Pierwszy dom, który chcę teraz pokazać, Dom z Monidłem, znalazłam parę dni temu podczas typowej objazdówki na chybił trafił. Jak zwykle starałam się znaleźć boczne drogi znanych już wsi, potem wypatrywałam z samochodu podejrzanych domków i pomału podchodziłam do nich. Dom z Monidłem bardzo mnie zaskoczył. Przejeżdżałam dość blisko niego mnóstwo razy, ale od strony szosy wyglądał jak nieciekawa szopa na siano. Tym razem spojrzałam od innej drogi i od razu wiedziałam, że to będzie coś fajnego - dom jest drewniany, cały i widać firanki w oknach. Pozostało parkowanie na minipoboczu i przełażenie przez rude trawy. Kontrolne spojrzenie za firanki przed ładowaniem się do środka dodało mi sił do eksploracji ;>
Pierwsze pomieszczenie wyglądało, jakby ktoś specjalnie zdzierał podłogę i szukał skarbów. Nie zostało tam nic poza pięknym świętym obrazem na ścianie, kolorową firaneczką i krzyżem nad drzwiami prowadzącymi do przedsionka z piecem, a potem do pokoju dziennego.
Drugie pomieszczenie było w znacznie lepszym stanie. Na stole różowe kwiaty, szklanki i garnki w równym rządku. Szafę i klasyczny kampinoski kredensik opróżniono, co jest nietypowe jak na dobrze zachowaną chatę - przeważnie zestaw ubrań pozostaje na swoim miejscu. Na ścianach wisiały święte obrazy, przy kredensie zobaczyłam świetnie zachowane monidło. Wygląda jak rysunek, a nie fotografia. Ciekawe, kim byli ci ludzie, kiedy umarli, z którego roku pochodzi ten obraz? Domek wygląda na opuszczony od dawna.
Wieś z innej epoki też znalazłam podczas spontanicznej objazdówki, ale na drugim końcu puszczy. Szukając bocznych, nowych dla mnie dróg zjechałam z asfaltówki i po chwili miałam wrażenie, że dostałam się do jakieś kampinoskiego Trójkąta Bermudzkiego i przeniosłam się w czasie. Na rozstaju dróg z krzyżem i kapliczką były dwa bardzo stare, drewniane domy kryte strzechą.
Najpierw podeszłam do małego Domu z piecem, bardzo już rozgniecionego.
Udało mi się w końcu zajrzeć do środka. Meble zarastały tam gałęziami:
Przed chatką stał opuszczony komin:
Większy dom, stojący po drugiej stronie drogi, wydawał mi się pewniakiem. Jego kryty strzechą dach był w wyraźnie kiepskim stanie, na drzewie wisiała tabliczka "na sprzedaż". Już wystartowałam do przedpotopowej, drewnianej furtki, gdy nagle zauważyłam.. suszącą się na sznurku męską koszulę. Okazało się, ze w tym domku mieszkają starszy pan z kotem! Potem zauważyłam to już z dalszej odległości. Nie miałam odwagi zagadać, ale może następnym razem.
Potem zwiedziłam dwie kolejne drogi prowadzące od tego skrzyżowania. Szybko natknęłam się na kolejny dom - Chatę Cecylii. Takie imię było na tabliczce, nazwisko się zatarło. Zatkało mnie, gdy go zobaczyłam. Był też kryty strzechą, wyglądał jak zaginiony brat bliźniak Chaty Kampinoskiej z Granicy albo jakby uciekł ze skansenu.
Weszłam na podwórko i wypłoszyłam całe stado sarenek. Niestety, nie było żadnej opcji dostania się do środka tej chaty. Na kolejnej uliczce tej wsi natknęłam się od razu na kolejne opuszczone gospodarstwo - Dom Sowy. Na pierwszy rzut oka nie rokowało, ale poszłam dalej i nie pożałowałam. Kawałek obory był kiedyś częścią mieszkalną, teraz niestety zamkniętą na cztery spusty, ale w oknie stały święty obraz i krzyż, jak w tak zwanym nawiedzonym domu w Izbicy.
Obeszłam obiekt dookoła i zobaczyłam jakieś wybite okienko. Wspięłam się po dachówce, żeby zajrzeć do środka.
Wtedy ze środka coś zaczęło hałasować, aż tu nagle do okna podleciała od środka sowa gigant:> Zeskoczyłam z dachówki, a sowa usiadła w oknie i spojrzała na mnie. Nie zdążyłam zrobić zdjęcia, ale była piękna. Odleciała gdzieś na drzewa za domem, potem już jej nie widziałam. Gdy jechałam dalej przez wieś, spotkałam jeszcze białego konia i kapliczki.
Dom na zakręcie stoi niedaleko cmentarza w Wierszach. Podaję lokalizację, bo w środku jest całkiem pusty - chyba nie został w ogóle wykończony? Zresztą takie białe puszczańskie domy z tym typem ciemnych okiennic okazują się zazwyczaj puste. Od zewnątrz budynek wyglądał jednak bardzo fajnie.
Gdy obejrzałam dom, ruszyłam w drogę - najpierw kawałkiem szlaku czerwonego, potem przy skrzyżowaniu z żółtym Szeroką Warszawską Drogą poza szlakiem, a potem wróciłam żółtym szlakiem na cmentarz w Wierszach. Był dzień powszedni, więc tym bardziej nie spotkałam żywej duszy.
W okolicach wsi Wiersze natrafiłam nie tak dawno na bardzo ładną drogę - gruntową, ale samochodowo w porządku. Prowadzi od Brzozówki. Po drodze przejeżdża się przez mostek.
Gdy jedzie się tamtędy, widać w gąszczu opuszczoną chatkę. Okazała się praktycznie pusta, ale zawierała nietypowe gadżety. Dotychczas w chatkach pokutowały raczej gołe baby, a tutaj nagle chłop:>
ciąg dalszy nastąpi:>
wspaniale zdjecia :)
OdpowiedzUsuńSkąd jest zdjęcie 23, chętnie zrobiłabym sobie tam wycieczkę, zwiedzać nie będę bo boję się opuszczonych domów Aga Sochaczew
OdpowiedzUsuń