piątek, 20 marca 2015

Opuszczone miejsca północnego Mazowsza część 3

Niedawno temu zrobiłam objazd po opuszczonych dworach powiatu płońskiego, relacja jest TU. Tym razem wybrałam się na serię wypraw na chybił trafił, szukając porzuconych wiejskich chatek. Objazd okazał się na tyle owocny, że wystarczy na co najmniej trzy odcinki. Domy, które dziś pokażę, to kolejny dowód na to, jakie ważne jest dokładne sprawdzanie warstwy śmieci  - i jak się znowu okazuje, zdecydowanie nie tylko - na podłodze. To tam znalazłam prawdziwe wiesiexowe skarby w domku, gdzie czas zatrzymał się we wczesnych latach 50-tych.

 

 


Opuszczony dom z jeleniem i zdjęciami to na pewno jeden z bardziej atrakcyjnych obiektów regionu. A wygląda niepozornie, bo jest już bardzo zdewastowany. Zauważyłam go z samochodu po paru godzinach poszukiwań chaty tej klasy. Z rozmowy z sąsiadami wynika, że chata miała być zabrana do skansenu, ale nic z tego nie wyszło i niszczeje dalej.


W środku na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że jedyne, co zachowało się w obiekcie, to wiszące na ścianie święte i nie tylko obrazy. Były nietypowe ozdoby - gołąbki i jeleń ;>






W drugim pokoju też był obraz, do tego makatka, a podłogę pokrywała warstwa wszystkiego.




Nie spodziewałam się czegoś bardzo atrakcyjnego, gdy się schyliłam, ale po jakże krótkiej chwili trzeba było zmienić zdanie. Najpierw zobaczyłam pełno bardzo starych gazet, potem - listy. Z 1946-1947 roku. Gazety - 1950 rok. To wszystko mogłoby wisieć w muzeum. Są też pocztówki do pana K. Pisownia oryginalna:

"W dniu Pana imienin 8 V 46 r. za syłam Panu moc serdecznych życzeń. Ile liści sypią lasy / Ile kropli wpada wmoże / Tyle szczęścia daj Ci Boże / chleba, nieba, wina / ładne dziewczynki co godzina"



W listach - ktoś rozmawia z niejaką Stefcią o sukienkach, modzie z lat 40-tych, paczkach pełnych śledzi i cytrynek, wizytach w szpitalu.



 "Kochana rodzino! Wszystko otrzymałam, jak było pisane - za co dziękuję. Daję ten materjał, 10 śledzi, cytrynkę dla mamusi oraz paczkę papierosów dla tatusia"


"Stefciu! Pytasz o suknie - otóż tak: dużo z powrotem widzę suknie wełniane, cienkie w [?] szyte, ale przewyższają od talji klosze i w kliny, marszczenia staniczka w talji i lekko wyrzucane albo znowu proste, marszczone stanik i falbana w talji i ujęta w szeroki pasek, zapinany w tyle, lub z boku na przodu przechodzący w szfie czy rodzaj zęba [?] na piersi. Rękawy kimono, lub wszywane gładko zakończone u dołu mankietem wywiniętym do góry (...) 4 VI 47 r."



 "Kochana rodzino (...) Mówi że tak się czuje jak pierw, przyjmuje tylko proszki 3 dziennie jest na dyjecie jada sucharki kaszę masło i jajka. Leży na separatce leżą tam zdrowe kobiety, wróżą sobie dowcipkują zaniosłem już ładniejszy szlafrok, pończochy czekam tylko aż zażąda pudru i szminki"

"Kochana rodzino! Paczkę otrzymałam 19 b.m. wszystko było w porządku, prócz dwóch jajek zbitych. (..) Stefciu! Gdy się dowiesz coś o Czesi tej po Jadzi to napisz mi, gdyż jej los bardzo mi ciąży na sercu, a jestem bezsilna wobec niego. Słyszałam, że tam nie może nic kupić ten, co nie zapłacił podatków - więc o ile to prawda, to może bym mogła w czymś odwdzięczyć się za paczki bo u nas jeszcze może kupić każdy o ile trafi na to. Więc proszę napisać czego odczuwacie brak. Warszawa 25 X 50 r."


Wszystkie zachowane papierowe przedmioty wygrzebane przeze mnie z brudnego kłębowiska na podłodze pochodzą sprzed ponad pół wieku. Czas zatrzymał się w tym miejscu na początku lat 50-tych. Przyznam na przykład, że nie miałam dotychczas w ręku magazynu "Mleko Jaja Drób". Odkopałam jeden z numerów. Hasła, raźne zachęty, grafika - coś niesamowitego. "Mleko zdrowiem górnika", "Tylko duże jaja!", "Szczepcie drób", "Gęś strojnisia", "Drób na ścierniska!", "Nie marnujmy pierza", "Gospodynie! Współzawodniczcie w konkursie!", "W kurniku J. Piontka jak w zegarku", "Do czynu!", "Wianuj dzieci nauką".



















 










Coś "na zabawy młodzieżowe":




Jeszcze porady sercowe z gazet. Krysia W. miała narzeczonego, który ją rzucił, po paru latach poznała kolejnego pana, ale boi mu się powiedzieć, że przed nim miała kogoś innego. Gazeta, już nie pamiętam która, może "Sztandar Młodych", doradza bezwzględną szczerość.


Socjalizm socjalizmem, ale znalazło się też miejsce na "Rycerza Niepokalanej" z lutego 1948 roku z wezwaniami do tworzenia Milicji Niepokalanej:



Zanim przejdę do rodzinnych zdjęć, jeszcze parę podłogowych znalezisk:





No a teraz chyba najfajniejsze i najbardziej wzruszające, przynajmniej jak dla mnie. Grzebiąc w kłębowisku, zauważyłam zwykłą, szaro-zielonkawą kopertę. Na wszelki wypadek zajrzałam do niej i od razu zorientowałam się, że to jedno z moich lepszych wiesiexowych odkryć w ogóle. Były tam zdjęcia, wydaje mi się, że niektóre przedwojenne, niestety nie oznaczone żadną datą. Przepiękne.








W drugim pomieszczeniu zachowało się trochę mebli i przeniosłam tam zdjęcia z podłogi, żeby ułożyć je na stole. Tym razem wyjątkowo nie odłożyłam znalezionego przedmiotu na dokładnie to samo miejsce - jednak miejsce tych zdjęć zdecydowanie nie jest na dnie sterty śmieci. Wszystkie są jednak na miejscu i leżą na stole. Nigdy niczego nie zabieram z opuszczonych miejsc i innym polecam tylko i wyłącznie tę samą metodę wiesiexowania ;>








Dom żartownisia zwrócił moją uwagę, bo obok stał niedokończony, murowany dom, a nie ogrodzone gospodarstwo było zarośnięte.


W środku najpierw uśmiechnęłam się na ten widok:


Na ścianach - znowu te opuszczone domki;>









Prawie wszystkie atrakcje były skupione w pierwszej izbie. Tak samo jak w przypadku pierwszego obiektu, trzeba było przeprowadzić podłogowe śmieciowe wykopaliska. Bez tego wiesiex nie ma sensu, powtórzę z uporem maniaka;> Najpierw znalazłam minigórala:



Potem pudełeczko z minirogami i dewocjonaliami. Po prostu małe poroża i dewocjonalia, ot zwykły, szary dzień w trasie;>




Na podłodze leżał zeszyt. A w środku... nie wiem, może ktoś sam wymyślał te dowcipy, a może je zbierał. Pełno scenek z życia figlarnych gospodyń, mało lotnych milicjantów, teściowych i kobiet za kierownicą. Zbyt wielu próbek oszczędzę co bardziej wrażliwym czytelnikom, ale tak całkowicie sobie nie daruję! Było tego mnóstwo...


"-Co dźwigasz?- Dwa melony - Po co ci aż dwa melony? - Bo wczoraj teściowa powiedziała, że odda pół życia za jednego melona!"

I tak dalej ;>




W kuchence - kolejne dewocjonalia:




Była też kolekcja literacka:





 Znaleziska pozostałe:











Na koniec, czy raczej prawie koniec - opuszczona młocarnia, czyli coś nietypowego, poleconego mi przez przypadkiem spotkanego mieszkańca, któremu jak zwykle powiedziałam szczerze o swoim procederze. W środku zachowały się fajne tablice z zakazami i nakazami:






Wstąpiłam też do Nacpolska, gdzie stoi dwór w trwającym od lat remoncie - właścicielem jest podobno jakaś firma. Dwa lata temu tam byłam i przynajmniej sądząc z widoku z pewnej odległości, od tego czasu nie zmieniło się wiele... Ale główną atrakcją i tak jest coś całkiem innego - piękny park z dobrze zachowanym drzewostanem i wyspa na jeziorze, z pokrzywionym drzewem i figurą matki  boskiej. Polecam zresztą podchodzenie do jeziora i drzew od szosy przez łąkę za barierą. Tam zobaczyłam pierwsze w tym sezonie kwiatki.




 





c.d.n.

4 komentarze: