niedziela, 17 lipca 2016

Opuszczone miejsca i przyroda Wielkopolski, część 17

Opuszczony pałac z kopułami, porzucony zajazd z lat 70-tych, dwa zrujnowane dwory, w tym willa szwajcarska, rezerwat Meteoryt Morasko pod Poznaniem i kilka miejsc w Puszczy Zielonka.






Opuszczony pałac z kopułami nie jest zbyt stary, ma niespełna sto lat. Jednak jak widać, wiele się przez ten czas wydarzyło. Z pałacu została malownicza ruina.


Pałac podczas wojny był używany przez hitlerowców, po wojnie urządzono w nim mieszkania dla pracowników PGR-u. Czyli typowa historia polskiego zabytku. W latach 80-tych miał tu powstać jakiś ośrodek zdrowia, ale nadeszły przemiany ustrojowe i nic z tego ostatecznie nie wyszło. Od tamtej pory obiekt stoi opuszczony. Jest już tylko piękną ruiną, nie ocalało nic z dawnego wnętrza.



Z tą wieżyczką budowla wygląda jak z jakichś wschodnich baśni;>


A tak prezentują się obie wieżyczki z tyłu pałacu:








Serduszka ponaklejane na mur w środku pałacu:




Widok z pałacu na tereny, które pewnie należały kiedyś do PGR:



Kolejne resztki świetności:



I park pałacowy z ciekawym starym drzewem przy wjeździe:


Opuszczony zajazd powstał w latach 70-tych. W całej Wielkopolsce zbudowano wtedy prawie czterdzieści (!) takich podobnych do siebie przydrożnych hoteli, mających nawiązywać do staropolskich tradycji. Wiele z tych zajazdów wciąż działa, ale ten kilkanaście lat temu najwyraźniej nie wytrzymał próby czasu i został przejęty przez komornika.



Przez miejsce przetoczyło się już niestety parę pokoleń wandali i miłośników rozbijania butelek gdzie popadnie. Ale jakimś cudem wiatrak (obok zajazdu faktycznie stoi taki) namalowany na ścianie i napis "recepcja" przetrwały nienaruszone te wszystkie zawieruchy:



Gdy się trochę pogrzebie w pozostałościach, znajduje się pełno sztucznych kwiatów i trochę starych dokumentów. Jest nawet jedno zdjęcie.


"Dowód wewnętrzny" dotyczący warzyw i owoców;>













Opuszczona willa szwajcarska powstała pod koniec XIX wieku. Nazwa wzięła się od stylu, w jakim zaprojektowano budynek. Nie udało mi się znaleźć wiele na temat tego obiektu. Wygląda na to, że niedługo całkowicie się zawali.



Gdy udało mi się zajrzeć do środka od tyłu budynku (zawalona ściana), zobaczyłam resztki świetności:



Byli tu fani Tupaca:


Widać, gdzie kiedyś były schody. W necie można znaleźć zdjęcie sprzed paru lat, na którym jeszcze są na swoim miejscu. Przy dawnych drzwiach frontowych ostała się jedna kolumienka.


Czy raczej dwie kolumienki:>



Ładne drewniane wykończenia:


Dawny park dworski:



Dworek obok figury był niedostępny do zwiedzenia, więc obejrzałam go tylko od zewnątrz. Powstał w drugiej połowie XIX wieku, po wojnie był w tym miejscu PGR. Potem dworek przejęła Agencja Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa, a następnie pewna związana z rolnictwem spółka. Teraz budynek jest zabity dechami, czy raczej cegłami, zdjęcia robiłam przez ażurowy mur;> Swoją drogą ten sposób zabudowywania wejść do zdewastowanych zabytków jest ostatnio dosyć popularny. Parę tego przykładów widziałam zwłaszcza na Dolnym Śląsku.




Fragment zarośniętego parku dworskiego ze świętą figurą. Tuż obok jest jeszcze dworski staw.





Rezerwat Meteoryt Morasko jest na północnych peryferiach Poznania. Wpisuje się w nawigację ulicę Meteorytową, a na miejscu widać tuż przy drodze tablice informacyjne i parking. Po drugiej stronie jezdni od razu zaczyna się oznakowana ścieżka turystyczna. Jest bardzo krótka, a ja jeszcze skróciłam trasę z organizacyjnych względów. W każdym razie da się może w kwadrans czy dwadzieścia minut zobaczyć to, o co chodzi. Otóż w tym miejscu jakieś pięć tysięcy lat temu spadł żelazny meteoryt i narobił kraterów. W kraterach powstały jeziorka. Miejsce robi wrażenie, bo te kratery są faktycznie dobrze widoczne. Największy ma prawie sto metrów średnicy.







W rezerwacie wciąż znajdowane są fragmenty meteorytu Morasko. Największy, o wadze 300 kilogramów i długości 71 cm został odkryty dopiero w 2012 roku, a ostatnie znalezisko (174 kg) miało miejsce w 2015 roku, więc zapewne jeszcze coś się tutaj kryje ciekawego:>









Puszcza Zielonka była jednym z ostatnich miejsc, jakie obejrzałam podczas majowej trasy. Jeździłam od wsi do wsi, między jednym jeziorem a kolejnym, czasem trochę chodziłam po lesie, gdy znalazłam jakiś leśny parking. Na koniec odwiedziłam arboretum w Zielonce. Tak było, gdy jechałam od północy w kierunku Zielonki, a potem w Tucznie, dokąd dojechałam gruntową, leśną drogą od arboretum - da się to spokojnie zrobić.

















 A tak było w arboretum w Zielonce:

















c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz