Opuszczony dwór B. zwiedziłam tuż przed przyjazdem do Radomia, jeszcze w pierwszym dniu minitrasy. Zdjęcia ze śniegiem z poprzedniego odcinka robiłam zaledwie jakieś półtorej godziny wcześniej. Gdy jechałam na południe w kierunku Radomia, w pewnym momencie śnieg się po prostu skończył, choć dopiero co było go pełno.
Ruiny dworu B. stoją pośrodku małej miejscowości tuż przy asfaltówce. Nie są niczym ogrodzone, wyglądają na kompletnie porzucone. Niby tylko ruina, ale jak dla mnie zdecydowanie warto. Nie tylko dla malowniczego wyglądu budowli z kolumnami, ale też paru ciekawostek, jakie zachowały się w budynku.
Dwór powstał w pierwszej połowie XIX-go wieku. Trudno w to uwierzyć, ale kompletną ruiną stał się stosunkowo niedawno. Przetrwał bez szwanku dwie wojny światowe, w czasach PRL też był jeszcze normalnym budynkiem. Jeśli wierzyć stronie internetowej miejscowości, gdzie stoi dwór, fatalna w skutkach okazała się dopiero sprzedaż go nowym właścicielom w 1988 roku. Wtedy budynek zaczął być niszczony. Właściciele po tym, gdy nie wypalił ich biznes w B., w latach 90-tych wyjechali za granicę, porzucając dwór. W 2003 roku wybuchł pożar, zawaliły się stropy i budynek zmienił się w ruinę. Jakimś sposobem konserwator zabytków przez te wszystkie lata nie zapobiegł malowniczej katastrofie.
W zeszłym roku dwór zmienił właściciela. Podobno zamierza on zabrać się za remont. Na razie nic się z ruinami nie dzieje.
Resztki drzwi do dworu w dwóch częściach, jakimś cudem nie rozkradziono ich na opał:
"Iluzjonistyczna" podłoga? Wygląda, jakby była trójwymiarowa, złożona z czarno-białych sześcianów.
Widok na to, co za dworem:
Fragmenty zdobień na drewnianych oknach:
Dwór z boku wygląda jak całkiem inny budynek:
Z tyłu - jońskie kolumny;>
Widok całego dworu z tyłu:
W środku zrujnowanej wieży:
Cmentarz ewangelicki G. zwiedziłam jako ostatni, jadąc od Kozienic do Warszawy. Jest tam pełno sadów. Poprzedniego dnia ośnieżone, teraz miejscami wyglądały wiosennie, ale w niektórych na ziemi leżał jeszcze śnieg. Przede mną jechała ciężarówka z kopiastą górą jabłek na pace. Wysypywały się po kilka sztuk na zakrętach, więc trzeba było uważać. Jak się potem okazało, to nie był pech, tylko najwyraźniej zwykła sytuacja. Gdy wjechałam na małe rondo w jednej z miejscowości, zauważyłam, że jego brzegi są dosłownie obłożone czerwonymi jabłkami, które pospadały z różnych ciężarówek. Wyglądało to tak, jakby ktoś specjalnie udekorował rondo. Na poboczach i w rowach też jabłka, bo między miejscowościami wszędzie sady. Uzbierałabym tego niejeden wór, gdybym się zatrzymywała. Cmentarz G. stał w małej wiosce, przy bocznej dróżce w kępie drzew. Musiałam w nią wejść, żeby sprawdzić, czy to tam. Na szczęście trafiłam od razu na właściwą kępę.
Jeden z grobów jest szeroko ogrodzony i zadbany, reszta - znacznie skromniejsza i bardziej zapomniana.
Stare drzewo rosnące tuż obok ogrodzonego nagrobka. Możliwe, żeby było tak stare jak ten grób? A może zrobiono grób pod już istniejącym drzewem.
Cmentarz ewangelicki Ch. jest niedaleko Puszczy Kozienickiej. To miejsce też zwiedzałam podczas drugiego dnia trasy, chociaż trochę wcześniej, niż ten poprzednio pokazany, niedługo po wyjeździe z Kozienic. Jest mały i zadbany, ktoś ustawił nawet przy zachowanych pomnikach coś w rodzaju latarenek. Wręcz trudno powiedzieć, by był opuszczony, choć oczywiście jest taki w tym sensie, że nie ma już na nim pogrzebów. Łatwo go znaleźć, po znajduje się przy samej asfaltówce. Dotarłam tam dzięki papierowej mapie Puszczy Kozienickiej.
Współczesna kapliczka na cmentarzu.
Jak można przeczytać na stronach internetowych powiatu, cmentarz powstał w pierwszej połowie XIX-go wieku. Są tu pochowani nie tylko osadnicy niemieccy z przedwojennych czasów, ale też żołnierze Wehrmachtu, którzy zginęli w 1939 roku. Dopiero po powrocie do domu dowiedziałam się, że w rejonie Kozienic są jeszcze dwa cmentarzyki ewangelickie, no więc mam kolejne po Puszczy Kozienickiej powody, żeby tam wrócić.
Dwa stare drzewa tuż za cmentarzem:
Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku odwiedziłam trochę przypadkiem. Było jakieś dwa kilometry od mojego hotelu pod Radomiem, zresztą całkiem udanego. Zobaczyłam drogowskaz szukając po południu jakiegoś czynnego w święto 11 listopada spożywczaka i postanowiłam zobaczyć, co to takiego. Okazało się, ze jest tam park z dziwnymi rzeźbami. Czyli ok;> Podjechałam, pan portier otworzył mi szlaban i pozwolił tam połazić. Chyba zresztą w ogóle nie ma z tym problemu i można łazić za darmo. Centrum organizuje też plenery dla rzeźbiarzy. Tu jest zdaje się budynek muzeum:
Od bramy wjazdowej ruszyłam najpierw za budynki po lewej a tam.. świetna miejscówka. Wyglądało to trochę jak opuszczone miejsce;> Pełno czegoś, co wyglądało jak porzucone rzeźby. Nawet napisałam do Centrum z pytaniem, co to takiego, ale mi jeszcze nie odpisali. Jeśli odpiszą, wkleję tu odpowiedź.
Niektóre dość psychodeliczne, zwłaszcza to niebieskie coś jak z kreskówki "Żółta Łódź Podwodna".
Prosto ze składowiska rzeźb wchodzi się do parku. Niby zwykły park, ale raz po raz trafia się na kolejne rzeźby.
Tu jakieś szpule:
O, a tutaj takie połączenie:
Wszystko to razem wyglądało jak zmutowana Arkadia koło Nieborowa, czyli jest dobrze;>
Ta rzeźba miała tytuł "Eksploracja";> Została zrobiona w latach 70-tych.
Nad stawem kładka grozy;> Wąska i bez poręczy, a staw taki znowu płytki nie jest, o czym ostrzegają tabliczki.
Ale da się przejść.
Po drugiej stronie:
Na Puszczę Kozienicką przeznaczyłam parę godzin drugiego dnia trasy. Rano pogoda była fatalna, buro i ciemno. Rano pojechałam do muzeum w Chlewiskach, które pokażę w trzecim i ostatnim odcinku relacji z tej wycieczki. Gdy dojechałam do puszczy, nagle zrobiło się pięknie, jak na zamówienie. Aż trudno mi było uwierzyć, że poprzedniego dnia odśnieżałam cmentarze. Postanowiłam pojechać do tak zwanych Królewskich Źródeł, gdzie zrobiono ścieżkę przyrodniczą. Ścieżki przyrodnicze to świetna opcja na zwiedzanie. Są krótkie, więc można zrobić ich co najmniej dwie dziennie, co urozmaica trasę, no i dowiedzieć się czegoś z tablic. Zawsze to właśnie ich szukam w pierwszej kolejności na mapach różnych puszczy i parków narodowych czy krajobrazowych, choć chodzę też oczywiście zwykłymi szlakami. Od parkingu ruszyłam 3-kilometrową ścieżką "Królewskie Źródła":
Szybko wchodzi się na kładkę. Bardzo lubię kładki na szlakach. Chyba głównie dlatego, że wokół nich są ładne podmokłe tereny.
Rzeka Zagożdżonka i mostek nad nią:
Wieża widokowa:
Widok z wieży:
Kładka dochodzi do małej wiaty:
No i faktycznie, jest jakieś źródło;> Właśnie pod tą małą wiatą. To stąd wypływa rzeka Zagożdżanka, ale nie tylko, bo ma kilka zasilających ją źródeł. To nazywa się Królewskie, bo według legendy król Władysław Jagiełło pił z niego wodę podczas polowań (między innymi na tury) w Puszczy Kozienickiej.
Od źródła ścieżka przyrodnicza prowadzi już nie kładkami, tylko zwykłą drogą przez las.
Widujecie czasem w lesie drzewa z takimi nacięciami? Ja bardzo często, zwłaszcza w Puszczy Kampinoskiej. Można je tam zobaczyć na przykład przy żółtym szlaku z Piasków Królewskich na Krzywą Górę. Nacięcia to pozostałości po pozyskiwaniu żywicy. W Puszczy Kozienickiej też się pojawiły:
Tutaj jest wyjaśnione i pokazane, jak to działało:
A tutaj różne drogi i bezdroża Puszczy Kozienickiej. Tą drogą jechałam do Źródeł Królewskich po skręceniu z szosy Radom-Kozienice. Teraz jedzie się trochę naokoło, bo jest remont drogi. Są drogowskazy i nie ma kłopotu z trafieniem do celu. Droga gruntowa, ale bez wielkich trudności, tylko na ostatnim odcinku, tuż przed parkingiem, trzeba uważać na dziury giganty. Jedzie się tam dawną trasą kolejki wąskotorowej.
A tutaj zalew Siczki we wsi Siczki:
c.d.n.
"Trójwymiarowa" podłoga we dworze przepiękna ! "Brawo" końserwator zabytków !
OdpowiedzUsuń