Była to moja druga wycieczka podczas pobytu w Tatrach. Poprzedniego dnia lało przez cały czas, tym razem prognozy dawały nadzieję na coś lepszego. Kiedy rano szłam od ronda w Kuźnicach, a potem wchodziłam na niebieski szlak na Boczań i Skupniów Upłaz, było jeszcze sporo chmur, ale i tak cieszyłam się, że wreszcie nie leje. Pokazał się ładnie oświetlony Giewont:
Kiedy wyłonił się Kościelec, zobaczyłam pełno śniegu. Nigdy nie chodziłam po górach zimą i byłam pewna, że mnie to nie spotka, w końcu był dopiero początek września. No ale to, co w nizinach było deszczem, wysoko zamieniało się w śnieg. Wierzchołek Kościelca był jeszcze schowany w chmurach.
Na Hali Gąsienicowej weszłam do Murowańca na herbatę i czekoladę. Wtedy wyszło słońce, więc szybko wyskoczyłam przed schronisko i zaczęłam podchodzić do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Od tego momentu aż do wejścia na Kasprowy pogoda była świetna.
Ale na razie zaczęłam wspinać się na Przełęcz Karb (1853 m n.p.m.).
Tam już były pierwsze płaty śniegu.
Widok z tej przełęczy jest obłędny. Z jednej strony Staw Gąsienicowy - z drugiej małe stawki - Kurtkowiec (to ten większy i zakręcony, z wysepką), Czerwone Stawki i reszta.
Pod Kościelcem ktoś ulepił bałwana:>
Patrzyłam na ludzi wchodzących na Kościelec. Stali w połowie góry i zastanawiali się nad czymś długo, próbowali na coś wejść, ale im się chyba nie udawało. W tej sytuacji darowałam sobie, bo przecież nie mam wystarczającego górskiego doświadczenia i zaczęłam schodzić do doliny ze stawkami.
Widać już Kasprowy Wierch.
Po lewej Zielony Staw, po prawej Kurtkowiec, może najładniejszy staw w Tatrach:
Zaczęłam wspinać się czarnym szlakiem na Świnicką Przełęcz. Najpierw nie było śniegu. Potem zrobiło się go pełno.
Szczególnie fajny jest widok z góry na Długi Staw pod Kościelcem.
Płaty śniegu coraz większe.
No i pomału dochodziłam do trudniejszego odcinka ze śniegiem. O dziwo szło się dobrze, oczywiście musiałam bardziej uważać, ale nie było strasznie ślisko. Zwłaszcza, że już parę godzin minęło od wejścia w góry i w niektórych miejscach śnieg zaczynał się topić.
No i jest:> Świnicka Przełęcz (2051 m n.p.m.) i widoki z niej - także na Tatry Słowackie.
Ruszyłam granią w kierunku Kasprowego Wierchu. Uwielbiam ten odcinek. Oczywiście trzeba się tam zjawić możliwie rano, żeby uniknąć tłumów idących od kolejki na Kasprowy. Mi się udało częściowo, bo jednak od ronda w Kuźnicach przez Murowaniec droga była daleka i minęło już ładnych parę godzin. Najpierw wchodzi się na Pośrednią Turnię (2128 m n.p.m.), widać ją na następnym zdjęciu:
Słowacka strona:
Świnica - uznałam, że przy tych warunkach mogę nie dać sobie rady. Już w domu obejrzałam filmik z wchodzenia na ten szczyt i może nawet latem bym temu nie podołała. Warto obejrzeć - TU.
Dalsza droga prowadzi na Skrajną Turnię (2096 m n.pm.m.):
Potem schodzi się na Przełęcz Liliowe (1952 m n.p.m.)
Przed Kasprowym (1987 m n.p.m.) do zdobycie pozostaje wtedy jeszcze Beskid (2012 m n.p.m.).
Tutaj widać jego charakterystyczny szczyt:
Po drodze na Kasprowy i na nim samym znalazłam trzy kolejne bałwany:>
Myślałam, że na Kasprowym coś zjem, ale gdy weszłam do tamtejszej knajpy i zobaczyłam wielki tłum, musiałam się wycofać. Jakoś nie daję rady w tłumie, hałasie i w ogóle. A byłam już strasznie głodna, od około siedmiu godzin chodziłam.
W tej sytuacji zdecydowałam się nie schodzić zielonym szlakiem do Kuźnic, tylko wracać do Murowańca żółtym. Zajęło mi to niecałą godzinę.
W Murowańcu zjadłam bardzo dobre knedle ze śliwkami i już miałam siły na powrót Skupniowym Upłazem do Kuźnic. Cała ta wyprawa zajęła mi dziewięć godzin.
Na sam koniec relacji z małopolskiej trasy - tak zwane różne bezdroża;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz