piątek, 25 listopada 2016

Mazowsze południowe i Puszcza Kozienicka, część 3

W ostatnim odcinku relacji z listopadowej minitrasy prywatny cmentarz ewangelicki z figurą bez głowy, który został przez kogoś kupiony i wyremontowany, zdjęcia motoryzacyjnych zbiorów muzeum w Chlewiskach i różne południowomazowieckie bezdroża tym razem bez śniegu.

 
 





Z cmentarzem ewangelickim P. sytuacja jest bardzo nietypowa. Gdy tam jechałam, nie miałam o niej pojęcia. Na podstawie nielicznych informacji z netu narysowałam sobie mapkę i przy zaznaczonej drodze wypatrywałam czegoś, co wygląda jak dawne miejsce pochówku Olendrów, czyli na przykład grupy starych drzew gdzieś na polu. Coś było, ale za jakąś posesją. Hmm, producent przyczep? W głębi posesji widać było bramę i pierwsze ewangelickie nagrobki. Wyglądało na to, że trzeba przejść komuś przez podwórko, by dojść na cmentarz. Zaparkowałam i weszłam ostrożnie na posesję, rozglądając się za jakimś właścicielem. Najpierw zobaczyłam jednak sporego psa i zaczęłam się wycofywać, ale w tym samym momencie z domu wyszedł jakiś młody facet. Zapytałam, czy to jedyne wejście na cmentarz i czy mogłabym przejść. No i co się okazało? Tak, jedyne i nie jest to przypadek. Otóż właściciele tej firmy od przyczep postanowili kupić od gminy działkę, na której jest cmentarz. Wykarczowali go i wyczyścili własnoręcznie, ogrodzili, zrobili tabliczkę i teraz sami o niego dbają. Trzeba przyznać, że dbają wzorowo. Cmentarz jest zaskakująco duży, sporo się zachowało. Sfotografowałam chyba wszystko, co tam było.




Jeden z najciekawszych nagrobków, z figurą bez głowy:




Z napisu pod bezgłową figurą niewiele się zachowało. "Najukochańszej żonie"?









































Wszystkie połamane, pooddzielane od właściwych grobów części pomników zgromadzono w jednym miejscu blisko bramy, takie małe lapidarium:





Muzeum Hutnictwa i Przemysłu Maszynowego w Chlewiskach było głównym celem tej dwudniowej minitrasy, resztę atrakcji wyszukiwałam z myślą o drodze z Warszawy do Chlewisk. Muzeum mieści się w zabytkowej dawnej hucie, a jego najciekawsza z mojego punktu widzenia część to ta motoryzacyjna. Każdy, kto tak jak ja uwielbia samochody, a zwłaszcza polskie klasyki i stara się w miarę swoich możliwości czegoś o nich nauczyć, musi koniecznie tam pojechać. W Chlewiskach zgromadzono pełno pojazdów, w tym prototypów takich jak Wars, jeden z Beskidów, Polonez Analog, Fiat Coupé 1500, Ogar. Jest i Stratopolonez, czyli Polonez rajdowy z silnikiem Lancii Stratos.

Przyjechałam tam prosto z hotelu z samego rana w sobotę, gdy tylko otworzyli. Pan opiekun zaczynający właśnie zmianę wziął klucze do hal z eksponatami i po chwili znalazłam się w samochodowym raju. Nie mogłam się powstrzymać i usiadłam na chwilę w Beskidzie, obfotografowałam co się dało. Mogłam obejrzeć z bliska auta, o których dotychczas czytałam.

Chwile szczęścia przeplatały się z wkurzeniem na niezrozumiałą, dramatyczną sytuację tego miejsca. Pisałam już o tym m.in. na Facebooku przy zdjęciach z Chlewisk. Muzeum Techniki ma jak wiadomo poważne problemy finansowe. Chlewiskom grozi z tego powodu likwidacja jako jednostce podległej. Nie jest to żadne odległe, potencjalne zagrożenie. Już teraz jest bardzo źle. Nie ma pieniędzy dosłownie na nic. Nie ma światła, nie ma ogrzewania - z braku kasy. Całe szczęście, że autka stoją pod dachem. Prawie każde zdjęcie robiłam z fleszem, bo w pochmurny dzień panował tam półmrok. Światła włączyć się nie dało. Po Nowym Roku ma się wyjaśnić, czy placówka dostanie dofinansowanie. Jeszcze raz proszę każdego, kto może i chce pomóc, o wsparcie muzeum - TU kontakt do opiekunów. Im też przyda się pomoc, choćby w postaci węgla. Jeśli placówka zostanie zlikwidowana, eksponaty będą musiały być gdzieś przekazane. Gdzie, komu? Czy pod dach, w dobre miejsce? Nie wiadomo. W Warszawie było kiedyś muzeum motoryzacji, ale zostało zlikwidowane. Dla mnie to niezrozumiałe, że państwo z zasady nie łoży na takie miejsca bez względu na wszystko, nie reaguje natychmiast w sytuacji, w której nie ma kasy na muzeum, gdzie stoją takie historyczne pojazdy.

Przykład uratowanego cmentarza ewangelickiego z tego odcinka pokazuje, że czasem dopiero prywatna osoba jest w stanie zadbać o zabytek, bezinteresownie zainteresować się jego losem. Przed kupnem działki przez obecnego właściciela teren cmentarza był zdewastowany, zapomniany i zaniedbany. Może znajdzie się wreszcie jakiś hojny miłośnik motoryzacji, który zakończy także problemy polskich klasyków i zabytkowej huty?


Na poprzednim zdjęciu Fiat 125p kombi, na następnym Beskid:


Lublin 51 i Lublin 43 prototyp:


Wars:


W środku Warsa:


Ogar:


Stratopolonez i jego silnik:



Milionowy wyprodukowany Duży Fiat:


Trzydrzwiowy Polonez:


Mały Fiat z ostatniej serii, czyli Happy End:



Fiat 1500 coupé. Niestety mylił mi się wcześniej z innym prototypem, Fiatem 1100. To ten pojazd, a nie jak myślałam wcześniej, Fiat 1100, powstał w kilku wersjach nadwozi! Fiat 1100 był tylko jeden i to ten jeden nie dotrwał do naszych czasów. A Fiat 1500 coupé przetrwał. Po takim spotkaniu już na pewno o tym wszystkim nie zapomnę. Piękne autko:



Polonez Analog:


Ten Żuk po lewej to ostatni wyprodukowany egzemplarz. Na karoserii podpisali się pracownicy fabryki.



Fiat 125p z napędem na cztery koła.


Mikrus i Smyk:


Tak otwiera się Smyk:






Prototypowa Syrena 110:



Honker i Tarpan Honker:




Prototypowa Warszawa 210. Niepodobna do seryjnych Warszaw tak jak Syrena 110 do seryjnych Syren:


Warszawa kombi, ale zdjęcie z boku, gdzie to widać, nie wyszło.



Fiat 508, jeden z najbardziej popularnych międzywojennych aut w Polsce:





W osobnych halach stoją też motocykle i skutery oraz stare maszyny do szycia.





Jest też wygaszony stary piec hutniczy, hutnicze machiny. Z powodu ciemności nie udało mi się tam zrobić żadnego w miarę dobrego zdjęcia. Tutaj dawne urządzenia hutnicze, które były na zewnątrz:


Na koniec relacji z tej minitrasy - różne bezdroża mazowieckie z drugiego dnia wyprawy, czyli tego bezśnieżnego. Na początek wał wiślany i widok na Wisłę we wsi Kępa Wólczyńska:
























4 komentarze:

  1. No tak powiadają:> Przyjęłam aktualny administracyjny podział kraju do robienia opisów, ale czasami to faktycznie może razić. Na przykład tak jest z Podlasiem - mieszkańcy Suwalszczyzny nie poczuwają się podobno do bycia mieszkańcami Podlasia, no ale województwo jest podlaskie. Tak samo ze wschodnim Mazowieckim - niby to już Podlasie, ale administracyjnie jeszcze nie. Jak zrobią jaką s kolejna reformę to dopiero zrobi mi się bałagan:>

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiadomość o prywatyzacji cmentarza ewangelickiego bardzo pocieszająca po informacji o zaśmieconym kirkucie z następnej miniwycieczki. A piękne auta z czasów komuny są niestety podejrzane o współpracę z wrogimi siłami i obawiam się że muszą skończyć na śmietniku historii. Budowały socjalizm więc nie zasługują na nic dobrego. :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie się nie zgadzam, jeśli chodzi o auta. Historia każdego z nich to raczej dzieje walki konstruktorów z realiami w absurdalnym świecie komuny. Indywidualna motoryzacja w PRL to nie było coś faworyzowanego, tylko tępionego lub dostępnego dla szczęściarzy/krewnych i znajomych królika. O te auta toczyły się czasem awantury z władzą, tak było nawet z małym fiatem, symbolem PRL. Dobre, mające potencjał prototypy nie miały swojej kontynuacji w postaci seryjnie produkowanych aut. Dlaczego? Bo nie było kasy, a wszystko było zatwierdzane centralnie, czyli przez partię.

      To naprawdę ironia losu, że przy tym wszystkim za naszego nowego ustroju polska motoryzacja z kolei w ogóle praktycznie przestała istnieć. Polecam ciekawy artykuł dyrektora z FSO Edwarda Pietrzaka pt "Gomułka: Jak już robicie te samochody, to trudno" [to cytat z Gomułki], ja go znalazłam w zbiorze tekstów "Od Tarpana do Volkswagena". Ten tekst wiele wyjaśnia, jeśli chodzi o stosunek władz PRL do tych pojazdów. W ogóle ten zbiór pozwala poznać realia produkcji samochodów w Polsce.

      Usuń