piątek, 19 sierpnia 2016

Opuszczone miejsca zachodniego Mazowsza, część 3

Opuszczony dom z bożonarodzeniowym stołem i wagą, chatka z widelcem, dom z religijnymi zapiskami, ruiny dworu Kim Ir Sena, plantacja czereśni i różne bezdroża.






Domek ze świątecznym stołem znalazłam w malutkiej wsi na końcu świata (przynajmniej tego mazowieckiego), do której pojechałam ze względu na ciekawą nazwę.


Okazał się niby typowy, a jednak wyjątkowy. Święte obrazy, połuszczone tapety, resztki mebli i lampka ze szkiełek, taka, jaką znajdowałam już w niejednym porzuconym domku. W dawnej kuchni - Jezus na stole:






Kolejne pomieszczenie, z zielonymi ścianami i następnymi świętymi obrazami:



Opuszczonej wagi jeszcze nie widziałam. Ta stała przy rozbitym oknie ze stale powiewającą na wietrze i wybrzuszającą się firanką.






Najlepsze okazało się ostatnie pomieszczenie, dawny "duży pokój". Pewnie na zdjęciach tak do końca tego nie widać, ale miał tak ciekawy nastrój, że wciąż często mi się to przypomina. Na środku stał stół z ozdobami bożonarodzeniowymi, wokół niego wciąż były rozstawione krzesła. Wyglądało to tak, jakby mieszkańcy dopiero wyszli, ale ciemny grzyb na ścianach nie pozostawiał wątpliwości, że od dawna nikogo tu nie było.










Dom z futrem stał na środku zarośniętego pola blisko wiejskiego sklepu spożywczego. Był już bardzo zniszczony, woda z dachu lała się do środka, trzeba było uważać na podłogę.



W środku - kolekcja słoików i futro:


Zielony, ciemny i zgniły pokój z dewocjonaliami i barłogiem:



 W kolejnym pomieszczeniu klasyczna meblościanka:


A na niej kolejne dewocjonalia:


Jak również religijne zapiski. "Jehowa to wspaniały stwórca".





Dom z widelcem też stał na uboczu miejscowości. Opuszczone chatki często są poza wsią, oddalone od innych zabudowań, chociaż oczywiście nie zawsze. W środku na pierwszy rzut oka już tylko gruz i zakurzone butelki, ale jednak nie tylko.


Na parapecie - sól, pan w czerwonym swetrze i kubek.



Nie ustawiałam tego - widelec naprawdę tak sobie lewitował:



Ruiny dworu Kim Ir Sena znalazłam przypadkowo. Jakoś tak coś mnie tknęło, żeby pojechać zniszczoną drogą za wieś no i zobaczyłam to:


Dwór został zbudowany w pierwszej połowie XIX-go wieku. Powojenne losy budynku były bardzo oryginalne. Otóż działała tu spółdzielnia, którą podobno odwiedził kiedyś Kim Ir Sen. W latach 90-tych dwór spłonął.


W krzakach za ruinami - nagle psychodeliczne coś z alfabetem:> Zapamiętałam to jako koło ratunkowe, już nie wiem teraz po tych paru miesiącach czemu, ale tu  mi ktoś przytomnie pisze, że to deska klozetowa:>



Niedaleko koła ratunkowego na innym krzaku wisiał wiklinowy koszyczek:





Weszłam do "środka" ruin, jeśli można tak powiedzieć.


Jedyna pozostałość - różowe kafelki:






Na koniec coś z zupełnie innej pory roku (dwór zwiedzałam zimą), czyli zachodniomazowieckie bezdroża wczesnym latem:


Czereśniowa plantacja:





Zawsze gdy jestem w okolicach Radziejowic, zaglądam do parku pałacowego i tego mniejszego, po drugiej stronie drogi.



Rzeźba Józefa Wilkonia "Arka" w tym parku, widoczna na zdjęciu powyżej.



Zegar słoneczny przy pałacu. Wcześniej nie zauważyłam tego baranka:


Tablica z nazwą miejscowości znaleziona przypadkiem po drodze:>


No i ciekawostka z okolic właśnie tej wsi - ogrodzony teren przy szosie z mnóstwem brzóz pochylonych w jednych stronę, jakby zgiętych wiatrem:



c.d.n.

14 komentarzy:

  1. Zazdroszczę, szczerze zazdroszczę. Zawsze chcialam znelzc wlasnie taki opuszczony dom, jeszcze nigdy mi się nie udało. Unikatowe zdjęcia. Pozdrawiam!

    https://uwiecznij-chwile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze zastanawia mnie jedno - dlaczego ludzie opuszczają domy? Wyjeżdżają za granicę, umierają i nie mają nikogo, kogo interesowałaby ich materialna spuścizna? Dlaczego nie zawsze zabierane są zdjęcia, pamiątki po sakramentach, sakralne elementy wystroju wnętrz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to zastanawia, ale gdyby nie to, że ktoś to wszystko zostawił, dziś nie byłoby opuszczonych domów z takimi skarbami wewnątrz, a tym samym tego bloga. Z drugiej strony ta niepewność i niewiedza stanowi dla nas tajemnicę, o której wiedzą tylko właściciele posesji żyjący lub już nie i o to w tym wszystkim chodzi.

      Usuń
    2. Każda sytuacja jest inna. Gadałam z wieloma "spadkobiercami" tych domów, więc trochę się na ten temat dowiedziałam. Bardzo często powodem zostawienia wszystkiego w środku jest obojętność wobec tych rzeczy. Nie oceniam tego - sama nie jestem zbieraczem pamiątek. Z drugiej strony czasem się dziwię, że komuś obojętne jest zostawienie ich na pastwę losu w budynku bez okien czy z wyważonymi drzwiami, gdzie przecież każdy może wejść i robić popijawy czy demolkę. Raz po wyjściu z domu spotkałam takich spadkobierców i zaczęłam im mówić, że w tej ruderze jest pełno przedwojennych zdjęć. A oni na to, że to przecież nie jest im to do niczego potrzebne. Czasem jest też tak, że dom ma paradoksalnie zbyt wielu spadkobierców i nie mogą się dogadać, co z nim robić. Spotkałam się z przypadkiem, w którym jedni krewni wzywali policję, kiedy drudzy próbowali wejść do domu, będącego w części także ich własnością. Innym razem wszyscy umierają i dom stoi bez znanego właściciela. No a czasami domki są pilnowane i zamknięte, a właściciel czy opiekun przynosi klucz i dopiero się wchodzi.

      Usuń
    3. Mnie z kolei wręcz bawi stos rzeczy rzekomo sakralnych pozostawionych na pastwę losu - coś w stylu "biorę udział w sakramentach, ale pamiątki po nich są mi zbędne, obrazy przedstawiające świętych też, więc pal licho, co się z nimi stanie". Zawsze dziwi mnie taka obojętność wobec rzeczy, zwłaszcza jeżeli są to zdjęcia albo przedmioty należące do dzieci, np. zabawki. Szalenie mnie to dziwi. Tak jak napisała Pani Zofia, przecież teoretycznie każdy ma do nich dostęp. Dziwnie czułabym się wiedząc, że ktoś np. ogląda pieczołowicie zbierane przeze mnie wartościowe książki albo zabiera z opuszczonego przeze mnie domu rzeczy należące do moich zmarłych już bliskich, którzy przecież byli ważni dla mnie.

      Usuń
    4. Z tymi dewocjonaliami to jest akurat osobny rozdział. Są jednymi z najczęściej znajdowanych rzeczy w opuszczonych domach nie tlyko dlatego, że mieszkali tam zazwyczaj starsi ludzie. Spadkobiercy zostawiają te obrazy, bo sami nie chcieliby, żeby wisiały w domu, a głupio wyrzucić. No a szabrownikom nie są potrzebne.

      Usuń
    5. Znam niemałe grono osób, które mają istnego fioła na punkcie takich obrazów i chętnie kupują je za niemałe pieniądze. Gdy pokazałam im Pani bloga byli w szoku, że ludzie zostawiają te obrazy ot tak, na życzliwość losu licząc. Dziwi mnie to - wyrzucić szkoda, ale po cholerę mają w domu wisieć. Zawsze zastanawia mnie nierealna sytuacja - reakcja ludzi mieszkających w opuszczonym już domu na jego obecny stan.

      Usuń
    6. Ludzie umierali młodzi wyjeżdżali nie mieli dzieci rodzina umarła i tak właśnie zostają opuszczone domy które zabiera gmina albo miasto od tego właśnie powodu zostają meble i inne rzeczy

      Usuń
    7. Słowem - każdy dom ma swoją własną, nierzadko niepowtarzalną, historię. :)

      Usuń
    8. To prawda pozdrawiam

      Usuń
  3. To nie koło ratunkowe tylko deska sedesowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha chyba masz rację. byłam tam juz pół roku temu i zapamiętałam to jako koło, już sama nie wiem czmeu. może to było jakieś takie wymyślne koło? ale pewnie faktycznie jednak gruba deska, kształt sie zgadza:> dzięki

      Usuń
  4. Fajne miejsce, nadaje temu wszystkiemu taką mroczność. No i przede wszystkim super zdjęcia! Powodzenia w dalszych podróżach i czekam na kolejne wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszamu na facebooka "Eksploratorzy z Katowic" tam również możecie pooglądać opuszczone miejsca ze Śląska i nie tylko.

    OdpowiedzUsuń