wtorek, 25 września 2018

Beskid Wyspowy i okolice, część 29

W drugim odcinku relacji z wrześniowej trasy w Beskid Wyspowy i okolice mglista wycieczka na Sałasz Zachodni i Kamionną. Wyruszyłam z Żegociny i do niej wróciłam, szłam szlakami zielonym, nie wiadomo jakim, niebieskim i żółtym.






Według prognoz to miał być jedyny deszczowy, a nawet burzowy dzień podczas pierwszego tygodnia trasy. W takich przypadkach zawsze wybieram sobie jakieś trasy krótsze, prowadzące lasem możliwie tylko z samego rana, tak żeby w razie potrzeby móc uciec przed burzą, a potem ewentualnie przychodzi czas na objazd cmentarzyków i tym podobnych. Tym razem postanowiłam podjechać do Żegociny i wejść sobie zielonym szlakiem na Sałasz Zachodni, a potem zobaczyć, jak rozwinie się pogodowa sytuacja. Ruszyłam z centrum miejscowości, blisko kościoła jest parking przy sklepach i tam zostawiłam autko. Zielone znaki prowadzą stamtąd asfaltówką pod górkę.


Szłam już tędy podczas kwietniowej trasy w Beskid Wyspowy, wtedy tylko kawałek, szukając zaznaczonego na mapie starego cmentarza, relacja TU.


Ten cmentarz wygląda na ewangelicki, ale jest katolicki. Zaniedbany, cały w krzakach, niektóre nagrobki pochodzą z XIX wieku. Tym razem był o wiele bardziej zarośnięty, takie zwiedzanie jak wtedy byłoby już mocno utrudnione i zerknęłam tylko na nagrobki stojące najbliżej drogi:




Ruszyłam dalej asfaltówką pod górkę według zielonych znaków. Wbrew beznadziejnym prognozom wcale nie padało, ale było wszędzie mglisto i mokro, góry mało widoczne. Ale to był dopiero początek mgły, jak się potem okazało.



W tym sezonie owoce podobno wyjątkowo obrodziły. Na szlakach często spotykałam sady - i zdziczałe, i nie. Wszędzie pełno jabłek, śliwek. Mnóstwo marnowało się, leżąc na ziemi gdzieś po bokach drogi.











Szlak zszedł z asfaltówki na łąkę, prowadził brzegiem lasu pod górkę a potem szybko wszedł w ten las.





Między drzewami było już widać nieco mgły, im wyżej tym więcej:







Szybko wychodzi się na szeroką drogę leśną, wtedy leżały tam ścięte drzewa:



No i tutaj zielone znaki się urwały. Nie wiem, czy to z powodu powycinanych drzew, czy po prostu coś przegapiłam, a może to tylko typowa sytuacja w Beskidzie Wyspowym, gdzie walka z kiepskim oznakowaniem nie jest rzadka. Gdzie iść? Sytuacja z tymi znakami bywa o tyle niefajna, że przynajmniej moja Comfort Map bywa zaskakująco niedoskonała i też niczego nie przesądza. Ale przed sobą zobaczyłam ładną dużą mgłę i wąską ścieżkę pod górkę. Postanowiłam pójść nią kawałeczek, tylko dla zdjęć, a potem wrócić do ostatniego widzianego znaku i dopiero się martwić.




Krok za krokiem szłam dalej, widoczność była coraz gorsza, żadnych znaków. Ale ta ścieżka tak mnie przyciągała, że postanowiłam po prostu nią iść na chybił trafił mimo braku oznakowania. Nie było póki co rozgałęzień, więc nie musiałam nawet robić sobie strzałek z gałęzi w razie konieczności odwrotu.










Coraz mniej widać. Czasem trzeba zrobić zoom, żeby uchwycić taką mgłę, a tutaj to tak po prostu wyglądało.












Gdzie ja jestem? Szłam już długo i wciąż nie widziałam ani jednego znaku. Ale w razie czego odwrót wciąż wydawał się prosty. No chyba, żeby mgła się zagęściła jeszcze bardziej. Kawałek za tym miejscem na zdjęciu niżej usłyszałam dźwięki pił, co mimo wszystko trochę dodało mi ducha. Było jednak jakieś rozgałęzienie dróg, więc zrobiłam sobie strzałkę z gałęzi i poszłam jedną ze ścieżek.



Nagle - jest szczyt :)  Jakoś wlazłam. Może kawałek szłam szlakiem? Nie mam pojęcia.



W tym momencie musiałam już ewidentnie pozaszlakowo znaleźć mały odcinek prowadzący do niebieskiego szlaku na Przełęcz Widomą, bo bezpośredniego połączenia chyba nie ma, a przynajmniej nie było na mapie. Czyli iść jakoś w prawo i w dół. Coś tam było, poszłam więc, robiąc strzałki.



Jak to dobrze zobaczyć nagle taki znak po błądzeniu we mgle :) Byłam już tu podczas wiosennej trasy, gdy szłam z Laskowej przez Rozdziele na Łopusze Wschodnie, relacja TU. Teraz pozostawało ruszyć według znaków w dół już na luzie. A dźwięki pił okazały się odgłosami budowy domu w położonym wysoko przysiółku Rozdziela.



Jak inaczej wyglądały te miejsca w porównaniu z wiosną. Wtedy nie było mgły, tylko już pełne słońce i szedł ze mną przypadkowo spotkany pies, który pobiegł za mną z jednego z gospodarstw.



















Zielony szlak odnalazł się w niespodziewanym miejscu. Szłam tak jak na Kamionną. Absolutnie nie było burzowo, więc postanowiłam wejść i na tę górę.




Właśnie tak wyglądały szlaki pełne jabłek podczas wrześniowej trasy:













Zrobiłam sobie odpoczynek przy pierwszych gospodarstwach, siedząc na jakichś deskach zjadłam drożdżówkę, potem poszłam w stronę asfaltówki na Przełęczy Widomej. Tak samo jak podczas wspomnianej wycieczki wiosennej przeszłam przez mały mostek, a potem pod górę do asfaltu i punktu widokowego.




Tyle było widać z górki na przełęczy. Wiosną w oddali można było nawet wypatrzyć Tatry, teraz nawet góra, na której dopiero co byłam, cała niewidoczna. Podobnie jak Kamionna, na którą się wybierałam.


Szłam według niebieskich znaków asfaltówką w stronę Kamionnej.








Im wyżej, tym większa mgła. Miejscami nic nie widać poza czymś takim:











Asfaltówka wyszła spomiędzy ostatnich gospodarstw w las:












Na Kamionnej jest wyciąg narciarski, doszłam do niego, to już była sama góra:


Droga już szutrowa. Na Kamionną też wchodziłam wiosną, tylko od strony Pasierbca, relacja TU.



Wiosną schodziłam z Kamionnej w stronę Żegociny czerwonym szlakiem, to był chyba szlak rowerowy. Tym razem chciałam wypróbować żółty.


No i znów się zaczyna. Mgła większa niż na Sałaszu. Ale na parę kroków do przodu widziałam, droga była widoczna, a żółte znaki szczęśliwie namalowane we właściwych miejscach. Piękne, ale trochę miałam duszę na ramieniu w tym lesie:>








Mgła coraz większa, pojawiły się odgałęzienia drogi, ale oznakowanie szczęśliwie nie zawodziło.



Fajny ten las z paprociami, warto się trochę pobać:> Zresztą w Beskidzie Wyspowym w razie czego można zastosować zasadę "byle w górkę-byle w dół". Góry to wyspy, zawsze gdzieś się dojdzie.



To było dziwne, jak zrobiło się ciemno przez mgłę. Jakby zapadał zmierzch, a było koło południa.













Wyszłam na szerszą drogę szutrową, tak jak na początku za Żegociną. Przysiadłam na pościnanych drzewach i zrobiłam sobie piknik, ale po chwili okazało się, że dopiero teraz nie wiem, gdzie są kolejne znaki i jak mam właściwie iść. Kawałek poszłam w lewo tą szerszą szutrówką, ale nie było znaków, w końcu znalazłam je na wąskiej ścieżce obok miejsca, gdzie siedziałam.


No i doszłam na łąki nad Żegociną, a potem do wsi.



c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz