piątek, 18 marca 2016

Opuszczone miejsca w Puszczy Kampinoskiej i nie tylko, część 43

Cały czas okazuje się, że pewne niesamowite miejsca i historie związane z Puszczą Kampinoską wciąż zostały mi do odkrycia. Tak było z pewnym dawniej tętniącym życiem, a dziś prawie całkiem wyludnionym, stosunkowo niewielkim fragmentem bliskich okolic puszczy. Trafiłam tam na opuszczony dom, w którym doszło do morderstwa. Dziś przed zdewastowanym budynkiem pod przydrożnym krzyżem leży cmentarny portret ofiary zbrodni - dawnego właściciela domu. Wybrałam się też na poszukiwania pozostałości po gospodarstwie pewnej czytelniczki tego bloga. Na koniec kampinoski "krzywy las", mało znany rezerwat "Czarna Woda" i okolice.




 

Wiedziałam już wcześniej, że w tej okolicy jest dom, gdzie ponad dwadzieścia lat temu zamordowano właściciela i od tamtej pory gospodarstwo jest opuszczone. Ale przez pewne nieporozumienie myślałam, że chodzi o inny budynek. Przypadkiem jednak natrafiłam i na ten właściwy. Gdy zobaczyłam, jak wyłania się z bagien, nie wiedziałam, że to właśnie to miejsce, więc mogłam je oglądać nie sugerując się niczym.


Obok budynku, już dawno pozbawionego szyb i framug, stał przydrożny krzyż. A pod nim - jak na cmentarzu. Miejsce na kwiaty, coś w rodzaju cmentarnego wazonu i stary, trumienny portret mężczyzny, jak gdyby wyjęty z nagrobka.







W domu napisałam do pewnej mieszkanki okolicy z pytaniem, czy zna tego pana. Wtedy dowiedziałam się, że to właśnie był ten dom z morderstwem! A portret przedstawia zabitego pana J.

"W tym domu mieszkał samotny "stary kawaler". W okolicy panowała opinia, że z gospodarki uciułał trochę grosza. I tak oto któregoś dnia rano (chyba w 1994 roku) przyszedł do niego w jakiejś sprawie najbliżej, chociaż wcale nie blisko mieszkający sąsiad. Zastał zamknięte drzwi wejściowe z kluczem tkwiącym w zamku z zewnątrz. Sąsiad, myśląc, że gospodarz jest gdzieś w obejściu wrócił do domu i po pewnym czasie przyszedł ponownie i zastał tę samą sytuację. Zaczął rozglądać się po podwórku i zobaczył ślady krwi na wierzejach stodoły.Otworzył drzwi do domu i zastał w nim skrępowane, zmaltretowane ciało pana J. Prawdopodobnie pastwiono się nad nim kilka godzin. Sprawców chyba nie znaleziono, ale nie wiem tego na pewno."


Rozmawiałam potem na ten temat z innym mieszkańcem okolicy. Gdy tylko wspomniałam o opuszczonym, osamotnionym gospodarstwie na bagnach, zaczął o tym mówić. Jego zdaniem J. zginął, bo "handlował z Mongołami". Ponoć wdał się w jakieś interesy z ludźmi z Kazachstanu. Według mieszkańca coś poszło nie tak i ci ludzie przyjechali. Portrecik podobno przyniosła w to miejsce siostra ofiary. "Była tu i J. jest" - powiedział mieszkaniec.


Ale póki co jeszcze nie wiedziałam, o co chodzi. Obeszłam najpierw budynek dookoła, dopiero potem weszłam do środka.




W środku było dziwnie. Cały sufit - właśnie sufit, nie dach - zawalił się do środka. Podłogę pokrywały białe cegły. Dach był na swoim miejscu. Ciekawe, jak się coś takiego stało. Nie było mowy o zachowaniu pierwotnego układu pomieszczeń, same ściany i wmurowane w nie piece. W końcu od ponad 20 lat nikt tam nie mieszka, a odosobnione położenie budynku pewnie kusiło złodziei. Ale mimo wszystko zauważyłam w gruzie papiery, pocztówki, notatki, święte obrazki.











Kiedy robiłam zdjęcia pozostawionym w domu pocztówkom, zrobiło mi się słabo i musiałam stamtąd wyjść. Potem zresztą wróciłam, bo jeszcze coś było do odgrzebania w gruzie, sfotografowania i odłożenia na miejsce. Za drugim razem już nic mi nie było.

















W okolicy nie brakowało resztek gospodarstw, prawdopodobnie dawno temu sprzedanych do parku. Klimat jak w Ławach, a to tutaj to przecież zupełnie nieznane miejsce.




Ostał się wychodek i muszla klozetowa w środku:>





Poszłam dawną wiejską drogą dalej, napotykając na kolejne resztki gospodarstw - podmurówki, słupki, owocowe krzewy i piwniczki, gdzie teraz mieszkają nietoperze. Droga przez bagna była dość łatwa do przejścia mimo pory roztopów, tylko w jednym miejscu na środku utworzyło się spore bajoro i musiałam obchodzić je bokiem.









Po lewej słupki - kolejny znak, że była tu wieś:











Niedawno rozmawiałam w necie z pewną dawną mieszkanką Puszczy Kampinoskiej. Opowiadała, że jest w lesie miejsce, gdzie mieszkała jako dziecko z rodziną. Dziś wszystko jest zapomniane i zarośnięte, sprzedane do parku aż 37 lat temu. Bo wykupy gruntów zaczęły się jeszcze za czasów PRL. Dzięki wskazówkom mieszkanki (pozdrawiam!) dotarłam do tego miejsca. Trzeba było iść boczną dróżką z jednej ze wsi na bagna.






Trochę błądziłam, dziś teren dawnej wsi jest dziki i przypomina jakieś syberyjskie ostępy, ale ostatecznie znalazłam polanę z resztkami gospodarstwa. Cały czas lał deszcz.



Doszłam do polanki z cembrowiną:


"Po posesji prawie nie ma znaku.Moi rodzice sprzedali gospodarstwo do Parku w 1979 roku (ja miałam 6 lat), dlatego nie pamiętam już jak dokładnie wyglądały zabudowania sąsiadów. Bardzo rzadko wracam w to miejsce-raz na kilka lat. Ale w mojej pamięci pozostały obrazy z najwcześniejszego dzieciństwa" - pisze mieszkanka.

Okazało się, że w rejonie tej polany było kilka domków należących do różnych osób z tej samej rodziny, stała nawet kapliczka, po której został dziś tylko kamienny postument, nie odnaleziony przeze mnie.


Dziś w studni same śmieci:


Drzewka owocowe - to po nich można dziś rozpoznać miejsca po gospodarstwach.




Tuż obok podmokłe tereny:


Wracając do cywilizacji, zobaczyłam pośrodku mokradeł spory drewniany budynek. Fatamorgana czy co? Okazało się, że to opuszczony, chociaż zamknięty domek.



Na ganku - sztuczna małpa w klatce. Trudno byłoby się tego spodziewać w takich ostępach:>


Przez okno widać, że niewiele się ostało:



Na koniec - zimowa, a częściowo też robiona wiosną trasa po północno-wschodniej części puszczy. W styczniu wyruszyłam z parkingu w Starej Dąbrowie i poszłam na północ do rejonu wsi Gać.







Tam wchodzi się na szlak zielony, prowadzący na zachód przez obszar ochrony ścisłej "Czarna Woda".


 W maju zaczynałam tę trasę od wsi Gać:






















Gdy pomału dochodzi się już do leśniczówki Wilków, po lewej stronie szlaku widać fragment lasu zwany Tańczącym Borem. Rzeczywiście, drzewa są tutaj w paru miejscach wygięte we wschodnią stronę. Nie aż tak, jak w zachodniopomorskim pod Gryfinem, gdzie byłam rok temu (relacja TU), ale  też widać deformację. Byłam tam i w styczniu, i w maju.







Dochodzi się do żółtego szlaku prowadzącego tu z Górek, czyli drogi dostępnej też dla samochodów. Potem szłam zielonym szlakiem dalej na zachód.





















 Dochodzi się do mało znanych Poleskich Dębów. Najlepiej oczywiście oglądać je w porze bez liści, gdy widać kształty drzew.





Przypominają dęby w kampinoskim rezerwacie Karpaty.











Doszłam do tak zwanego Dennego Lasu. W maju od razu poszłam wtedy na Nowe Polesie, zimą zaczęłam kierować się Drogą Secemką do Starej Dąbrowy, mijając żołnierską mogiłę.








Drzewo na Drodze Secemce:


No i cóż, do dziś się zastanawiam, jak ja to zrobiłam. Pamiętam, że po jakimś czasie doszłam do tej samochodowo przejezdnej drogi na Górki oznaczonej jako żółty szlak i zaczęłam iść w prawo, na południe, wychodząc z lasu od prawej strony tej samochodowej drogi. Dość szybko jednak zobaczyłam po prawej stronie wejście do Czarnej Wody. Czyli szłam na północ, myśląc, że idę na południe. Nie wiem, jak to możliwe, że trafiłam wtedy z powrotem w to samo miejsce:> Na szczęście gdy zaczęłam wracać, doszłam już normalnie do Górek bez kolejnych przygód.





Niebieski szlak prowadzi przez przydrożne wydmy w kierunku parkingu przy harcerskim zamkniętym ośrodku:



W pewnym miejscu niemal na środku drogi pojawia się żołnierska mogiła:


A gdy niedaleko tego miejsca spojrzałam w głąb lasu, zobaczyłam w miejscu, gdzie nie prowadziła przecież żadna droga, kolejną schowaną między drzewami mogiłę. Relacja osoby z sąsiedztwa na temat tych grobów: "Wiem, że w pobliżu szkoły jest mogiła jakiegoś oficera z kampanii wrześniowej. Była tam tabliczka z danymi tego żołnierza. W Puszczy jak zapewne Pani widziała jest wiele takich miejsc. Nie zawsze w tych mogiłach spoczywają kości poległych. Często są to miejsca ich pierwszego spoczynku. Zaraz po wojnie wiele z tych ciał ekshumowano i pochowano na pobliskich cmentarzach w Leoncinie, Kampinosie... Często, a właściwie najczęściej jako NN. O mogiły dbają harcerze, ale i miejscowa ludność o nich pamięta. Moi rodzice pamiętali często, w którym grobie ilu ich leżało,bo jako nastolatkowie bywali świadkami ich "prowizorycznego" pochówku".


c.d.n.

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam Twojego bloga. Podróżuj jak najwięcej i zdawaj nam - leniom siedzącym przy komputerach - relację! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja mam inne zdania, chłam i zaśmiecanie netu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale ciekawa zagadka kriminalna z tym panem

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdzie znajduje się dom w którym doszło do morderstwa?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jedną z reguł urbexu jest nie podawanie lokalizacji obiektów :)
    Anonimowe komentarze z hejtem to dopiero skarb ;)
    Dla mnie blog jest bardzo ciekawy. Dużo informacji, zdjęć i historii. Brawo :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Poleskie Dęby robią wrażenie. Dorodnych dębów jest tam chyba ponad 10 sztuk,jak dobrze pamiętam. Oczywiście tych widocznych,bo jak tam byłem,to nie schodziłem z zielonego szlaku,żeby je wszystkie policzyć.

    OdpowiedzUsuń