piątek, 12 października 2018

Beskid Wyspowy i okolice, część 33

Tym razem wycieczka na terenach przez jednych zaliczanych do Beskidu Wyspowego, przez innych do Makowskiego, czyli na Kudłacze z Pcimia, potem na Łysinę i z powrotem do Kudłaczy i Pcimia. Jak to podczas pierwszego tygodnia wrześniowej trasy, zaczęło się mgliście, a skończyło słonecznie. Po drodze odwiedziłam jedno z nielicznych schronisk w tych rejonach, czyli schronisko na Kudłaczach.






Kudłacze to nazwa osiedla, można by powiedzieć przysiółka Pcimia. Położonego wysoko, na wysokości 680 m n.p.m. Był to cel mojej kolejnej wycieczki w Beskidach. Wyruszyłam około szóstej rano właśnie z Pcimia. Samochód zostawiłam na ulicy pod kościołem. Czy to właśnie ten Pcim z powiedzonka "Pcim Dolny"? Chyba tak, w Polsce jest najwyraźniej tylko jeden Pcim. Szlak żółty zaczynał się tuż obok, najpierw przeszłam przez mostek nad Rabą:




Szło się kawałek asfaltem przy jakichś zakładach i hurtowniach, a po tym nie za długim kawałku skręciłam w prawo w polną drogę.



Tam od razu było ładnie - wszędzie mgła:













Znów kawałeczek asfaltem, obok kapliczki i kopy siana wyglądającej jak postać:






Polna droga ze zdziczałymi sadami, pajęczynami, zagajnikami - moje ulubione klimaty w Beskidach. A we mgle to już w ogóle.


Takie polne drogi często są w czymś w rodzaju wąwozu, bo przez długie lata "wąwozy" zostały wyżłobione przez koła wozów.


Nie układałam tego, jabłka naprawdę często tak leżały na szlakach. Był podobno wyjątkowy urodzaj, a wręcz klęska urodzaju. Marnujące się owoce co kawałek.

















No i jest wejście w las:




Weszłam nad mgłę, pojawiło się słońce:






Mniej więcej w tym miejscu drogę przeciął mi psowaty szaro-beżowy zwierz i w ciszy zniknął gdzieś w lesie po prawej. Wyglądał jak wilk, choć teoretycznie mógł to być i zdziczały pies. Ale nie sądzę, one zachowują się i wyglądają inaczej. Jeszcze nie udało mi się zrobić zdjęcia wilka. To zwierzę było całkiem nie zainteresowane spotkaniem ze mną. Przeciwieństwo agresji. Musiał mnie widzieć, ale poszedł za swoimi sprawami.









Zauważyłam, ze pajęczyny często oplatają choinki w taki sposób:





Zobaczyłam drogowskaz prowadzący w lewo. Rzeczywiście, na mapie były zaznaczone jakieś skałki. Poszłam tam.


Są dwie zaskakująco duże skały. W bliskiej okolicy ich nie ma, a tu nagle coś takiego. Na końcu odnogi szlaku po jednej stronie...


...a na zboczu góry inny jeszcze duży kamień:


Wróciłam do żółtego szlaku na Kudłacze tą samą drogą.






Zaczęłam dochodzić do "cywilizacji". Na tej polance trwała budowa domu. To przysiółek Górniakowo, przynajmniej według mapy.


Duży grzyb, mój pradawny telefon dla porównania:>



Obok dużych domów asfaltem w lewo, wcześniej piknik i postój na tych ławeczkach po prawej. Słońce było już wysoko, ale jeszcze można było zobaczyć resztki mgieł przy górach.





Dochodzi się do miniszczytu góry Działek i skręca w prawo.



Potem trzeba iść asfaltówką przed siebie.













W pewnym momencie szlak skręca w górską ścieżkę do lasu i to już jest ostatnia prosta przed schroniskiem na Kudłaczach:








Zobaczyłam schronisko. Było jeszcze rano, więc obiad odłożyłam na później, tylko posiedziałam sobie trochę na ławkach przy miejscu na ognisko. Plan zakładał dojście na Łysinę, obejrzenie wojennych miejsc pamięci i powrót do schroniska na obiad.




Ruszyłam zielonym szlakiem w kierunku Przełęczy Suchej. Niespodziewanie pierwsi ludzie na szlaku - i konie:>






Gdzieś tutaj na zielonym usłyszałam coś, co brzmiało jak wycie wilków. Raz krótsze, raz długie. Czy to możliwe? Oczywiście teoretycznie mogło to być też wycie jakichś zdziczałych psów.





Piękne Ursusy pracujące w lesie:




Droga na przełęcz Suchą zajęła mi trochę więcej czasu, niż się spodziewałam. Na miejscu zrobiłam mały odpoczynek i obejrzałam tutejsze wojenne miejsca pamięci.




"Rzeczypospolita Raciechowicka" Armii Krajowej? Nie wiedziałam o niej. Jak "Rzeczpospolita Kampinoska".


Nad polaną w 1944 roku powstała baza partyzancka w lesie. Niedaleko są symboliczne mogiły, potem je pokażę.




Chwilę poleżałam sobie na ławkach, potem ruszyłam pod górkę żółtym z kolei odcinkiem szlaku na Łysinę:




Na górze skierowałam się czerwonym szlakiem z powrotem do schroniska, wypatrując przy ścieżce zaznaczonych na mapie wojennych mogił.





Jak się okazało, nie jest łatwo je namierzyć. Tak w ogóle wciąż nie wiem, czy znalazłam je wszystkie. W końcu zawróciłam, gdy zaczęło mi się słusznie wydawać, że chyba coś przegapiłam, bo idę i nadal nic nie widzę. No i faktycznie. W miejscu, gdzie droga robi się szersza i odchodzą inne ścieżki, jest taki mało widoczny drogowskaz:


Trzeba było iść boczną, nie oznakowaną ścieżką, a tam faktycznie były zaznaczone na mapie mogiły. Nie są przy samym szlaku.


Jest to podobno tylko symboliczna mogiła:



Kawałek dalej - następna:




Wróciłam do szlaku, zastanawiając się, czy czegoś jednak jeszcze nie przegapiłam. Nikt z obsługi schroniska ani spośród 4 spotkanych po drodze i w schronisku osób nie umiał mi nic na ten temat powiedzieć. Czy tam jest coś jeszcze, jakiś cmentarzyk lub trzeci grób?


A tak było w środku schroniska na Kudłaczach:






Obowiązkowe pierogi z jagodami:




Zając dosłownie w jednej zagrodzie z drobiem:>




Potem znowu poleżałam sobie trochę na ławach przy miejscu na ognisko. To pozwala o wiele bardziej zregenerować siły niż siedzenie. Zgodnie z planem wracałam do Pcimia i samochodu czarnym szlakiem. Prowadził w większości przez przysiółki Pcimia.













Kawałek lasem:








Przy kapliczce polna droga skręca w prawo do lasu i to już ostatnia prosta przed Pcimiem.








Na koniec widok z okna bardzo fajnego pensjonatu w Rabce, gdzie potem nocowałam:>



c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz