niedziela, 1 marca 2015

Opuszczone podwarszawskie wille część 1

Pod Warszawą są miejscowości, które jeszcze nie tak dawno robiły za letniskowe tereny dla mieszkańców stolicy. Dziś jedne podupadają, w drugich niszczejące w zaroślach rudery stoją obok domów bogaczy i celebrytów. Chociaż przedwojenne wille, drewniane Świdermajery, murowane rezydencje to główna atrakcja i wizytówka tych miejsc, jedna po drugiej znikają - zawalają się, zostają zdewastowane lub wręcz przeciwnie: kupione i wyremontowane nie do poznania. W środku niektórych porzuconych domów wciąż można znaleźć pozostałości po dawnych mieszkańcach, czasami bardzo zaskakujące. W kilku odcinkach chcę pokazać mniej lub bardziej zapomniane podwarszawskie wille w paru różnych miejscowościach. Ze względu na cenne urbexowo pozostałości w większości przypadków nie podaję dokładnych lokalizacji.




Opuszczony pensjonat z komunijnym portretem bardzo mnie zaskoczył. Jego najbliższe sąsiedztwo to nowa, elegancka rezydencja wyglądająca jak dom dyrektora banku. Willa stoi na zarośniętej działce tuż obok, to zresztą charakterystyczny widok dla tej miejscowości. Podobno jeszcze niedawno w opuszczonym pensjonacie mieszkał pewien sympatyczny bezdomny, teraz nie wiadomo, co się z nim stało.





Byłam tam dwukrotnie - pierwszy raz w sierpniu, drugi raz w grudniu. Tak było w sierpniu:




Znalazłam w necie relacje ze środka, ale nigdzie z najwyższej kondygnacji. Tymczasem to tam jest największa atrakcja obiektu, czyli upiorny komunijny portret dziewczynki, który wisi nietknięty na ścianie, choć całe piętro ledwo się już trzyma na swoim miejscu.

Tak wygląda sytuacja na parterze:


















Potem idzie się na górę drewnianymi schodami, oczywiście blisko ścian.




W na wpół zawalonych pokojach ściany pomalowane są w kwiaty, nad drzwiami wisi krzyż. W jednym z pomieszczeń - resztki jakiejś fototapety.













Na ostatniej dostępnej kondygnacji, przed wieżą, gdzie chyba nie ma już dojścia, jest schowany najlepszy przedmiot. UWAGA, nawet jeśli ktoś rozpozna ten budynek, niech poważnie się zastanowi, czy chce wchodzić na samą górę. Obiekt jest niebezpieczny! Ja jestem wyjątkowo lekka, a schody wyglądają tak jak pokazuję poniżej. Obraz, o którym mówię, można przegapić, bo zwłaszcza w mniej słoneczny dzień jest tam ciemno.




Poza tym w tym pokoju nie zostało nic. Tak wyglądają dalsze pomieszczenia na górze:







Opuszczony nawiedzony komisariat pierwszy raz odwiedzałam już ładnych parę lat temu. Wtedy nie dałam rady wejść do środka, ostatnio - jak najbardziej. Miejscówka jest dość znana i otoczona równie znaną legendą.

W tym miejscu po wojnie była katownia UB, potem zwykły posterunek policji. Podobno gdy policjanci siedzieli w nocy na dyżurce, zdarzało im się słyszeć kroki piętro wyżej. Znana jest historia, która ponoć wydarzyła się tu którejś nocy. Otóż dyżurny usłyszał ciężkie, męskie kroki nie tylko na piętrze, gdzie oczywiście nikt nie miał prawa wtedy być. To coś zaczęło schodzić po schodach. Konkretnie tych:




Potem szło korytarzem - sądząc po rozkładzie budynku, zapewne tym:


Gdy doszło do drzwi, policjant chwycił za broń. Kroki zatrzymały się tuż przed drzwiami dyżurki i ucichły.




W końcu policjant zajrzał na korytarz. Był całkiem pusty. Wtedy wezwał pomoc przez radio.





Podobno najbardziej nawiedzony był (jest? ja nic tam nie przeżyłam) ten pokój na piętrze, to tam coś łaziło:







Chyba najciekawszym pomieszczeniem jest dawny policyjny areszt. Jest prycza i napisy wydrapane na ścianie, między innymi "Jezu ufam Tobie" obok krzyża.





Tak wyglądały dalsze pomieszczenia na piętrze, poza tym ponoć najbardziej nawiedzonym, pokazanym wyżej:









Strych:






Podczas poprzedniej wizyty, kilka lat temu, próbowałam rozmawiać z mieszkańcami tej ulicy i wypytywać ich o policyjne duchy. Odpowiedzi były całkiem intrygujące, relację z tej wycieczki można znaleźć TU. Ponoć mieszkała tu po wojnie jakaś rodzina i któregoś dnia uciekła z domu w środku nocy w samych piżamach. Opowiadała to osoba, która - jak twierdziła - nic wcześniej nie słyszała o żadnych duchach na komisariacie. Może więc jakieś ziarno prawdy w tym wszystkim jest.


Opuszczony dom bez ołtarzyka zwiedzałam jeszcze gdzie indziej. Pojechałam tam skuszona nie tylko piękną architekturą, ale i starymi zdjęciami wnętrza, przedstawiającymi jakiś tajemniczy ołtarzyk zrobiony ze świętego obrazka i kwiatów, powieszony na ścianie, czy raczej futrynie. Niestety, gdy tam dotarłam, tej głównej atrakcji obiektu już nie było. Mimo demolki na miejscu została oczywiście tarka. Już tu chyba parę razy pisałam, że ten przedmiot dziwnie często trzyma się twardo swojego miejsca w opuszczonych domach do ostatniej możliwej chwili:>



















Drugi opuszczony dom był na tej samej ulicy. Znalazłam go przypadkiem. W środku uchował się między innymi święty obraz.











c.d.n.

2 komentarze:

  1. Pani Zosiu, z tej strony Łukasz Wieliczko z "Gazety Olsztyńskiej". Bardzo prosiłbym o kontakt na maila l.wieliczko@gazetaolsztynska.pl. Bardzo chcielibyśmy zrobić z Panią wywiad.

    Pozdrawiam i proszę o odpowiedź
    ŁW

    OdpowiedzUsuń