Opuszczona cerkiew z sercem była chyba największym logistycznym wyzwaniem spośród wszystkich obiektów tego typu, jakie dotychczas zwiedzałam:> Informacje o tym, gdzie jest klucz, okazały się teoretycznie prawdziwe, ale wynikły komplikacje organizacyjne. Na szczęście sąsiedzi pokierowali mnie kolejno od drzwi do drzwi. Namierzenie miejsca pracy zięcia osoby z kluczami, pojechanie tam i znalezienie tego zięcia, jego telefon do teściowej, która musiała wrócić i gdzieś pójść, powrót do poprzedniego domu... uff. Ale się udało. Warto przeprowadzać te wiesiexowe cerkiewne śledztwa;>
Cerkiew została zbudowana w XVIII wieku, jak tamta z poprzedniego odcinka, ostatnie przebudowy miały miejsce w czasach międzywojennych. Po wojnie świątynia pełniła funkcję magazynu - w1947 roku ludność ukraińska została wysiedlona. Gdy nareszcie mogłam wrócić do cerkwi z kluczem, okazało się, że zamek wygląda tak:
No a w środku.. Wchodzi się bocznymi drzwiami, od razu tam, gdzie dawniej był ołtarz. Łuszcząca się niebieska farba, malowidła na drewnianym, skromnym ołtarzu. Zwiedzający cofa się w czasie do 1947 roku.
Zaglądam dalej, a tam boczne ołtarzyki i mała, drewniana kopuła leżąca na podłodze:
Po obejściu cerkwi wróciłam w miejsce dawnego ołtarza. To tam jest najwięcej przedmiotów. Ikony, krzyże, modlitewniki, święte obrazki i jakieś religijne dzieła. Warto zajrzeć pod "blat" ołtarza, gdzie leżą różne papiery.
Opuszczone od 1947 roku tabernakulum:
Imprimatur Czenstochoviae, die 4 februarit 1923:
W cerkwi znalazłam kilka odłamków świętej figury, ale nie dało się już z nich skompletować całości. Były też fragmenty różańca.
Po jakiejś godzinie spędzonej w cerkwi zwiedziłam otaczający ją dawny cmentarz greckokatolicki. Na cmentarzach warto obejrzeć w miarę możliwości każdy grób, bo to właśnie on może być najciekawszy. Tutaj znalazłam charakterystyczne dla regionu kamienne krzyże z wyrzeźbionymi Jezuskami, dziś już połamanymi, w połączeniu z paroma krzyżami drewnianymi.
Schyliłam się i zobaczyłam, że po metalowym krzyżu z Jezuskiem chodzi pełno czerwonych owadów.
To pluskwiaki zwane "tramwajami", pewnie z racji czerwonego koloru, ich "oficjalna" nazwa to kowal bezskrzydły. Nie wiem, czemu upodobały sobie właśnie ten nagrobek, gdzie indziej było ich mało lub nie znalazłam żadnych.
"[...]rodziny Poło[chów], którzy zostali zamordowani w roku 1944":
W jednym miejscu leżała sterta nowszych płyt nagrobnych:
c.d.n.
Niesamowicie to wszystko wygląda....
OdpowiedzUsuńPrzykro patrzeć jak takie cudeńka popadają w ruinę....
Pozdrawiam z Dolnego Śląska :)