Wiedziałam już wcześniej, że w tej okolicy jest dom, gdzie ponad dwadzieścia lat temu zamordowano właściciela i od tamtej pory gospodarstwo jest opuszczone. Ale przez pewne nieporozumienie myślałam, że chodzi o inny budynek. Przypadkiem jednak natrafiłam i na ten właściwy. Gdy zobaczyłam, jak wyłania się z bagien, nie wiedziałam, że to właśnie to miejsce, więc mogłam je oglądać nie sugerując się niczym.
Obok budynku, już dawno pozbawionego szyb i framug, stał przydrożny krzyż. A pod nim - jak na cmentarzu. Miejsce na kwiaty, coś w rodzaju cmentarnego wazonu i stary, trumienny portret mężczyzny, jak gdyby wyjęty z nagrobka.
W domu napisałam do pewnej mieszkanki okolicy z pytaniem, czy zna tego pana. Wtedy dowiedziałam się, że to właśnie był ten dom z morderstwem! A portret przedstawia zabitego pana J.
"W tym domu mieszkał samotny "stary kawaler". W okolicy panowała opinia, że z gospodarki uciułał trochę grosza. I tak oto któregoś dnia rano (chyba w 1994 roku) przyszedł do niego w jakiejś sprawie najbliżej, chociaż wcale nie blisko mieszkający sąsiad. Zastał zamknięte drzwi wejściowe z kluczem tkwiącym w zamku z zewnątrz. Sąsiad, myśląc, że gospodarz jest gdzieś w obejściu wrócił do domu i po pewnym czasie przyszedł ponownie i zastał tę samą sytuację. Zaczął rozglądać się po podwórku i zobaczył ślady krwi na wierzejach stodoły.Otworzył drzwi do domu i zastał w nim skrępowane, zmaltretowane ciało pana J. Prawdopodobnie pastwiono się nad nim kilka godzin. Sprawców chyba nie znaleziono, ale nie wiem tego na pewno."
Rozmawiałam potem na ten temat z innym mieszkańcem okolicy. Gdy tylko wspomniałam o opuszczonym, osamotnionym gospodarstwie na bagnach, zaczął o tym mówić. Jego zdaniem J. zginął, bo "handlował z Mongołami". Ponoć wdał się w jakieś interesy z ludźmi z Kazachstanu. Według mieszkańca coś poszło nie tak i ci ludzie przyjechali. Portrecik podobno przyniosła w to miejsce siostra ofiary. "Była tu i J. jest" - powiedział mieszkaniec.
W środku było dziwnie. Cały sufit - właśnie sufit, nie dach - zawalił się do środka. Podłogę pokrywały białe cegły. Dach był na swoim miejscu. Ciekawe, jak się coś takiego stało. Nie było mowy o zachowaniu pierwotnego układu pomieszczeń, same ściany i wmurowane w nie piece. W końcu od ponad 20 lat nikt tam nie mieszka, a odosobnione położenie budynku pewnie kusiło złodziei. Ale mimo wszystko zauważyłam w gruzie papiery, pocztówki, notatki, święte obrazki.
Kiedy robiłam zdjęcia pozostawionym w domu pocztówkom, zrobiło mi się słabo i musiałam stamtąd wyjść. Potem zresztą wróciłam, bo jeszcze coś było do odgrzebania w gruzie, sfotografowania i odłożenia na miejsce. Za drugim razem już nic mi nie było.
W okolicy nie brakowało resztek gospodarstw, prawdopodobnie dawno temu sprzedanych do parku. Klimat jak w Ławach, a to tutaj to przecież zupełnie nieznane miejsce.
Ostał się wychodek i muszla klozetowa w środku:>
Poszłam dawną wiejską drogą dalej, napotykając na kolejne resztki gospodarstw - podmurówki, słupki, owocowe krzewy i piwniczki, gdzie teraz mieszkają nietoperze. Droga przez bagna była dość łatwa do przejścia mimo pory roztopów, tylko w jednym miejscu na środku utworzyło się spore bajoro i musiałam obchodzić je bokiem.
Po lewej słupki - kolejny znak, że była tu wieś:
Niedawno rozmawiałam w necie z pewną dawną mieszkanką Puszczy Kampinoskiej. Opowiadała, że jest w lesie miejsce, gdzie mieszkała jako dziecko z rodziną. Dziś wszystko jest zapomniane i zarośnięte, sprzedane do parku aż 37 lat temu. Bo wykupy gruntów zaczęły się jeszcze za czasów PRL. Dzięki wskazówkom mieszkanki (pozdrawiam!) dotarłam do tego miejsca. Trzeba było iść boczną dróżką z jednej ze wsi na bagna.
Doszłam do polanki z cembrowiną:
"Po posesji prawie nie ma znaku.Moi rodzice sprzedali gospodarstwo do Parku w 1979 roku (ja miałam 6 lat), dlatego nie pamiętam już jak dokładnie wyglądały zabudowania sąsiadów. Bardzo rzadko wracam w to miejsce-raz na kilka lat. Ale w mojej pamięci pozostały obrazy z najwcześniejszego dzieciństwa" - pisze mieszkanka.
Okazało się, że w rejonie tej polany było kilka domków należących do różnych osób z tej samej rodziny, stała nawet kapliczka, po której został dziś tylko kamienny postument, nie odnaleziony przeze mnie.
Dziś w studni same śmieci:
Drzewka owocowe - to po nich można dziś rozpoznać miejsca po gospodarstwach.
Tuż obok podmokłe tereny:
Wracając do cywilizacji, zobaczyłam pośrodku mokradeł spory drewniany budynek. Fatamorgana czy co? Okazało się, że to opuszczony, chociaż zamknięty domek.
Na ganku - sztuczna małpa w klatce. Trudno byłoby się tego spodziewać w takich ostępach:>
Przez okno widać, że niewiele się ostało:
Na koniec - zimowa, a częściowo też robiona wiosną trasa po północno-wschodniej części puszczy. W styczniu wyruszyłam z parkingu w Starej Dąbrowie i poszłam na północ do rejonu wsi Gać.
Tam wchodzi się na szlak zielony, prowadzący na zachód przez obszar ochrony ścisłej "Czarna Woda".
W maju zaczynałam tę trasę od wsi Gać:
Gdy pomału dochodzi się już do leśniczówki Wilków, po lewej stronie szlaku widać fragment lasu zwany Tańczącym Borem. Rzeczywiście, drzewa są tutaj w paru miejscach wygięte we wschodnią stronę. Nie aż tak, jak w zachodniopomorskim pod Gryfinem, gdzie byłam rok temu (relacja TU), ale też widać deformację. Byłam tam i w styczniu, i w maju.
Dochodzi się do żółtego szlaku prowadzącego tu z Górek, czyli drogi dostępnej też dla samochodów. Potem szłam zielonym szlakiem dalej na zachód.
Dochodzi się do mało znanych Poleskich Dębów. Najlepiej oczywiście oglądać je w porze bez liści, gdy widać kształty drzew.
Przypominają dęby w kampinoskim rezerwacie Karpaty.
Doszłam do tak zwanego Dennego Lasu. W maju od razu poszłam wtedy na Nowe Polesie, zimą zaczęłam kierować się Drogą Secemką do Starej Dąbrowy, mijając żołnierską mogiłę.
Drzewo na Drodze Secemce:
Niebieski szlak prowadzi przez przydrożne wydmy w kierunku parkingu przy harcerskim zamkniętym ośrodku:
W pewnym miejscu niemal na środku drogi pojawia się żołnierska mogiła:
A gdy niedaleko tego miejsca spojrzałam w głąb lasu, zobaczyłam w miejscu, gdzie nie prowadziła przecież żadna droga, kolejną schowaną między drzewami mogiłę. Relacja osoby z sąsiedztwa na temat tych grobów: "Wiem, że w pobliżu szkoły jest mogiła jakiegoś oficera z kampanii wrześniowej. Była tam tabliczka z danymi tego żołnierza. W Puszczy jak zapewne Pani widziała jest wiele takich miejsc. Nie zawsze w tych mogiłach spoczywają kości poległych. Często są to miejsca ich pierwszego spoczynku. Zaraz po wojnie wiele z tych ciał ekshumowano i pochowano na pobliskich cmentarzach w Leoncinie, Kampinosie... Często, a właściwie najczęściej jako NN. O mogiły dbają harcerze, ale i miejscowa ludność o nich pamięta. Moi rodzice pamiętali często, w którym grobie ilu ich leżało,bo jako nastolatkowie bywali świadkami ich "prowizorycznego" pochówku".
c.d.n.
Uwielbiam Twojego bloga. Podróżuj jak najwięcej i zdawaj nam - leniom siedzącym przy komputerach - relację! :)
OdpowiedzUsuńa ja mam inne zdania, chłam i zaśmiecanie netu.
OdpowiedzUsuńAle ciekawa zagadka kriminalna z tym panem
OdpowiedzUsuńGdzie znajduje się dom w którym doszło do morderstwa?
OdpowiedzUsuńJedną z reguł urbexu jest nie podawanie lokalizacji obiektów :)
OdpowiedzUsuńAnonimowe komentarze z hejtem to dopiero skarb ;)
Dla mnie blog jest bardzo ciekawy. Dużo informacji, zdjęć i historii. Brawo :)
Poleskie Dęby robią wrażenie. Dorodnych dębów jest tam chyba ponad 10 sztuk,jak dobrze pamiętam. Oczywiście tych widocznych,bo jak tam byłem,to nie schodziłem z zielonego szlaku,żeby je wszystkie policzyć.
OdpowiedzUsuń