego półkolistego wejścia do kampinoskiego opuszczonego domku nie widziałam! ;>



Na dole nie było prawie nic, zachowały się tylko resztki wyposażenia. Prawdziwe skarby znalazłam dopiero na strychu i w stodole. W dawnych pomieszczeniach mieszkalnych było tak:








Potem sprawdziłam drewniane budynki gospodarcze. W jednym z nich pod ścianą stał wiesiexowy skarb. Pierwszy raz znaleziony przeze mnie obraz tego typu nie był obrazem świętym. Wcześniej w opuszczonych chatkach widziałam wiele razy ten prostokątny kształt charakterystycznego malowidła i zawsze przedstawiało Ostatnią Wieczerzę, Świętą Rodzinę czy coś w tym rodzaju. Tym razem obraz, niestety mocno zniszczony i częściowo wyrwany z ram, przedstawiał po prostu polowanie.



W stodole stała też resztka klasycznego kampinoskiego kredensu:


Potem zauważyłam, że z boku głównego budynku są zewnętrzne, murowane schody na górną kondygnację. Drzwi na ich końcu były otwarte. Strych początkowo wydawał się pusty, ale na jego końcu zauważyłam święte obrazy. Dwa były wyjęte z ram, dwa za szkłem.








  
Opuszczony dom z tapetami znalazłam przy trasie po północnej stronie Puszczy. Nie zostało tam wiele wyposażenia, ale są łuszczące się tapety, które bardzo lubię, a od zewnątrz dom też prezentuje się ładnie. Pierwszy raz byłam tam w marcu, drugi raz w czerwcu.













Niedawno pisałam tutaj o Łosiówce, czyli pozostałościach po dawnej zagrodzie adaptacyjnej dla łosi pochodzącej z lat 50-tych. Parę tygodni temu znalazłam w środku lasu bardzo podobne miejsce. Trasę wycieczki wyznaczyłam specjalnie z myślą o tym brązowym kwadraciku z mapy, oznaczającym zabudowania. Jest na końcu wsi Grabina, położonej za Łubcem. Żeby tam dotrzeć, z Roztoki poszłam szlakiem czerwonym na Rezerwat Karpaty, a przed rezerwatem skręciłam w lewo w szlak niebieski.





Idzie się tam groblą przez bagno, gdzie poprzednio widziałam łosia. Tym razem go nie było.




Opuszczone gospodarstwo, lub raczej, jak się okazało, jego resztki, będą po lewej stronie. Miejsce jest bardzo sympatyczne, choć kompletnie dzikie. Przedwojenna piwniczka pochodzi z 1936 roku.









Potem wróciłam do Karpat i rzuciłam okiem na piękne dęby w rezerwacie. Ta pora roku zdecydowanie nie sprzyja odkrywaniu takich drzew. Można je przegapić w zaroślach. Jesienią i zimą widać ogrom tych dębów w całej okazałości. Ale i tym razem trochę wypatrzyłam, gdy się przedarłam przez krzaczory:




Potem wróciłam szlakiem czerwonym do odcinka szlaku żółtego. Doszłam do Babskiej Górki i szlakiem zielonym wróciłam do Roztoki. Po drodze w okolicy Posady Łubiec wypatrzyłam sarenkę w korycie wyschniętego strumyka.





Już dochodząc do Roztoki, postanowiłam podejść do gospodarstwa, które widziałam już wcześniej wiele razy, ale jakoś wydawało mi się zamieszkałe. Teraz okazało się, że nie jest.



W środku chyba ktoś kręcił horror ;>







Do "bliźniaczej Łosiówki" można też dojść od strony Grabiny. Wieś składa się z kilku domków położonych w lesie wzdłuż gruntowej dróżki. Najładniejsze miejsca to wielkie drzewo z dziuplą, pod którą widać ślady po dawnym gospodarstwie i kapliczka. Pierwszy raz byłam tam w marcu. Pojechałam moim nieterenowym autkiem do oporu, czyli dopóki jest to w tym miejscu legalne - do szlabanu.







Miejsce z drzewem robi wielkie wrażenie, gdy jest się tam o innej porze niż lato. W czerwcu ledwo tu trafiłam. Bardzo się cieszę, że zaczęłam odkrywać puszczę w czasie "bez liści", inaczej może nie zrobiłaby na mnie aż takiego wrażenia.





Wielka szkoda, że nie zdążyłam tu trafić, gdy jeszcze było gospodarstwo, po którym teraz została dziwnie mała sterta desek. Zarówno tutaj, jak i w Korfowym, gdzie są takie same sterty, na mapach satelitarnych wciąż widać daszki. Naprawdę nie ma na co czekać ze zwiedzaniem kampinoskich domków, liczy się każdy miesiąc. A oto te same miejsca w czerwcu:



Gdy w marcu dojechałam do szlabanu przy zakręcie niebieskiego szlaku, najpierw wysiadłam z autka i porobiłam zdjęcia krzyża na rozstaju dróg:


Potem wsiadłam, chcąc zawrócić. No i cóż, kółka obracały się tylko w miejscu. Pierwszy raz zakopałam się w kampinoskim piachu. Miałam pełno szczęścia - jakimś dziwacznym przypadkiem drogą nadeszły dokładnie wtedy dwie osoby i to byli jedyni turyści, jakich kiedykolwiek widziałam w tym rejonie. Jakby tego było mało, na ławce przy krzyżu siedział jakiś starszy mężczyzna. Takiego tłumu chyba tam jeszcze nigdy nie było! W ogóle spotkanie osób idących na bardziej oddalonym od parkingu szlaku to w Kampinosie wielka rzadkość. Bywają sporadycznie rowerzyści. Żałuję, że nie liczyłam napotkanych przez te wszystkie miesiące "piechurów", bo to byłaby ciekawie mała liczba. Ale jakimś sposobem wtedy ktoś się zjawił (pozdrawiam!). Wspólnymi siłami wyciągnęliśmy autko z piachu, pchając je i budując samochodowy most z gałęzi. Cóż, nawet na mapach satelitarnych widać tę wydmę.

Kolejnym razem, w czerwcu, dotarłam tam już pieszo, szlakiem Leszno-niebieskim szlakiem do Grabiny-czerwonym do Łubca-powrót do Leszna żółtym.










Mniej więcej w tym miejscu w oddali pojawiają się zabudowania Szymanówka, jeszcze do końca przeze mnie nie odkryte, choć szczekanie psów słyszane już z głębokiego lasu nieco zniechęca. A oto miejsce piaskowej niedoli i dalsza droga przez Grabinę:











Poza miejscem z drzewem, widać tu sporo śladów po dawnych gospodarstwach - piwniczki, fundamenty, ale nie tylko. Znalazłam też dwa miejsca, gdzie zachowało się więcej. Jedno to kompletne ruiny, drugie - tajemniczy i zamknięty domek, w którym ponoć ktoś czasem pomieszkuje, choć ogromne pokrzywy pokrywające wszystko zupełnie na to nie wskazują.








Od Grabiny przez Łubiec wróciłam do Leszna. Po drodze spotkałam jeszcze jeden zamknięty opuszczony domek (zrobiłam zdjęcie przez okno, była mapa) i ciekawy krzyż. Po prawej stronie żółtego szlaku do Leszna pojawia się fajna polana.






















4 komentarze:

  1. Zdjecia z wierzbami istara brama sa najlepsze ( moim zdaniem ), ale napis kocham stare baby skradl mi serce ha, ha. Skad mu to przyszlo do glowy ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie cierpię widoku ingerencji chuliganów. Idiotyczne napisy na ścianach - aż żal patrzeć. Fakt, że coś jest opuszczone nie oznacza, że należyto dewastować. Szkoda, że nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tutaj widać ,że tabliczka fundatora kapliczki w Grabinie jest umieszczona w prawej wnęce. Nie wiem dlaczego jej nie zauważyłem ? Czy to zdjęcie krzyża przy zakręcie niebieskiego szlaku jest jedyne?, czy ma Pani też inne zdjęcia. Może tam jest ten fragment z rokiem 1911 ?? Przy kapliczce w Grabinie nie było jeszcze wtedy tego fragmentu krzyża.
    Stanisław123

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdzę w domu, mam też zdjęcia z 2013 roku,. gdy jeszcze nie bylo tej dostawki do białej kapliczki.

      Usuń