piątek, 8 lipca 2016

Opuszczone miejsca i przyroda Wielkopolski, część 15

Kolorowa oficyna dworska pełna tapet i z dworem obok, a do tego opuszczona wioska i dwa dawne cmentarze ewangelickie w Nadwarciańskim Parku Krajobrazowym i w okolicach. Do tego szlak nad Wartą niedaleko Lądu rano i pod wieczór.






Kolorowy dwór (a może raczej Kolorową Oficynę) znalazłam na mapie, jeżdżąc od jednego dawnego cmentarza do drugiego. Postanowiłam przy okazji sprawdzić, co to takiego. Na miejscu okazało się, że miejsce jest opuszczone. Przy dworze, oficynie i dawnych zabudowaniach gospodarczych był sklep, a pod nim siedzieli miejscowi panowie i pili piwo. Zagadałam do nich na temat dworu, a potem poszłam się rozejrzeć. Najpierw zerknęłam na dawną oficynę, bo to chyba ona, a właściwy dwór jest obok:



Weszłam na piętro, ale ledwo się już ono trzyma na swoim miejscu, więc ostrzegam przed wspinaniem się tam. Nie próbujcie tego w domu, to znaczy w oficynie.



O dziwo, w środku były ładne pozostałości. Nie spektakularne, ale kolorowe i miłe dla oka. Tapety, jakiś zielony wazonik w rogu, piece, nawet zdarty do połowy obrazek z Matką Boską.















Potem podeszłam do dworu. Pochodzi z pierwszej połowy XIX wieku, przed wojną należał do pewnej żydowskiej rodziny, która potem wyjechała za granicę.




Budynek zamknięty, ale przez okna widać, że nic tam już raczej nie zostało:


Opuszczoną wieś O. też namierzyłam na mapie. Jest na terenie Nadwarciańskiego Parku Krajobrazowego. Wyglądało to bardzo ciekawie - stary cmentarz ewangelicki przy oznaczonej przerywaną linią dróżce, obok kilka białych kwadracików, czyli resztki dawnych gospodarstw. Zaparkowałam na poboczu i zaczęłam iść gruntową drogą zgodnie z mapą. Starałam się podczas majowej trasy nie ryzykować i nie jechać samochodem tam, gdzie mogę mieć problemy z piachem. Jak się okazało, dobrze zrobiłam. Droga szybko stała się bardzo piaszczysta i moje nieterenowe autko miałoby problemy. Ale póki co jeszcze było ok, leżały nawet płyty:


Czarna Struga:




Doszłam do miejsca, gdzie powinien być cmentarz. Krzaki bzu po lewej stronie to jeszcze nie było to, ale szybko doszłam do zarośniętego pagórka i zobaczyłam pierwszą mogiłę.




Na cmentarzu niewiele się już zachowało. Przedzierałam się przez krzaki, starając się znaleźć wszystkie pozostałości.








Potem poszłam szukać miejsc oznaczonych na mapie białymi kwadracikami. Zazwyczaj to oznacza, że nie ma już całego budynku, ale nie zawsze.



No i zobaczyłam. Kawałek muru, studnia, porzucone kopy siana i słupy energetyczne. Trochę jak w kampinoskim Karolinowie.






A to co? Może młyńskie koło?..


Kolejne miejsce po gospodarstwie, a tam jakaś drewniana szopa:



Nagle zobaczyłam z drogi, że w oddali na polu jest opuszczony domek schowany w kępie zieleni. Poszłam tam po błocie i rosie. Czasem białe kwadraciki na mapie oznaczają jednak budynki z dachem i ścianami:



Chatka była już bardzo zniszczona, ale raczej siłami natury, niż przez ludzi. Drzwi pomału osiadały w piasku, sufit wbijał klasyczny kredensik w podłogę. Ale na półce, stojącej już pod gołym niebem, przetrwały krople miętowe, a obok leżał pojedynczy but.



 







Kiedy wróciłam do samochodu, zorientowałam się, że nie mam mapy. Zgubiłam ją. A był dopiero początek dnia, który miałam spędzić całkowicie w Puszczy Pyzdrskiej, szukając cmentarzy tylko na podstawie tej mapy. Cóż, trzeba było wracać parę kilometrów i się rozglądać. Niestety wiał trochę wiatr, więc mogło zwiać mapę daleko. Sytuacja wydawała się niewesoła. Musiałam dojść aż do cmentarzyka. Na szczęście mapa tam była, w osłoniętym od wiatru miejscu. Zawisła na krzaku, kiedy przy powrocie wpadłam tam jeszcze na trochę poszukać kolejnych grobów.





Opuszczony cmentarz K. był dość niedaleko, też blisko Czarnej Strugi. Od drogi, gdzie zostawiłam samochód na poboczu, szło się znacznie krócej, choć miałam wrażenie, że mapa jednak czasem przekłamuje odległości i są w rzeczywistości nieco większe. Szło się piaszczystą drogą przez lasek.



Jak pisałam w odcinkach o Puszczy Pyzdrskiej, bardzo lubię uczucie towarzyszące zobaczeniu pierwszego grobu, kiedy szukam opuszczonego cmentarza. Potem pozostaje znaleźć wszystkie mogiły i porobić im zdjęcia. Ten cmentarz był lepiej zachowany, niż poprzedni.












Zanim odwiedziłam te miejsca, nocowałam w Lądzie w agroturystyce. Wybrałam ładnie położoną wieś, żeby móc robić zdjęcia rano i pod wieczór. Opłaciło się to:> Dzięki pięknej pogodzie oba spacery bardzo się udały. Obok mojej agroturystyki był Ośrodek Edukacji Leśnej w pałacu. Tuż za nim znalazłam pola rzepaku, z których w oddali wystawał komin dawnej cegielni. Blisko płynie Warta. Tak było późnym popołudniem:


Jakaś rekonstrukcja osady słowiańskiej czy coś w tym rodzaju:







Weszłam w ten rzepak, ale nie polecam tego, bo człowiek robi się żółty i trudno to doczyścić tak na szybko.





Pałac z ośrodkiem edukacji przyrodniczej. Trafiłam akurat na czas komunii i przez to nie dawało się nigdzie zjeść, a i znalezienie noclegu nie należało do łatwych zadań, bo wszędzie były przyjęcia. W pałacu też komunia i rodzina jedząca tort pod wypchanymi bażantami.


A tu opactwo cysterskie w Lądzie. Od tej strony dotarłam nad Wartę i poszłam kawałek szlakiem. Niestety, dało się iść tylko w jedną stronę, od drugiej szlak był zalany wodą.
 





Zbierało się na deszcz, ale w końcu nie dotarł do mnie. Widać było wyraźnie granicę dobrej i złej pogody, ze ścianą deszczu w oddali:














Następnego dnia o piątej rano znów byłam na posterunku. Poszłam w to samo miejsce nad Wartą.






































Tak było w parku pałacowym:



c.d.n.

3 komentarze:

  1. Już trzy lata minęły jak pani prowadzi bloga gratuluje pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękne zdjęcia,tutaj akurat rodzinne strony mojego Taty <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dworek in pierwszy cmentarz to znane mi miejsca, ciekawi mnie lokalizacja drugiego cmentarza?

    OdpowiedzUsuń