poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Mazowieckie cmentarze ewangelickie i nie tylko, czyli wzdłuż Wisły do Płocka i z powrotem część 5

Cmentarz olenderski z dwiema porcelankami na grobie dzieci, które utonęły w jeziorze w 1935 roku, ruina dawnego domu modlitwy z kolorowymi szlaczkami, dwa kolejne cmentarzyki, w tym jeden mariawicki, a do tego nadwiślańskie widoki z końcówki zimy na zalane tereny między wałem wiślanym a rzeką.

 



 

Cmentarz olenderski obok mostu był jednym z najciekawszych spotkanych podczas tej trasy, głównie dzięki zachowanej mogile z porcelankami. Oto mostek nad małym kanałem tuż obok:


Osadnicy olenderscy mieszkali tu od lat 80-tych XVIII wieku. Trudnili się uprawą buraków cukrowych, wyrobem serów holenderskich. We wsi zachowały się przykłady zabudowań olenderskich. Między dzisiejszą szosą a cmentarzem był kiedyś podobno ("Katalog zabytków osadnictwa olenderskiego na Mazowszu", Jerzy Szałygin) drewniany zbór, który w 1945 roku spłonął. Dziś mniej więcej w tym miejscu znajduje się mały sklep spożywczy:


To niestety widać. Amatorzy tanich trunków upodobali sobie ten cmentarz i uparcie zostawiają tutaj swoje flaszki. Dołączyli do nich ochoczo inni śmieciarze, niektórzy zadali sobie trud zaniesienia dokładnie na teren cmentarza swoich pokaźnych worków z odpadami. Przy gruncie był jeszcze lekki mróz i butelki były przymarznięte, niektórych nie szło oderwać od ziemi. Ale w sklepie udało się kupić za niecałą złotówkę dwie duże plastikowe torby i gumowe rękawiczki. Torby wypełniły się śmieciami, tymi, które dało się oderwać od ziemi. Potem sprzedawczyni włożyła to do jakichś przepisowych worków na śmieci. Niestety zapewne teraz jest tam już dokładnie tak jak było. Ale wszystko to nie zmienia faktu, że na cmentarzu sporo się zachowało i było co oglądać.




Oto jeden z najciekawszych nagrobków, wywrócony pomnik dwójki nastolatków ze względnie dobrze - jak na te cmentarze - zachowanymi porcelankami. Anna i Henio Birke "zginęli śmiercią tragiczną" w ostatni dzień lipca 1935 roku. Anna miała 17 lat, a Henio 11. Zastanawiałam się,. co mogło się stać, może utonęli w Wiśle?

Ktoś z czytelników tego bloga podrzucił mi bardzo ciekawy link związany z tym wydarzeniem. Okazuje się, że faktycznie dzieci utonęły, a z nimi kobieta, która próbowała je ratować, ale stało się to w nieco innych okolicznościach. W jeziorze, nie w Wiśle, choć może chodziło o starorzecza Wisły?

"Przebieg wypadku przedstawiał się następująco" Po jeziorze płynęli jednoosobowym kajakiem rodzeństwo Birke z Warszawy - 17-letnia Anna i 11-letni Henryk. Podczas przejażdżki zaproszono do kajaka jeszcze 17-letniego Leopolda Millera. Całe towarzystwo bawiło się doskonale. W pewnej chwili - z powodu zbyt gwałtownych ruchów Henryka Birke kajak się wywrócił i wszyscy wpadli do wody. Wypadek ten zauważyła niejaka Paulina Rossel i wsiadła do łódki, płynąc z pomocą tonącym. Rossel jednakże nie umiała ani wiosłować ani pływać. Wskutek nieodpowiedniego ruchu przewróciła łódkę i wpadła do wody. Zdołano uratować jedynie Leopolda Millera, inni utonęli i po kilkugodzinnych poszukiwaniach wyłowiono już tylko ich zwłoki". (Ostatnie Wiadomości Grodzieńskie. Gazeta poranna dla wszystkich)








Kolejny dobrze zachowany polski napis, znów epittafium dla dzieci:















Czasami spotykana forma nagrobka niemieckiego, w formie otwartej księgi:























Jadąc na kolejny cmentarz, już pod koniec dnia, przypadkiem zauważyłam przy drodze ruinę murowanego budynku. Na tablicach informacyjnych przeczytałam, że to zbór mennonitów z 1864 roku. Choć w tej wsi jako pierwsi osiedlali się pod koniec XVIII wieku koloniści wyznania ewangelicko-augsburskiego, to miejsce to stało się na początku XIX wieku ważnym ośrodkiem mennonitów. Potem wymieszali się między sobą, jak to bywało.


Nie dało się wejść do środka nie ryzykując uszkodzenia niczego, więc ostatecznie powspinałam się troszkę do dziur w oknach. Zachował się kolorowy wzorek dookoła wnętrza. Wyposażenia chyba już nie ma.


Kawałek dalej położony jest cmentarz. Zachowało się trochę nagrobków, a nawet fragmenty ogrodzenia.






Znów uszkodzona porcelanka, wyglądająca na rozbitą rozmyślnie. Widać kawałek ubrania zmarłego ze zdjęcia, z dwoma rzędami guzików.



Tak jak w przypadku pokazanego wyżej cmentarza, jest tutaj nagrobek w formie otwartej księgi:



Grube drzewo pośrodku słabo zachowanego nagrobka, już tylko "zielonego prostokąta". Może kiedyś zostało posadzone na czyimś grobie i po stu latach tak to wygląda.







Znów "otwarta księga", tym razem podwójna, po jednej dla jednego zmarłego:










Cmentarz mariawicki N. jest rzadziej spotykanym przykładem miejsca, w którym na terenie starej nekropolii (choć ne aż tak starej, założona została na początku XX wieku) chowało się zmarłych także współcześnie. Miejsce jest nie ogrodzone, wygląda dosyć... nieoficjalnie:> Ale ktoś o nie dba, są tutaj groby wyglądające jak przeniesione ze zwykłego cmentarza parafialnego. Najnowszy pochówek miał miejsce chyba w 1981 roku. Tuż obok są bardzo słabo zachowane fragmenty nagrobków sprzed lat. Ta część jest zarośnięta, zupełnie inna. Tak wygląda dróżka na cmentarz prowadząca od asfaltówki:














Tu te nieliczne pozostałości dawnych pomników:




Od Warszawy do Płocka jechałam wzdłuż Wisły, starając się znajdować dojazdy do wału wiślanego i rzeki. Najładniej było w gminie Słubice. Siedem lat temu była tam wielka powódź, ale z rozmowy z jednym z mieszkańców dowiedziałam się, że większość domów jakoś to przetrwała. A najlepiej te, które zostały zbudowane na małych górkach, tak jak robili to olendrzy.



Poszłam kawałek wałem. Po prawej stronie w odległości może kilkudziesięciu czy stu metrów płynie Wisła, ale tereny z drzewami między rzeką a wałem zostały zalane i w lutym były jeszcze zamarznięte.




Tu druga strona wału:


A tutaj "wiślana" strona wału i jeden z najładniejszych widoków, jakie tam zastałam: wielki, stary dąb cały otoczony zamarzniętą wodą.




Kawałek dalej, też zalane tereny między rzeką a wałem.








c.d.n.

5 komentarzy:

  1. http://pbc.biaman.pl/Content/43203/Ostatnnie%20Wiadomo%C5%9Bci%20Grodzie%C5%84skie_nr_219_09.08.1935.pdf Str. 1 "Straszna katastrofa na jeziorze" o Annie i Heniu Birke.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niektórzy to chyba z przyzwyczajenia wyrzucają śmieci w lesie,czy też na terenie opuszczonych cmentarzy. Każda gmina ma obowiązek odebrania od mieszkańców śmieci,zatem dziwię się,że są one wyrzucane w odludne miejsca. Ludzie czasami postępują bezmyślnie.
    Jeżeli dobrze pamiętam,to w okolicach wsi Kirsztajnów,która leży niedaleko zachodnich krańców Puszczy Kampinoskiej,jest mały lasek,w którym leży sterta śmieci. I to chyba od dłuższego czasu. A najgorsze jest to,że te śmieci leżą wzdłuż zielonego pieszego szlaku na odcinku Żelazowa Wola - Borowa Góra. I nikt tego nie sprząta. Ręce opadają...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za bardzo ciekawy wpis! Rzeczywiście dzieci utonęły, ale jak się okazuje na jeziorze, a nie w Wiśle. Dodałam cytaty z gazety do wpisu.

    OdpowiedzUsuń
  4. A może to jezioro to właśnie starorzecza Wisły?

    OdpowiedzUsuń
  5. Na Twojego bloga trafiłam bodajże dwa dni temu i przepadłam. Czytam i czytam. Nadrabiam zaległości. Piękne zdjęcia i ciekawie opowiadasz. Wielu miejsc nie znam. Ja głównie poruszam się w okolicach Ostrowa Wielkopolskiego czy też okolice Śląska ( Gliwice, Katowice, Jaworzno). Wiele z miejsc które opisałaś sama chętnie bym zwiedziła. Może kiedyś uda mi się choć część z nich zobaczyć.

    Pozdrawiam

    P.S Jeśli masz ochotę zapraszam na mojego bloga o opuszczonych miejscach

    http://gleam-oblivion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń