poniedziałek, 21 lipca 2014

Opuszczone miejsca w Warszawie część 1. Opuszczone przedszkole

Cudze chwalicie, swego nie znacie. Mieszkam w Warszawie od urodzenia, a tyle jeszcze zostało do obejrzenia. Gdy tylko dowiedziałam się o istnieniu opuszczonego przedszkola, które dziś chcę pokazać, od razu tam pojechałam. Potem byłam tam jeszcze raz, przy lepszym świetle. Budynek stoi niemal w centrum miasta, a w środku tyle skarbów, że naprawdę nie warto dzielić się publicznie lokalizacją. To jakiś cud, że praktycznie brak tam śladów żuli i wandali idiotów.





Jak to możliwe, że gdy wkoło brakuje ponoć miejsc w przedszkolach, to zostało zlikwidowane? Oficjalnym powodem zamknięcia państwowej placówki w 2006 roku był niż demograficzny. Szybko okazało się, że chyba nie tylko. W ogródku pośród drabinek i gigantycznej piaskownicy zaczął buszować deweloper. Sam przypominający dworek budynek (powstał podobno na przełomie lat 40-tych i 50-tych) jest zabytkowy i go ot tak nie zburzą. Chyba, że całkiem przypadkowo wybuchnie tam pożar. Za to są podobno zakusy, by w ogródku budować pięciopiętrowy blok.


Dostęp do budynku jest łatwy, obok wygodny parking. Najpierw trzeba zwiedzić właśnie ogródek, o tej porze zarośnięty. Jest tam kolorowa drabinkowa lokomotywa, nie brakuje piaskownicy giganta i innych atrakcji.







Żeby dostać się do środka, trzeba wejść na wewnętrzny dziedziniec, a potem przez okno.




Wchodzi się na korytarz z biurkiem. Dopiero tutaj daje się odczuć, jak spory jest to budynek. Warto zwiedzić każde z pomieszczeń i ostrożnie dotknąć wszystkich pozostawionych papierów. Są rysunki, pouczające plakaty pamiętające chyba PRL, wycinanki, wierszyki, książeczki. Kto tak jak ja lubi dziwne pozostałości, będzie zachwycony.



Najpierw poszłam korytarzem na prawo. Obok oszklonej ściany stoi jedno z tutejszych dwóch opuszczonych pianin. Wciąż można na nich grać, są kompletne i wyglądają pięknie.









Pod pianinem i obok niego znalazłam pełno skarbów:



































Potem poszłam do pomieszczenia na końcu korytarza. Na ścianie wisiał plakat z tej samej serii, co te z latawcem, klasą i gabinetem lekarza. Widać po sposobie rysowania, że jest jeszcze z czasów PRL, treść też chyba o tym świadczy, niewypały to był raczej problem powojenny niż sprzed ośmiu lat.



Pod ścianą były odwrócone do góry nogami dinozaury i alfabet:






Szłam przez kolejne, prawie puste pokoje. Na rogu jest gnijące pomieszczenie z czymś dziwnym, dużym i czerwonym oraz szafką pełną książeczek.




















W kolejnym pokoju ostały się dziwny suszony kwiatek i kalendarz:





 Są i łazienki, a w nich komiks o Kleksie:







W każdym kolejnym pokoiku, do którego wchodzi się od korytarza z biurkiem, są nowe, wspaniałe rzeczy:









W jednym było coś w rodzaju sekretariatu czy innego gabinetu dyrektora. Fotele, sztuczne kwiatki i Matka Boska:









Znalezienie pakamery lubieżnego intendenta było kwestią czasu:














Potem poszłam do drugiego skrzydła budynku. Wchodzę za róg, a tam... aaa duchy!



Niezłe wrażenie to robi tak z zaskoczenia. Dalej są pozostałości kuchni.






Potem trzeba zrobić w tył zwrot i ruszyć na sam koniec tego skrzydła, gdzie czeka deser - kolejne opuszczone, grające pianino w sali gimnastycznej.



















Dziękuję autorom strony Huragan Tucznik za cynk:>
C.D.N. W kolejnym warszawskim odcinku - opuszczona willa pod miastem i słynna opuszczona gazownia

16 komentarzy:

  1. Mówiąc szczerze to rzadko ruszają mnie opuszczone miejsca chyba, że są własnie wyjątkowo ładne albo kryją w sobie coś dziwnego. Tutaj jestem w szoku, że ten budynek nie wygląda jak po prostu inne przedszkola zwykłe klocki tylko jest po prostu mega przestronny, no trochę rodem z Ameryki ;) smutno wiedzieć, że pleśnieje itd..
    a znaleziska w świetnym stanie, chyba nie omieszkałabym zabrać nieco fantów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie dlatego w takich przypadkach nie podaje się lokalizacji, jakby każdy tak zabierał, z miejsca nie zostałoby nic ciekawego

      Usuń
    2. nie każdy taki jest sam jeżdżę po takich miejscach i jeśli jest się w danym środowisku to można się dzielić swoimi znaleziskami :D

      Usuń
  2. Dzieki za fajną relacje z tego miejsca..czytałem o tym miejscu..ale nie sądziłem że tyle ciekawych rzeczy do fotografowania jest :) czekam na gazownie :) powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdjęcia z dwóch wypadów? Zdradził Cię kolor paznokci :P miejsce genialne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod wrażeniem że ktoś oprócz mnie chodzi po takich miejscach, super fotki - zapraszam do mnie : http://michalgaleriazdjec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Super zdjecia, bardzo klimatyczne miejsce :) A to duze czerwone COS na srodku jednego z pokoi, to zjezdzalnia, tylko do gory nogami i bez drabinki ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Proszę bardzo. W sumie mieszkam niedaleko, ale nie przyszło mi do głowy, że wszystko mogło zostać w nieczynnym przedszkolu.
    Super wycieczka. Chętnie bym się wybrał na eksplorację.
    I ten komiks o kleksie �� miałem taki ��
    Jeżeli chodzi o te pianina natomiast, to fakt, że jakieś tam dźwięki wydają, nie oznacza, że grają. Po 10 latach w takich warunkach nie nadają się nawet do generalnego remontu. Wilgoć, mrozy, upały, nie ma takigo instrumentu, którt by to wytrzymał. Szkoda.
    Dzięki za fotorelację.

    OdpowiedzUsuń
  8. No i kilka dni temu poszła i formacja, że zarówno przedszkole jak i cały teren do niego przyległy zostaną odnowione i ma tam być jakieś centrum kulturalne. Miasto nie sprzeda tego terenu deweloperowi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się, że niepodawanie lokalizacji jest słusznym pomysłem. Ale też nie mogę się nie przyznać, że mąż zlokalizował budynek natychmiast ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Moje przedszkole, tyle wspomnień. Aż serce się kraja, że tak jest teraz zniszczone.
    Ps. to czerwone coś dużego na podłodze, to zjeżdżalnia odwrócona do góry nogami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje także. Zwiedziłem dwa lata temu; dziwnie było oglądać to wszystko w takim stanie po upływie przeszło trzydziestu lat.

      Usuń
  11. Nie rozumiem, jak można było dopuścić do ruiny takie miejsce!!! :( dobrze, że aktualnie coś się tam zaczyna dziać pozytywnego :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jak to możliwie, ze ten kwiatek doniczkowy jest wciąż żywy od 2006? ... no chyba , że jest sztuczny ... albo coś na niego kapie z sufitu ...
    Pozdrawiam,
    As.

    OdpowiedzUsuń