Dom z pannami i żołnierzami to jedno z lepszych odkryć w regionie. Stał sobie w trochę większej miejscowości, na środku pola. Trzeba było podejść zarośniętym brzeżkiem pod płotem.
Na podwórku zobaczyłam otwarte drzwi. W środku - demolka, ale od razu widać, że nie kompletna. W pierwszej izbie na ścianie zachowały się i święte, i nieświęte obrazy.
Na podłodze i na meblach - same wiesiexowe skarby. W kredensie znalazłam wspaniałe fanty - stare zdjęcia, może przedwojenne lub wojenne. Żołnierze, jacyś młodzi chłopcy grający na akordeonach. Dziewczyna pozująca w okolicznościach przyrody, inna uśmiechnięta wśród ośnieżonych choinek.
Instrukcja obsługi kieleckiej pralki z 1969 roku:
Mój pierwszy opuszczony testament. Oczywiście mogę pokazać tylko kawałeczek, żeby nie ujawniać nazwisk. Napisany ręcznie na kartce z zeszytu, ale z pieczątkami urzędowymi.
Pod rozwalonym łóżkiem leżało tego pełno. Spędziłam w obiekcie około godziny i myślę, że i tak przegapiłam sporo fantów. Wygrzebałam ze śmieci mnóstwo zdjęć, pocztówek z jakimiś dziewczynami. Był też list.
"Czekam na Twoje foto, w mundurze lub jakiekolwiek. Barbarella":
Kolejne dwie izby: szmaty i śmieci, lampa naftowa cała w pierzu, torebki, następne święte obrazy.
Na podłodze leżał nawet przepis na lek na raka. Jak się okazuje, trzeba użyć m.in. przytulii białej i wódki:
"Wycisnąć sok z przytulji białej i pić go trzy razy dziennie po łyżce stołowej lecz po trzech dniach stale należy dozę zwiększać tak aby już 8 lub 9-go dnia pijąc trzy razy dziennie po pół kieliszka do wina ale [?] rano. Jest na zewnątrz smarowanie ja [?] dwa razy dziennie tym sokiem.
Wyleczony został piciem odwaru na winie z kory młodych gałązek dębowych [..?] moczy kopytnik pospolity po namoczeniu natrzeć sok z cytryny z wódką"
Dom z martwą naturą stał za zaoranym polem na obrzeżach jednej z wsi. Wybite okno z tyłu - radość każdego wiesiexowicza. Bo oznacza ono, że dom najprawdopodobniej jest opuszczony, a może i możliwy do zwiedzenia. Chociaż bywa to zawodne. Zdarzało mi się podchodzić do domów z kilkoma całkowicie wybitymi oknami, lub nawet z częściowo zawalonym do środka dachem, które okazywały się zamieszkałe. Widocznie bardzo biedni mieszkańcy nie mieli pieniędzy na nawet takie zdawałoby się niezbędne remonty. Raz nawet weszłam do wypalonego pokoju z wybitymi szybami, by potem spotkać mieszkańca. Na szczęście miłego. Znakiem ostrzegawczym bywa w takich przypadkach wydeptana i widoczna, choć wąska ścieżynka w krzaczorach. Ale z tym domem było na szczęście inaczej.
Wnętrze chatki było bardzo kolorowe - niebieskie tapety, święte i nieświęte obrazy, słomkowe makatki wokół łóżka.
Kłaki, pukle, pakuły, farfocle:
Po drodze obejrzałam też pewien inny domek - z małą ilością fantów, ale urokliwych:
Zajrzałam też sprawdzić, co słychać w pewnym ładnym zielonym dworze, pokazywanym już TU. Cały czas był niedostępny, choć mniej niż poprzednim razem zarośnięty.
No i oczywiście różne płockie bezdroża:
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz