niedziela, 8 marca 2015

Opuszczone podwarszawskie wille część 2

W drugim odcinku o opuszczonych podwarszawskich willach Syrena z czasów urbexowej świetności i świdermajer pełen dziwnych rzeczy. Do części pierwszej zapraszam TU.

 


W przypadku Willi Syrena wyjątkowo podam lokalizację, a to dlatego, że jest ona już nieaktualna. To Konstancin. W grudniu wróciłam do tego obiektu, chcąc zrobić więcej zdjęć niż poprzednim razem. Ku swojemu zdziwieniu zobaczyłam niebieskie folie, zbite tynki, samochód przed obiektem i pana ochroniarza, a także żółtą tablicę z informacjami o budowie. A przecież dopiero co nic kompletne się tam nie działo. Już nawet nie próbowałam wchodzić, widać, że budynek jest przygotowany na remont i koniec atrakcji. Zagadałam do pana ochroniarza. Powiedział, że będzie tam pensjonat leczniczy. Cóż, czas pokaże, co z tego wyjdzie. Oby tylko Syrena nie skończyła jak niektóre inne obiekty, pozbawione zarówno urbexowego uroku, jak i widoków na przyszłość. Trzymam więc kciuki za remont! Syrena przed i po:



W sierpniu nie było nawet śladu tego, co dzieje się teraz. Normalnie przechodziło się przez otwartą bramę i zwiedzało.






Można też było wejść na piętro na na wieżyczkę, gdzie zresztą czekała największa atrakcja obiektu. Ale po kolei. Na parterze było tak:














W zaistniałej sytuacji już nie ma co się nad tym rozwodzić, ale obiekt okazał się trochę zdradliwy. To był drugi czy trzeci raz w mojej krótkiej karierze;> , gdy podłoga się pode mną zapadła. Przy oknie - wiadomo, było wybite, a deszcz robił swoje. Inni miewali chyba gorsze przejścia. Po drugiej stronie pokoju widziałam kawał podłogi zawalonej mocno w dół. Trzeba zawsze uważać na stan podłogi pod oknem, przez które się wchodzi.


Na piętro szło się schodami od tyłu budynku.

























Najlepsze było na samej górze. Szło się tam wąskimi schodkami, była to już widoczna od tyłu obiektu wieżyczka.


 A na strychu... lalka-wisielec na sznurku. Ciekawe, po co ktoś zrobił coś takiego?







Weszłam krętymi minischodkami jeszcze wyżej. Na belce leżało tam jakieś zawiniątko, nie wiem, co w nim było. Mam nadzieję, że już nic strasznego:>



Na stryszku były też inne przedmioty - noga małej lalki, książki, w tym "Kordian" i "Karolcia":>









Dom z klepsydrą znalazłam zupełnie gdzie indziej. To typowy drewniany świdermajer, niestety w coraz gorszym stanie, a przecież takich budowli jest coraz mniej. Oby ktoś go w końcu kupił i się nim zaopiekował.


Na parterze od razu pokazuje się najdziwniejszy element wyposażenia - szafka z  jakąś kulą i... klepsydrą. Podobną, tylko porwaną, znalazłam potem na piętrze.



Czemu ktoś to tak zostawił? Obok był obraz, wokół leżały też psychodeliczne ścienne kalendarze z lat 70-tych, jakieś papiery i dekoracje świąteczne typu różowe Mikołaje.
















Potem weszłam na piętro:










W jednym z pomieszczeń na drzwiach wisiała jakaś kapota grozy:>

















Na schodach prowadzących na wyższą kondygnację leżały pisane ręcznie, chyba jeszcze atramentem, przepisy, w tym na "Jabłka w sukienkach":>








 c.d.n.

1 komentarz:

  1. Pani Zosiu, odpisałem na maila - proszę sprawdzić skrzynkę (spam?)

    Łukasz Wieliczko
    l.wieliczko@gazetaolsztynska.pl

    OdpowiedzUsuń