czwartek, 22 lutego 2018

Puszcza Białowieska, podlaskie cmentarze i inne miejsca część 13

Pod koniec października wybrałam się na kilkudniową wycieczkę do Puszczy Białowieskiej - wcześniej na bieżąco pokazywałam albumy na Facebooku, teraz spóźniona większa blogowa relacja:> Stało się tak w sumie przypadkiem - w drugim tygodniu urlopu rozchorowałam się i wcześniej wróciłam z Beskidów. Po powrocie do Warszawy zaraz następnego dnia rano nagle pomyślałam, że pojadę do Hajnówki, bo czułam się już lepiej. Spakowałam trochę rzeczy, zamówiłam na szybko nocleg w sprawdzonym zajeździe w Hajnówce i ruszyłam w drogę. Poprzedni odcinek o Podlasiu TU.





Miało lać, a lało niewiele. Tylko gdy jechałam z Warszawy do Hajnówki. Kolejnego dnia miałam w planach bardzo długą wycieczkę po puszczańskich jesiennych szlakach. Trasa zakładała ruszenie z parkingu przy Miejscu Mocy, przejście do Podcerkwy i powrót inną drogą. Ostatecznie nawet to wydłużyłam i w rezultacie przeszłam prawie 30 kilometrów. Pod koniec już ledwo szłam, mocno przesadziłam jak na czas tuż po chorobie. Ale wycieczka bardzo się udała. Oto ostateczna trasa, którą przeszłam: parking leśny blisko Miejsca Mocy-żółty szlak do Podcerkwy - czarny szlak Droga Sinicka - dalej żółtym przez rezerwat Berezowo-na północ Trybem Zielonym-Czerlonka-niebieskim i czarnym, a potem torami z powrotem na parking przy Miejscu Mocy.



Nie sposób nie wspomnieć o problemie wycinki puszczy. Nie spodziewałam się, że będzie to aż tak widoczne. Pozamykane szlaki, wszędzie tabliczki z napisami, że wstęp wzbroniony i sterty ściętych drzew, także ewidentnie starych. To bardzo utrudniało wędrówkę, zwłaszcza, że nie sposób było dogrzebać się do informacji o pozamykanych szlakach w internecie. Miało się niespodziankę. Na przykład chciałam przejść ścieżką przyrodniczą "Szlakiem puszczańskich mokradeł" i też była zamknięta. Pewnie nic by się nie stało, gdybym poszła, ale nie chciałam już robić sobie ewentualnych problemów i się stresować. W każdym razie wytyczenie jakiejkolwiek długiej trasy było w październiku pewnym problemem z racji pozamykanych szlaków.


A tymczasem przejdę do tej konkretnej wyprawy. Zaparkowałam przy torach kolejki wąskotorowej niedaleko Miejsca Mocy. Byłam tam już wcześniej dwukrotnie, relacje TU i TU. Tym razem szłam szlakiem żółtym. Nawiasem mówiąc nie spotkałam w puszczy ani jednego turysty, nigdzie. Nawet rowerzystów. Byłam zawsze sama na szlakach przez te trzy dni, nie licząc drwali przy Miejscu Mocy, mieszkańców Czerlonki i samochodu straży leśnej przy wejściu na Carską Tropinę.



No więc ruszyłam z parkingu przy Miejscu Mocy. Aż tu nagle niespodzianka. Na samym początku szlaku tabliczki z zakazami wstępu, bo ścinka drzew i w dodatku faktycznie tuż przy mnie wycinali. Do Miejsca Mocy też nie można było dojść z tego powodu. Miałam szczęście w tym nieszczęściu, bo zagadałam do kogoś w rodzaju kierownika wycinaczy i zgodził się mnie przeprowadzić przez teren wycinki. Obok mnie spadały drzewa jedno po drugim. Leśnik (bo chyba to był leśnik) sam z siebie zaczął się tłumaczyć, że robią tak, bo "mają problem z martwymi świerkami" i "nie chcą, żeby komuś one spadły na głowę". Nie jestem biologiem ani leśnikiem, tylko zwykłym turystą, ale tak sobie myślę, że puszcza ma właśnie to do siebie, że rządzi się swoimi prawami i są w niej także uschłe drzewa. Spotkałam się nawiasem mówiąc z teorią, że świerki wymierają, bo ten gatunek niejako "idzie na północ" z powodu ocieplenia klimatu. Że natura sama tak to urządziła. Nie wiem, nie znam się. Ale tak na chłopski rozum to gdy ktoś idzie do puszczy, powinien wiedzieć, że jakby co, robi to na własne ryzyko. W Puszczy Kampinoskiej w niektórych miejscach (na przykład czerwony szlak przy Mogilnym Mostku) wiszą tabliczki z napisami, że uwaga, spadające gałęzie, wejście na własne ryzyko. Może to lepsze rozwiązanie, wieszanie takich tabliczek? Poszłam dalej żółtym szlakiem w kierunku Podcerkwy:





Wysokie, stare dęby wyróżniające się z lasu - charakterystyczny widok dla Puszczy Białowieskiej. Niestety część z nich jest poza szlakami, a ja mało znam ten teren.









Boczna przecinka, kolejna żółta tabliczka. A tam ktoś coś dopisał mazakiem:




Skrzyżowanie z Trybem Jagiellońskim.

















Ktoś tu drapał przy tej polanie:>













Doszłam do zamieszkałej leśniczówki Podcerkiew:





A tam Toyota Yaris :>
 

Marzenie, mieszkać w takim miejscu. Jak widać Yariski dojeżdżają;> A oto najcieńszy pomnik przyrody, jaki widziałam, rośnie obok:






Pewnie bywają tu żubry i jelenie:

















Doszłam do odejścia szlaku czarnego i poszłam nim. Można też zrobić krótszą trasę, idąc cały czas szlakiem żółtym.








Zrobiło się bardziej dziko i bagiennie:

















W międzyczasie zaczęła się ulewa. Liczyłam się z tym, że tak się stanie i nawet miałam w plecaku składany parasol. W razie ulewy tylko z nim da się robić zdjęcia, no i jest ochrona przed natychmiastowym przemoczeniem.




Opuszczone budynki przy rezerwacie Przewłoka, czyli koniec świata:



















Niedaleko tego drzewa skręciłam w lewo i byłam z powrotem na żółtym. Zastanawiałam się, czy iść bez szlaku od razu na północ, Trybem Zwierzynieckim, ale ostatecznie wybrałam dłuższą trasę cały czas szlakami.




Po drodze przechodzi się przez Rezerwat Berezowo:





Po paru kilometrach skręciłam w prawo w zielony szlak rowerowy i szłam na północ w stronę odejścia drogi do Czerlonki:









Jak widać, po drodze niespodziewanie przestało lać i wyszło słońce, choć według prognoz miało go nie być wcale podczas tej trasy:



















Przez chwilę był nawet kawał niebieskiego nieba - szok i niedowierzanie;>


Skręciłam w prawo według czerwonych znaków, kierując się do Czerlonki. Już byłam strasznie zmęczona i trochę się bałam, czy nie zemdleję w tym lesie. Po chorobie nie czułam się jeszcze normalnie.



No i jest Czerlonka, a właściwie póki co Czerlonka Leśna, czyli leśny przysiółek wsi Czerlonka. To mi dodało sił, widok jakiejś cywilizacji:>





Inwazja klasyków polnych dróg:>


Doszłam do "głównej" Czerlonki, która po tych wszystkich ostępach prezentowała się jak metropolia:>





Niebieskim szlakiem kierowałam się z powrotem do Miejsca Mocy, tłumacząc sobie, że to już tylko kilka kilometrów i dam radę.












Wspominałam, że początek szlaku musiałam przejść w asyście leśnika przez teren wycinki drzew. Leśnik doradził mi, żebym wracając nie szła czarnym od Miejsca Mocy, tylko torami aż do parkingu. Tak też zrobiłam. Ale żeby dojść do torów od niebieskiego, musiałam przejść kawałek również zamkniętym, zarośniętym czarnym. Innego wyjścia nie było. Potem według mapy pozaszlakowo w lewo i już byłam na wyczekanych torach, ledwo żywa. Tym sposobem doszłam z powrotem na parking. Można było wracać do Hajnówki na zasłużone pierogi w barze Babushka, który polecam:>






c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz