Mazowiecka piramida w szczerym polu, która okazała się grobowcem z połowy XIX wieku i dwa inne opuszczone cmentarze, w tym jeden, do którego trzeba było wchodzić przez ścianę z krzaczorów.
Do cmentarza z piramidą jechałam, nie wiedząc, co dokładnie na nim jest. Zaparkowałam przy jakiejś zamienionej w lodowisko bocznej drodze i zauważyłam charakterystyczne skupisko starych drzew. Gdy szuka się cmentarza albo opuszczonego dworu, warto sprawdzać takie skupiska. Podchodziłam przez pole i zobaczyłam coś stożkowatego między drzewami. Pomyślałam, że to pewnie jakaś sterta gałęzi czy kupa gnoju, bo niestety różne rzeczy widzi się na cmentarzach.
Ale to była mazowiecka piramida;> Można się poczuć niby ten Indiana Jones;>
Piramida pochodzi najwyraźniej z połowy XIX wieku. Tak przynajmniej głosi napis na pobliskim pomniku. Na piramidzie nie ma żadnych napisów, więc pewnie do niej się to odnosi. "Julianowi Skarzyńskiemu dziedzicowi dóbr Studzieniec wdzięczny syn poświęca, prosząc o westchnienie. Żył lat 69. t.d. 21 stycznia 1854".
Niestety w piramidzie była wyryta spora dziura. Najwyraźniej ktoś tu się już kiedyś poczuł jak Indiana Jones. W środku - sterta kamieni.
Poza piramidą i pomnikiem z napisem na całym sporym terenie cmentarza jest jeszcze tylko jeden pomnik, niejakiego Karola Macanki, kimkolwiek był:>
Ogrodzenie z kamieni podobno budował sam syn, ten który wystawił piramidę. Zachowało się w bardzo dobrym stanie. Tutaj leży na nim coś, co wygląda jak fragment nagrobka:
Cmentarz ewangelicki G. znajduje się przy ruchliwej drodze. Jest tu sporo okazałych pomników, także z XIX wieku. Osadnicy osiedlali się w tej miejscowości od XVIII wieku, najstarsze nagrobki na cmentarzu pochodzą z wieku XIX.
Jak to często bywa, tuż przy cmentarzu ewangelickim toczy się już jakieś nowe życie i zaczyna czasem wkraczać na sam cmentarz. Skrajny tego przykład widziałam właśnie podczas tej trasy, pokażę w kolejnych odcinkach. Ktoś miał cmentarzyk dosłownie na podwórku i zbudował tam stodołę, ale spłonęła od pioruna przy najbliższej burzy - przynajmniej według opowieści niektórych mieszkańców okolicy.
Tyle zostało z metalowego krzyża:
Tutaj też resztki metalowego krzyża:
Cmentarz P. okazał się największym wyzwaniem podczas tej trasy. Co prawda dzięki przygotowaniom z mapami w domu namierzyłam go bez kłopotu, chociaż był schowany daleko na polu, ale schody zaczęły się potem. Poszłam przez pole w kierunku kępy drzew, z której wystawał krzyż:
Tuż obok cmentarza wypłoszyłam stado kilkunastu saren, które coś sobie wyjadały z pola. Obchodziłam cmentarz dookoła. Jak tu wejść w ten gąszcz?
Okazało się, że nie ma żadnego wejścia. Trzeba przedzierać się przez zbite krzaczory. Znalazłam jako tako lepsze miejsce do tego i powoli dogrzebywałam się do kolejnych pomników. Do samego krzyża nie dałam rady dojść.
Jak widać, całkiem sporo się tam zachowało.
Najciekawszy pomnik, około dwumetrowa stela:
W gąszczu natknęłam się na jakieś ptasie gniazdo:
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz